Już dawno minął wrzesień. Jest środek października. Zauważyłam, że bliźniakami bardzo brakuje ostrych treningów Quiddicha, a to że względu na Turniej Trójmagiczny. Chciałam coś z tym zrobić. Pod łóżkiem chowałam 3 latające miotły (Mam tyle, bo mnie stać, a tak na serio to jedną dostałam od rodziców, drugą od wujka,a trzecią od babci) wyjęłam je i poszłam z chłopakami na stadion. Nikogo tam nie było, więc mogliśmy polatać między bramkami i trybunami.
- Chyba wiesz, że w tym roku latanie jest zabronione- powiedział George.
- A od kiedy zacząłeś się przejmować zasadami?
- Od nigdy, ale ty możesz popsuć sobie reputację.
- Jeden szlaban mi nie zaszkodzi.- dosiadłam moją błyskawice.
Lataliśmy nad błoniami, nad jeziorem i w okolicach Zakazanego Lasu. Tak dawno nie czułam tego wiatru we włosach. Po jakiś dwóch godzinach na błoniach zaczęło się kręcić sporo uczniów, więc postanowiliśmy już wracać.
- Wiecie, że przez was mogłam 5 razy spaść z miotły.
- A co ty myślałaś, że latanie z nami będzie łatwe.- odparł Fred.
- Przecież nie raz Harry trafiał do skrzydła szpitalnego- dodał George.
Przez salę wyjściową trudno było się przecisnąć. Uczniów było tyle, że nic nie widziałam. Bliźniacy byli wyżsi i przeczytali na głos treść ogłoszenia.
Turniej Trójmagiczny
W piątek 30 października o godz. 18.00 przybędą do nas delegację z Beaxbatons i Durmstrangu. Lekcje skończą się o pół godziny wcześniej. Uczniowie odniosą torby i książki do dormitoriów i zbiorą się przed zamkiem, by powitać naszych gości przed ucztą powitalną.- To już za tydzień - oznajmiłam.
- Fred, trzeba coś szybko wymyślić, mamy coraz mniej czasu.
Fred chciał już coś powiedzieć, ale ja byłam szybsza.
- Szczerze chłopcy, to ja wolę żebyście nie brali udziału w turnieju.
- A czemu? Wątpisz w nasze zwycięstwo? - zapytał Fred.
Denerwowała mnie ich lekkomyślność.
- Posłuchajcie, bo nie będę powtarzać! W tym turnieju ginęli ludzie, nie wykluczone że znów tak będzie. Nie chce żeby coś się wam stało.
- Mówisz jak Hermiona - zaśmiał się George, a Fred razem z nim.
Super, nie wzięli tego na poważnie.
***
30 października Wielka Sala była wspaniałe udekorowana. Na ścianach wisiały jedwabne sztandary poszczególnych domów: czerwony ze złotym lwem Gryffindoru, niebieski z czarnym krukiem Ravenclawu, żółty z czarnym borsukiem Hufflepuffu i zielony z srebrnym wężem Slytherinu. Za stołem nauczycielskim wisiał największy sztandar z godłem Hogwartu: lwem, orłem, borsukiem i wężem wokół wielkiej litery H.
Tego dnia w zamku wyczuwało się miły nastój oczekiwania. Nikt nie uważał na lekcjach, wszystkich interesowało przybycie tego wieczoru gości. Kiedy rozległ się upragniony dzwonek, poszłam zostawić torbę w dormitorium. Zrobiło się chłodno, więc wziąłem płaszcz i zbiegła z powrotem do sali wejściowej. Opiekunowie domów ustawiali swoich uczniów w rzędy. Stałam za uczniami z piątego roku, po chwili ogarnęłam, że obok pojawili się moi przyjaciele. Od razu poczułam się pewniej.
Dochodziła szósta, ale nikt się nie pojawił. Pewnie chcą mieć wejście smoka. Pomyślałam.
Usłyszeliśmy głos Dumbledore'a.- Aha! Albo się mylę, albo zbliża się delegacja Beaxbatons!
Ciemny kształt zbliżał się ponad szczytami drzew. Zobaczyłam wielki powód zaprzężone w konie. Skrzydlate złotobrązowe konie, wielkości słonia.
Powóz wylądował z hukiem na ziemi, a z niego wyszła największa kobieta jaką kiedykolwiek widziałam, a za nią jej uczniowie. Jedyna osoba dorównująca wzrostem tej kobiecie był nasz gajowy- Hagrid.
Podszedł do niej Dumbledore.
- Droga madame Maxime. Witamy w Hogwarcie.
- Dumbli-dorr, mam nadzieje, że zdrowie dopisui?
- Dziękuję, jestem w wyśmienitej formie. Karkarow powinien być lada chwila.
Śmieszył mnie jej akcent. No ale nic dziwnego. Pochodzi z innego kraju.
Każdy słyszał dziwne dźwięki.
- Jezioro!- krzyknął Lee Jordan- Patrzcie na jezioro!Faktycznie odgłosy dochodziły z jeziora. W samym środku jeziora utworzył się wielki wiek. A ze środka wyłoniło się powoli coś, co przypominało długą, czarną tyczkę.
- To jest maszt?!
Po chwili na jeziorze pojawił się statek.
Popatrzyłam na chłopaków, mieli lekko otwarte usta z wrażenia.
Ze statku wychodzili na ląd ludzie. Ubrani w matowe futra. Tylko jeden z nich miał futro innego rodzaju.
- Dumbledore, jak się masz stary druhu.
- Dziękuję wyśmienicie, profesorze Karkarow. Jeśli jesteśmy w komplecie, możemy wyjść do środka.
------------------------------------
Wiem trochę nudny rozdział, ale następne będą lepsze. Ja już się o to postaram.
CZYTASZ
Przyjaciółka Weasley'ów✔
FanfictionAlex ma 16 lat. Jest czarownicą czystej krwi i chodzi do niezwykłej szkoły, a mianowicie do Hogwatu. Ma kochających rodziców i brata, wspaniałych przyjaciół przy których nigdy się nie nudzi. Idealne życie, prawda? Ale w jej życiu przychodzi taki cza...