13

2.7K 147 10
                                    

- Pani Parker?

Słysząc swoje nazwisko, automatycznie uniosłam się do góry i wzrokiem zlokalizowałam źródło tegoż wołania.

- Tak, to ja. - Uśmiechnęłam się krzywo.

- Zapraszam. Ojciec też może wejść. - Spojrzała na siedzącego obok Wyatta, którego dłoń delikatnie, uspokajająco jeździła po moich plecach.

- Właściwie to...

- Też wejdę, oczywiście. - Posłałam mu zdziwione spojrzenie, a ten jedynie puścił mi oczko.

Wchodząc do środka poczułam nieprzyjemną gulę w gardle. Rozejrzałam się dookoła, a biel która panowała w pomieszczeniu sprawiała, że zaczynało mi się kręcić w głowie.

- Sandy Parker? - Odwróciłam się w stronę mężczyzny w średnim wieku. Uśmiechał się, i delikatnie dłonią w skazał na krzesła.

- Zapraszam. - Skinęłam głową i usiadłam na jednym z miejsc, a wolne obok zajął Wyatt.

- Co Panią sprowadza?

- Cóż, podejrzewam, że jestem w ciąży. Znaczy, test robiłam i był pozytywny, ale chciałam się upewnić. - Westchnęłam, zaciskając swoją dłoń na dłoni przyjaciela. Oczekiwałam od niego wsparcia i wiedziałam, że je mam. Był najlepszym przyjacielem. Najlepszy jakiego kiedykolwiek miałam.

- W porządku. Zapraszam na badanie usg. - skinęłam głową i wstałam, ciągnąc za sobą Wyatta.

Położyłam się na dużym fotelu i na życzenie lekarza podciągnęłam koszulkę do góry. Na brzuch wycisnął trochę żelu, który wbrew pozorom był naprawdę nieprzyjemny. Wskazał na ekran, pokazując mi co i jak. Niedługo pózniej wskazał na malutką fasolkę.

- Gratuluje, piąty tydzień. - podał mi papier, którym miałam wytrzeć brzuch. Za ten czas wydrukował zdjęcia i podał mi je, kiedy poprawiłam koszulkę. - Więc teraz mogę założyć książeczkę ciąży. Możesz się nazwać już przyszłą mamą.

Wiem, że chciał być miły i podtrzymywać mnie na duchu. Jednak dla mnie to było przytłaczające.

Po otrzymaniu wszystkich dokumentów kompletnie się wyłączyłam. Nie słuchałam już nikogo, po prostu szłam przed siebie. Wychodząc z budynku nawet nie zwracałam uwagi co robię. Nie zatrzymując się, ze wzrokiem wbitym w ziemie mknęłam przez całe miasto. Pewnie nikt nie będzie zdziwiony, gdzie mnie moje nogi zaprowadziły. Tak, pod swoją starą pracę. Nie byłam pewna, czy to do czego zmierzam jest dobre, ale teraz miałam to gdzieś. Weszłam do środka i stanęłam tuż przy ladzie blondynki.

- Cześć, um... Jest może Justin? - Zmierzyła mnie wzrokiem i chyba wiedziała kim jestem, bo jej wyraz twarzy zmienił się na łagodniejszy.

- Nie powiedział Ci? - Zmarszczyła brwi, unosząc się do góry.

- Cóż, jakby powiedział to pewnie by mnie tu nie było. - Odpowiedziałam, krzywiąc się na głupie pytanie.

- Wyjechał... W podróż poślubną. Do Włoch. Dzisiaj, jakieś dwie godziny temu. - Westchnęła, wzruszając ramionami. - Ale tylko na trzy dni. Przekazać mu coś może?

-Nie.- Zareagowałam od razu. - I nie mów mu, że tu byłam. Dzięki. - Odwróciłam się i nie czekając na jakiekolwiek słowo po prostu ruszyłam do wyjścia.

Wiedziałam, że to był zły pomysł.


Pod wpływem emocji, wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do brata, którego teraz tak bardzo potrzebowałam. W tym momencie też przypomniało mi się, że zostawiłam w przychodni Wyatta. Jednak nie miałam wyrzutów sumienia.

Please, forgive me... (2 cz.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz