58. Miesiąc później...

1.1K 67 60
                                    

Od wojny minął dopiero miesiąc, a wiele rzeczy się zmieniło... i nic nie będzie takie samo.

Ja i Martin, za pomocą magii i naszemu sprytowi, zbudowaliśmy niewielki dom niedaleko Nory, więc mogłam często odwiedzałam Weasley'ów. Zamieszkaliśmy tam razem z Teddym i Filipem, lecz Filipa prawie nie ma, bo nadal uczęszcza do Hogwartu. Jednak teraz są wakacje i niedawno przyjechał.

Martin został aurorem. Świat czarodziejów nadal roił się od śmierciożerców i szmalcowników, których trzeba złapać.

Ja zaś nie mogłam zostać aurorem, bo zajmowałam się Teddym. Jednak często pomagałam bliźniakom w prowadzeniu sklepu. Wreszcie można było żyć bez obawy, że coś się stanie.

A i co najważniejsze... ja i Martin planujemy ślub!

Byłam przeszcześliwa kiedy podarował mi pierścionek zaręczynowy.

Aktualnie siedzimy w trójkę w kuchni jedząc śniadanie. Martin czytał Proroka Codziennego i jadł przygotowaną przeze mnie jajecznicę. A ja karmiłam Teddy'ego wczorajszą zupą.

-Kurde!- kawałek jajecznicy spadł na spodnie Martina.

Zaczęłam się śmiać.

-Co cię śmieszy?-zapytał zdenerwowany.

-Chyba znasz odpowiedź. Tak właśnie się dzieję kiedy się je i czyta gazetę w tym samym czasie.

-Tak, tak, jak zwykle masz rację- próbował pozbyć się plamy- co dziś robisz?

-Idę do sklepu Freda i Georga. Mówili, że potrzebują pomocy.

-To baw się dobrze. Ja muszę już iść do pracy. Trzymaj się.

Pocałował mnie w policzek,  Teddy'ego w czoło i zniknął w kominku. Zapomniałam wspomnieć,  że Martin traktuje Teddy'ego jak własnego syna.

Kiedy skończyłam posiłek, wykąpałam się i ubrałam. Wyszykowałam Teddy'ego.

Po drodze weszłam do pokoju Filipa.

-Filip, ty zamierzasz wstać dziś w ogóle?

-A jak myślisz?

-Okey to ja wychodzę.

Ale leń z niego.

Wyszłam z domu. Przeszłam kilka metrów i weszłam do domu, w którym niegdyś mieszkałam.

-Hej, Ginny!- powitałam ją z wielkim uśmiechem na twarzy.

-Hej, ALEX!- przywitała mnie mocnym przytulasem- Co cię tu sprowadza?

-Mogłabyś zająć się Teddym? Obiecałam, że pomogę bliźniakom w sklepie.

-No jasne! Choć do cioci!- Ginny wzięła Teddy'ego na ręce.

-Dobra, to do zobaczenia.

Pocałowałam chrześniaka w policzek i potargałam go po niebieskich włosach.

*Ulica Pokątna*

-Cześć, chłopaki!- krzyknęłam, wchodząc do lokalu.

Odpowiedziała mi cisza, a dookoła nikogo nie było.

Postanowiłam pójść na zaplecze. Któryś z nich musi tam być. Zobaczyłam Freda, który stał na drabinie i przesuwał kartony na półkach. Podeszłam do niego na palcach.

-BUU!

-AAA!- Fred spadł z drabiny, a po chwili uniósł głowę do góry- ALEX!

Wstał i mocno mnie przytulił.

-Wiesz jak mnie wystraszyłaś?! Chcesz żebym zawału dostał ?!

Nic nie odpowiedziałam, tylko zaczęłam się głośno śmiać.

-Co to za hałasy?!- z drugiej strony zaplecza pojawił się brat bliźniak.

-George!

-Alex!

I wpadliśmy sobie w ramiona.

-I ja!- zawołał Fred.

Razem wybuchnęliśmy śmiechem.

Zachowujemy się jakbyśmy dawno się nie widzieli, ale po prostu jesteśmy szczęśliwi, że po wojnie nadal jesteśmy razem. No bo wiecie... Fred był krok od śmierci...

-Dobra, bez zbędnego przedłużania- oznajmił Fred- Do roboty! Zaraz otwieramy!

***

O 20 sklep został zamknięty. A ja wyczerpana usiadłam na krześle.

-Zmęczona?- zapytał Fred.

-No...

-To wyobraź sobie, że musimy we dwóch tak harować. CODZIENNIE!- powiedział George.

-No wiem przecież! Nie raz u was pracowałam. Za darmo!

-Jesteśmy ci ogromnie wdzięczni- powiedział Fred z ręką na pierci.

-Tak, tak... moglibyście przynajmniej dać coś do picia- powiedziałam przewracając oczami.

-Zaraz coś przyniosę- oznajmił George i po chwili przyniósł trzy szklanki soku dyniowego.

Jednym chlustem wypiliśmy całą zawartość.

-Dobra, trzeba się zbierać- oznajmił Fred, biorąc do ręki klucze.

W tym samym momencie do lokalu wszedł mężczyzna w średnim wieku.

-Minister magii?- zdziwił się George.

-W takim razie w czym możemy pomóc?- zapytałam.

-To pani jest Alex Lockwood?- zapytał, zdejmując swój kapelusz.

-Tak, to ja. O co chodzi?

-Mam obowiązek panią o czymś poinformować- powiedział smutnym głosem.

-To niech pan mówi.

-Tak, więc... jakby to... ehh powiem w prost. Bardzo mi przykro, ale... pani partner nie żyje...

------------------------------------------------------
Eee... nie wiem co mam napisać... proszę nie bijcie.

Przyjaciółka Weasley'ów✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz