Rozdział V

1.3K 87 19
                                    

Lekko się wahając nacisnełam dzwonek. Po kilku sekundach usłyszałam szczęk otwieranych drzwi. Gdy go zobaczyłam znów poczułam się tak jak za pierwszym razem, jednak teraz było gorzej- nie było mamy, będę z nim sam na sam. "Tylko się nie skonpromituj"- to zdanie ciągle powtarzałam sobie w myślach. Za chwile uslyszalam:
- Witam i zapraszam do środka.
-Dzień dobry, dziękuję.
Jak narazie bardzo formalnie. Gdy przepuscil mnie w drzwiach musiałam przejść bardzo blisko niego, prawie się o niego ocierajac. Poczułam intensywny zapach jego perfum. Były cudowne i na chwilę można powiedzieć, że mnie odurzyly, lecz nie dałam tego po sobie poznać. Przeszłam do salonu i usiadłam przy stole tak jak mi wskazał.
- No to jak było w szkole?- spytał się mnie z zadowolona miną. Moja mina natomiast natychmiast zrzedla. Z nieukrywanym wstydem i lekka złością opowiedziałam mu o tym co dzisiaj wymyśliła moja Pani od matmy. Słuchał mnie uważnie i z każdym słowem jego oczy rozszerzaly się. No tak, teraz mogę czekać jedynie na riposte....
- Ta baba jest serio jakaś jebnieta.
To co usłyszałam totalnie zbiło mnie z tropu. Podnioslam głowę i z lekko otwarta buzia i szeroko otwartymi oczami spojrzalam na niego. On naprawdę to powiedział czy to moja wyobraźnia zaczyna już szwankowac?
-Yyy... Znaczy.. Ta kobieta jest zapewne niezrownowazona psychicznie.-poprawił się za chwilę pocierajac reka szyje. Ja nie mogąc znieść komicznosci tej sytuacji, po prostu wybuchnelam niepohamowanym śmiechem. Śmiałam się aż poleciały mi łzy. Nie mogłam się opanować, gdy zobaczylam, że on też zanosi się śmiechem. Spojarzlam na jego cudowny uśmiech, taki szczery i ciepły. Jego śmiech był głęboki i dzwieczny. Pomyślałam, ze mogłabym go słuchać codziennie. Po chwili zorientowałam się, że on również przestał się śmiać i zauważył, że się na niego gapie. Zrobiło mi się strasznie głupio, wiec spuscilam wzrok od razu się czerwieniac. I zrobiłam z siebie idiotke...
-Może mówmy sobie na Ty? Będę się głupio czuł jak będziesz mówiła do mnie "Proszę Pana".
Uśmiechnął się i podał mi rękę.
- Mów mi Tom.
Podałam mu swoją lekko drżącą rękę .
-Amelia.
Znów przeszedł mnie dreszcz gdy podał mi rękę. Moje serce przyspieszylo a reka drżala jeszcze bardziej.
-Miło mi Cię poznać Amelio. A tak serio to nie przejmuj się tym babsztylem. Jeszcze raz coś takiego zrobi to pójdę do niej osobiście. I nie przejmuj się tak tym, twoje ręce aż dygocza ze zdenerwowania. Jestem pewien, że jeszcze będzie w wielkim szoku jak dostaniesz 5 z poprawy.
Boże...Gdyby on wiedział dlaczego trzęsą mi się ręce, bo na pewno nie z powodu Pani od matmy. Gdyby on wiedział jak ja się czuje gdy on na mnie patrzy. Ale koniec. Muszę się ogarnąć.
- To zaczniemy od tej nieszczęsnej matematyki. Jaki masz teraz dział...?
I tak, gdy pokazałam mu zadania, których nie rozumiałam zaczął mi je krok po kroku tłumaczyć. Siedzial na przeciwko mnie. Próbowałam się skupić, gdy nagle on wziął krzesło i usiadł koło mnie. Poczułam jego ciepło i oddech, gdy pochylił się nade mną sprawdzić jak mi idzie rozwiązywanie zadania.
-Tutaj, będę lepiej widział co robisz. Mogę od razu korygować błędy i tłumaczyć co zrobiłaś źle i jak masz to zrobić poprawnie.- powiedział wciąż patrząc się na to co piszę. Poczułam lekkie skrepowanie i nie mogłam się jeszcze bardziej skupić. Prawie mnie dotykał a to nie ułatwiło sprawy.
-Przepraszam, ale nie mógłby Pan poczekać jak zrobię i potem panu oddam do sprawdzenia?
- Rozumiem, nie możesz się skupić, gdy obserwuje każdy twój ruch.
Uśmiechnął się akurat w momencie gdy odwrocilam twarz w jego stronę. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilkanaście centymetrów. Patrzyłam się w jego śliczne oczy a on w moje.
- Masz śliczne oczy.
Nie wiedziałam czy to powiedziałam czy to on powiedział do mnie. Po chwili zorientowałam się, że to były jego słowa. Otworzyłam szerzej oczy i momentalnie zrobiłam się czerwona. Postanowilam jednak sprostować parę faktów.
- Nie prosze Pana. Są za duże, brzydkiego koloru i zbyt blisko osadzone.
Wyrecytowalam dobrze znany opis moich oczu.
-Po pierwsze, jesteśmy na Ty, po drugie duże oczy to atut, po trzecie kolor jest piękny i oryginalny. Są idealnie zielone bez żadnych innych kolorów. Taki kolor oczu ma zaledwie 2% całej populacji. Możesz czuć się wyjątkowa.
Spojrzałam na jego uśmiechnięta twarz i sama nie mogłam pohamowac swojego uśmiechu, który mimowolnie wpłynął na moją twarz. Pierwszy raz usłyszałam takie słowa na swój temat. Poczułam się bardzo miło i postanowiłam sie zrekompensować.
-Dziękuję bardzo, naprawdę. Muszę jednak powiedzieć, ze twoje są jeszcze piękniejsze. Mają kolor błękitnego oceanu i naprawdę są magnetyzujace.
- Hm to dlatego tyle kobiet patrzy w moje oczy jakby były zaczarowane.
Zasmial się przy tym od razu po tem mówiąc:
-Oczywiście żart. I dziękuję- mówiąc to spojrzał na mnie poważnie.
- No a teraz wróćmy to zadań. Zatrzymaliśmy się na....
I tak minęło nam kolejne pół godziny, gdy nagle z mojego brzucha wydostało się głośne burczenie. Tom przerwał na chwilę swój monolog i spojrzał na mnie pytający wzrokiem.
- Jesteś głodna?
- Nie, nie...
- Co jadlas zanim przyszlas?
-Yyy no nie zdążyłam nic zjeść, ale..
-Chcesz powiedzieć, że nic nie jadlas od Twojego pobytu w szkole?!
- Nie jadłam nic od 11 ...
Na te słowa znieruchomial. Spojrzal na mnie dziwnym wzrokiem i wyszedł. Zdziwiło mnie to, jednak postanowiłam, ze nie będę za nim iść. Zaczęłam robić kolejne zadanie, gdy po kilku minutach Tom wrócił z talerzem pełnym kanapek, które niemal wysypywaly się z talerza. Spojrzałam na kanapki potem na niego i pytajacym wzrokiem czekałam na jego komentarz.
-Żeby mieć siłę na naukę trzeba jeść. Tak zawsze mawiała moja babcia -powiedział w uśmiechem kładąc kanapki obok mnie.
- A teraz jedz i nie krępuj się.
- Pod warunkiem, że mi pomożesz, sama na pewno nie dam rady.
-Okey, nie ma sprawy.
I nim się obejrzałam jadł już pierwsza kanapkę. Również wzięłam jedna i zaczęłam jeść, gdy on zaczął jeść już kolejna ja też wzięłam za chwilę kolejna. Wyglądało to tak jakbyśmy się ścigali kto pierwszy zje więcej kanapek. Jedliśmy jedna za drugi w ekstremalnym tempie patrząc sobie w oczy. W pewnym momencie z wypchanymi ustami spojrzelismy na talerz. Została jedna kanapka. W jednej chwili oboje siegnelismy po ostatni kawałek i stuknelismy się dosyć boleśnie głowami. Wydalam z siebie jęk niezadowolenia i bólu. Tom zrobił wielkie oczy i z pełną buzia zaczął mnie przepraszać, ja natomiast zaczęłam się histerycznie śmiać. Za chwile oboje prawie lezelismy na ziemi ze śmiechu. Drugi raz w jednym dniu nie mogliśmy sie pohamowac. Gdy jedno kończyło się śmiać drugie zaczynało i tak dobre kilka minut. Gdy już przezulismy ostatnie kawałki mogliśmy zaczac normalnie rozmawiać.
-Przepraszam, ale nie wiem co się ze mną dzisiaj dzieje, mam jakąś glupawke.- powiedział wciąż jeszcze próbując zamaskować resztki śmiechu.
- Spokojnie ja też nie wiem co się dziś dzieje, nawet z moją przyjaciółką nigdy nie miałam tak wielkiej beki.
- Czego?- zapyal się znowu śmiejąc.-Beki?
- No tak.. Jak coś jest śmieszne to się mówi " ale beka"...- powiedziałam jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Za długo mnie chyba nie było w kraju, nie ogarniam już dzisiejszego slangu.- powiedział ocierajac ostatnie łzy z oczu.
- Ale już dobra, uczymy się dalej. Spróbujmy się skupić. - powiedział dalej się uśmiechając. Poczułam się o wiele swobodniej w jego towarzystwie gdy okazał się nie być typowym sztywniakiem. Robiłam zadanie za zadaniem. Naprawdę zaczęłam rozumieć. Jak czegoś kompletnie nie rozumiałam tłumaczył mi wszystko od początku i ani razu nie powiedział, ze jestem głupia lub, że powinnam to umieć już dawno. Czas płynął bardzo szybko i gdy spojrzałam na wielki, czarny zegar wiszący naprzeciwko mnie, zorientowałam się, ze wybiła już 18.
- Już 18. Będę już szła. Dziękuję bardzo, naprawdę wiele rzeczy mi się rozjasnilo. I dziękuję, że mnie nie krytykowales, tylko wszystko po kolei tlumaczyles.
- Nie ma sprawy. Cieszę się, że już rozumiesz te zadania. Oczywiście zostało nam dużo do nadrobienia jednak myślę, że z pewnością jutro zagniesz ta babkę swoją wiedzą. - powiedział mrugajac do mnie.
- Mam taką nadzieję. I dziękuję za kanapki... Mimo, że tak szybko je zjadłam zauważyłam, że były bardzo dobre
Na moje słowa zaśmiał sie perliscie.
-O tak, dzisiejszy posiłek należał do wyjątkowych a raczej nie posiłek a sposób jego spożywania.
Zaśmiałam się razem z nim i pomyślałam, że tyle razy ile dzisiaj się śmiałam, nie śmiałam się przez ostanie kilka miesięcy a może nawet lat?
-Czemu tak spowaznialas?- spytał nagle.
-A nic, nieważne..Coś sobie przypomniałam.. To kiedy następne zajęcia?- od razu nałożyłam na twarz uśmiech.
- No cóż... Kiedy ci pasuje? Jutro nie dam rady, zresztą przyda ci sie mała przerwa. Co powiesz na środę, ta sama godzina?
-Środa jest ok, jednak mam na 3 godzinę, wiec kończę po 9 godzinach.
- No dobrze to może przyjdziesz na 17.30? Chyba, że będziesz zbyt zmęczona.
-Nie, nie dam radę.
- Tylko koniecznie coś zjedz przed zajęciami. Nie żebym nie miał nic w lodówce, jednak boję się co by się stało jakbym podał nam spaghetti...
Zaśmiałam się, gdy wyobrazilam sobie dzisiejszą sytuację ze spaghetti w roli głównej.
-Dobrze, to przyjdę w środę o 17. 30 i zjem coś na pewno-usmiechnelam się i skierowalam do drzwi. Gdy do nich doszłam Tom podszedł i otworzył mi je. Wychodzac szepnal mi jeszcze do ucha "Dobranoc". Nie zdążyłam odpowiedzieć a już zniknął za drzwiami. "To był oryginalny dzień " pomyślałam tylko i wróciłam do swojego mieszkania, pełna optymizmu, że za dwa dni znów go spotkam.

***
Przepraszam, ze tak długo, ale koniec roku szkolnego i mialam urwanie głowy :| Wstawiam kolejny rozdział. Wyszedł może nie aż tak fajnie jakbym chciała, ale mam nadzieję, że może chociaż trochę Wam się spodoba.
P.S. Dzięki za gwiazdki, kom,wyświetlenia. Dają motywację do pisania :)

Pure RelationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz