7

3K 174 20
                                    

- Saaandy... Bo ja... Ja... Mam samochód. Nie dam rady prowadzić. - wzruszył ramionami, chyba nieco spanikowany.

Jego pusty wzrok spoczął na moich oczach, by ponownie zapłakać.
- A muszę wrócić. Mój aniołek pewnie sie martwi. - szepnął, wyciągając z kieszeni telefon, niestety szybko wypadł mu z dłoni. Zadziałam sie nieco z tej sytuacji, kręcąc głowa.

- weźmiemy taksówkę. - mruknelam, zgarniając włosy na tył głowy.

- nie pamietam gdzie mieszkam. - zaśmiał sie, wrzucając telefon do torby na laptopa.

Obydwoje byliśmy w złym stanie, mimo to czułam sie chyba lepiej, albo moze po prostu więcej ogarniałam. Zazdrość delikatnie ukuła mnie w serce, kiedy to chłopak przez moment wspomniał swoją aktualną narzeczoną. Mimo, że na codzień skryłabym to głęboko w sobie to teraz wszystkie rzeczy które odkładałam na bok zaczęły ze mnie wypływać. W postaci łez. Tak siedziałam i cicho płakałam biorąc co chwile haust powietrza do płuc.

- Sandy? Słońce? - usłyszałam dobrze znany mi głos, jedynie tylko pijany.

- chodź, znajdziemy Twój dom. - wzięłam chłopaka pod ramie i powoli opuściliśmy restauracje. Na zewnątrz było już ciszej, a na chodniku poruszały sie tylko pojedyncze osoby. Większość nie była wcale w lepszym stanie od nas. Na moje szczęście tuż obok drzwi wejściowych stała taksówka. Od razu, nieco szybszym tempem niż poprzednio ruszyłam do środka, wpychając bruneta do środka na siłę. Za kierownicą siedział wyjątkowo znudzony mężczyzna, dla którego takie widoki są pewnie codziennością. Podałam swój adres, tylko i wyłącznie ze względu na to, ze nawet nie potrafiłabym znaleźć domu chłopaka. Poza tym Tamara nie byłaby zadowolona z takiego widoku.

- Sandy, zmieniłaś się. - odwróciłam głowę w stronę ciemnookiego by dostrzec, że z niesamowitym spokojem przygląda się widokowi za oknem. Miasto odżyło, część kładła się spać kończąc tym dzień, inni natomiast go zaczynali. Westchnęłam pod nosem, wracając do rzeczywistości.

- przykro mi, jeśli nie tak sobie mnie wyobrażałeś. - wzruszyłam ramionami, beznamiętnie wbijając wzrok w tapicerkę.

- Ależ nie o to mi chodziło. W pozytywnym sensie. Jesteś niesamowicie silna i... Wydoroślałaś. - jego prawa dłoń delikatnie chwyciła kosmyk włosów. Owinął go sobie wokół palców i przysunął sie bliżej. Brązowe oczy błądziły po mojej twarzy, a jego szczęka delikatnie sie zacisnęła. Kolejny ruch mnie zszokował, bo wargi Justina z ogromną czułością i... Tęsknotą? Wpiły się w moje usta. Nie był to agresywny pocałunek. Był wyjątkowo delikatny jak piórko, a moje serce radowało się z takiego gestu. Może znaczyło to coś. Albo był zbyt pijany żeby posiadać jakiekolwiek hamulce.

- I tęskniłem za tymi pięknymi, słodkimi ustami. - westchnął i w tym momencie taksówkarz sie zatrzymał. Zapłaciłam odpowiednią kwotę i wyszłam z pojazdu. Wyciągnęłam dłoń w kierunku chłopaka, pomagając mu tym samym wysiąść. Nie odezwałam się słowem. Nie wiedziałam po prostu jak zareagować. Możecie odebrać to jak chcecie, ale facet ma narzeczoną, był dla mnie... Zwyczajny, może oschły. Po prostu to była ostatnia rzecz jakiej mogłabym się spodziewać.

- Justin, zostaniesz dziś u mnie, dobrze? Nie wiem gdzie do anielki mieszkasz. - zaśmiałam się, wyciągając kluczyki. Niedługo pózniej znaleźliśmy się w środku, a mi zostało już tylko otworzyć drzwi od mieszkania. Szybko poszło, bo brunet jakoś zaczął panować nad sobą na tyle, żeby dać sobie radę beze mnie.

- ładnie tu masz. - skomentował, wchodząc do środka.

- dziękuje. - uśmiechnęłam się, odkładając swoje rzeczy razem z torba Justina. - napijesz się czegoś?

- Wody... - szepnął, siadając na kanapie. Pokiwalam głowa i szybko ruszyłam do kuchni, gdzie nalałam napoju do szklanki i wróciłam najszybciej jak się dało.

- Dzięki. - uśmiechnął się, od razu upijając łyk. - usiądź obok.

Jak powiedział tak zrobiłam. Mimo to czułam sie bardzo niezręcznie.

- masz kogoś? - odezwał się po chwili ciszy.

- Nie. Od naszego rozstania... Nie.. - westchnęłam, zdobywając się na spojrzenie brunetowi w twarz.

- Dlaczego? - zmarszczył brwi, odwracając się w moją stronę.

- Byłam na odwyku, leczyłam się, uczyłam i wracałam na nogi. Jestem teraz wysoko i nigdy nie pozwolę na powrót. Byłam na kompletnym dnie, odrzuciłam od siebie wszystkich. Dziwie się w ogóle, że ze mną rozmawiasz. - Opuściłam głowę, wzdychając cicho. Na same wspomnienia moje oczy zachodzą łzami, a serce krwawi. Nie mogłam sobie wybaczyć i pewnie nigdy tego nie zrobię, że zepsułam coś tak cudownego. Mogłabym być szczęśliwa razem z Justinem. Wysyłałabym zaproszenia na swój ślub.

- Byłaś miłością mojego życia. Nie potrafiłbym.

- Byłam? - uniosłam brew, a on jakby wpatrzony we mnie swoimi ślepiami powoli przysuwał się bliżej, gdyż przestrzeń miedzy nami była naprawdę spora.

- Jesteś... - szepnął, niemalże rzucając się na mnie.

Przez chwile myślałam nad konsekwencjami, jednak nie potrafiłam słuchać się rozumu, który ewidentnie mi na to nie pozwalał. Serce, alkohol i pożądanie które w tym momencie wypełniało nie tylko salon ale cały dom zwyciężyły. Wyłączyłam się kompletnie, a ja po prostu odwzajemniałam pocałunki. Po moim ciele przeszły dreszcze. Czułam się idealnie i tylko Justin w ten sposób na mnie działał.

Jego dłonie powoli zsuwały się do zamka spódnicy. Rozpiął ją, a następnie wyciągnął koszulę. Powoli odpinał guziki, natomiast wolną dłonią delikatnie gładził skórę na brzuchu. Drżałam pod jego dotykiem. Nie potrafiłam zaprzestać, cieszyłam się.

Jesteś szmatą.

Uslyszałam głos gdzieś w tyle mojej głowy. Olałam to, po prostu zaczęłam rozbierać Justina z drogiego garnituru. Próbowałam wymacać całe jego ciało, chociaż znałam je na pamięć.

Stanik razem z koszulką leżały na podłodze, spódnica z majtkami były już tylko w rękach chłopaka. Szybko jednak znalazły swoje miejsce gdzieś na drugim końcu pokoju. Rozumieliśmy się bez słów. On wiedział co lubię, ja wiedziałam co on lubił. Delikatnie wsunął się między moje uda, by po chwili znaleźć się we mnie. To było to niesamowite uczucie, którego nie zaznałam od tak dawna. Bo ten seks nie był tylko seksem. Był wyznaniem sobie nawzajem miłości. Była czułość i delikatność. Justin każdym gestem i pchnięciem wyznawał mi coś o czym obydwoje wiedzieliśmy, ale na trzeźwo żadne z nas o tym nie powiedziało. Ale kochaliśmy się. Godzinę, dwie, może nawet dłużej. Powoli i łagodnie. Żaden nasz seks nie był taki jak ten. Podobało mi się, jego ostateczne pchniecie doprowadziło nas obydwoje do orgazmu. Był niezwykle długi i przyjemniejszy niż zazwyczaj.

*********
Obudziłam się z cholernym bólem głowy i wyrzutami sumienia. Mimo, że to pierwsze dało wyleczyć się lekami, tego drugiego niestety nie. Zauważyłam też, że Justin siedzi na wpół ubrany wbijając swoje oczy w pustą ścianę.

- Co myśmy zrobili? - mruknęłam, podciągając nogi do siebie. Okryłam się bardziej wsuwając jednocześnie palce w pasma włosów.

- Zachowałem się nie fair w stosunku do Tamary. Jednak nie żałuje tego. Nie żałuje, bo mimo swojego stanu wszystko pamietam i nie kłamałem. Chociaż myślałem, że nie usłyszy to nikt poza mną, albo chociaż, że dowiesz się w nieco innych okolicznościach.

Wzruszył ramionami, a mnie wcięło. Nie sądziłam, a może po prostu nie chciałam wierzyć, że Justin Bieber nadal mnie kocha i cholercia, ja Go też. A więc w czym jest problem? A no tym, że się żeni!


Moi kochani, przepraszam za tak późny rozdział i przepraszam, ze jest do dupy, ale jestem na wakacjach (Niemcy, Szwajcaria, Dania, Szwecja) wiec internetu mam mało i pisze na telefonie. Mam nadzieje, ze bedzie mi to wybaczone! Kocham mocno, dobranoc misie❤️😘

Please, forgive me... (2 cz.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz