43. Że co?

1K 67 5
                                    

*Dom Malfoy'ów*

-Brus ja nie chcę tego robić!- mówiła rozpłakana Susan trzymając niemowlę. Była to dziewczynka z delikatnymi, czarnymi włosami... chwila to byłam ja.

-Susan też nie chcę tego robić, ale nie ma wyjscia. Może w przyszłości to ją uratuje.- powiedział i pocałował ją w czoło.

-No dobrze- otarła łzy i spojrzała na niemowlę- chodźmy.

Szli krętymi korytarzami. Wkrótce doszli do czarnych drzwi. Tata zapukał. Otworzył im Lucjusz Malfoy.

-Chcemy się widzieć z Czarnym Panem.

-Wybacz, ale Czarny Pan jest teraz zajęty.

-Ale to jest ważne...

-Powiedziałem Czarny Pan jest...

-Lucjuszu, wpuść ich, jeśli mają ważną sprawę do mnie to przeba ich wysłuchać.- odezwał się Voldemort.

Lucjusz wpuścił ich do środka.

-Co was tu sprowadza, moi mili?

-Chcemy załatwić to na osobności.- tata spojrzał na Lucjusza.

-Słyszałeś, wyjdź.

Lucjusz posłusznie wyszedł z pomieszczenia.

-Więc o co chodzi?

-O naszą córkę- rzekła mama.

Co?

Voldemort podszedł bliżej i poparzył na małą mnie.

-Podobna do ciebie, Susan. Mogę?- zapytał się, by wziąć mnie na ręce.

-Proszę- mama podała mu niemowlę.

-Czuję, że będzie bardzo zdolną czarownicą. Tak jak jej rodzice.

-Dziękujemy i mamy proźbę do ciebie- rzekł tata.

-Jaką?

-Czy zostaniesz Opiekunem* naszej córki?

Że co, proszę? No chyba się przysłyszałam. On ma zostać moim Opiekunem?

-Oczywiście. Tylko czemu ja?

-Gdyby coś nam się stanęło, ty byś najlepiej się nią zaopiekował i wszystkiego byś ją nauczył.- oznajmiła mama.

Ta odpowiedź chyba go zadowoliła, bo się uśmiechną. Położył rękę na głowie dziecka i szepnął:

-Będę przy tobie kiedy ich zabraknie.

Otworzyłam oczy, cała byłam oblana zimnym potem. Cała się trzęsłam.  Schowałam twarz w rękach. Czemu wciąż mam te koszmary? Czemu przez sny mam dowiadywać się takich rzeczy? Jaki jest tego cel? Nie miałam odpowiedzi na te pytania i pewnie nigdy jej nie dostanę.

Usłyszałam hałas za drzwiami. Wstałam z łóżka i zbiegła spiralnymi schodami.

-Co się dzieje?- zapytałam gdy zobaczyłam Harry'ego, Rona i McGonagall.

-Panno Lockwood, proszę obudzić bliźniaków i pannę Weasley i przyprowadzić do gabinetu dyrektora.

Mając przeczucie, że coś się stało, szybko weszłam na górę.

-Ginny! Ginny! Wstawaj!

-Co jest?

-McGonagall kazała mi cię obudzić.

-Ale po co?

-Jescze tego nie wiem, chodź musimy jeszcze obudzić bliźniaków.

Weszliśmy do ich pokoju.

-Fred, George wstawajcie.

-Alex, co ty robisz?- zapytał Fred

-Nie czas na pytania, wszystkiego dowiemy się na miejscu.

Szliśmy do gabinetu Dumbledore'a. Gdy tam dotarliśmy, okazało się, że pan Weasley jest ciężko ranny. Dumbledore polecił nam wracać na Grimmauld Place 12. Ale jak? Za pomocą świstoklika i tam czuwaliśmy całą noc. Fred przysypiał na krześle, George próbował walczył ze snem. Ginny zwinięta w kłębek i wpatrywala się w kominek. Ja zrobiłam wszystkim kawę i w ten sposób trzymaliśmy się na nogach. Gdy pani Weasley wróciła, oznajmiła, że z Arturem wszystko w porządku i jutro będziemy mogli go odwiedzić. Później wyczerpani poszliśmy spać.

-------------------------
5/7
*Opiekun- w moim opowiadaniu pełni podobną funkcję co ojciec chrzestny. Tylko nie użyłam tych słów, bo to byłoby trochę dziwne. Chyba wiecie o co mi chodzi...

Przyjaciółka Weasley'ów✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz