Rozdział XVII

939 94 10
                                    

Weekend minął Amelii bardzo szybko i nim się obejrzała, zastał ją najgorszy dzień tygodnia- poniedziałek. Mimo wszystko wciąż tryskała dobrą energią, która została spowodowana dzięki jednej wspaniałej osobie. Próbowała nie myśleć o matce i o tym, co jest w stanie jeszcze wymyśleć, by jej zaszkodzić, jednak gdzieś z tyłu głowy ciągle miała jej groźby. Zamyślona szła szkolnymi korytarzami, gdy nagle na kogoś wpadła. Otrzasnęła się szybko, wydukała przeprosiny i już miała odejść, gdy poczuła ucisk na nadgarstku. Podniosła szybko wzrok i zamarła. Stał przed nią wysoki blondyn z szarymi jak stal oczami. Jej uwagę przykuł nieco już wyblakły, jadnak wciąż widoczny siniec pod prawym okiem. Wspomnienia uderzyły ją ze zdwojoną siłą. Chłopak z imprezy, który próbował się do niej dobierać. Tak, to na pewno on, zresztą siniec pod okiem, to na pewno pamiątka po spotkaniu z Tomem. Serce stanęło jej w gardle. Bała się go, mimo że stali pośród tłumu i z logicznego punktu widzenia, nie mógł nic jej zrobić.
- No cześć mała. Pamiętasz mnie?
Jego głos był dla niej jak kubeł lodowatej wody. Nie była w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku, jak tylko wpatrywać się w niego z paniką.
- No widzę, że pamiętasz. Twoje oczy mówią wszystko- uśmiechnął się paskudnie.- Wiesz, to- wskazał palcem na siniaka- zrobił mi jakiś facet. Nie wiem kto to był, ale domyślam się, że ktoś ci znajomy. Brat, ojciec, wuj, a może chłopak? Nie obchodzi mnie to. Wiedz tylko, że słono za to zapłacisz ty, a potem on.
Mówiąc to coraz mocniej ściskał jej nadgarstek, sprawiając jej ból. W Amelii nagle coś się obudziło. Pomimo strachu jaki ją opanował, zebrała się na odwagę i wyrwała swoją dłoń. Spojrzała mu prosto w oczy. Zauważyła, że nieco się zdziwił jej zachowaniem.
-Radzę ci się do mnie ani niego nie zbliżać, rozumiesz?- powiedziała twardo, lekko drżacym głosem. Chłopak zmrużył oczy i wykrzywił usta w lekceważącym usmiechu.
-Widzę, że zależy ci na tym chłopatasiu- rzucił lekkim tonem. Po chwili, jednak jego twarz spowazniała i znalazła się niebezpiecznie blisko.
-Nie wiesz z kim zaczęłaś.- powiedział zimnym tonem, patrząc w jej oczy. Po chwili wyprostował się i udał się w stronę drzwi wyjściowych. Amelia odetchneła z ulgą, jednak wciąż była w szoku. Jak on ją znalazł? Jest tyle szkół w Warszawie, zresztą on nawet nie znał jej nazwiska. Wzdrygnęła się i nadal lekko otumaniona udała się w stronę klasy, w której miała mieć matematykę. Przez cały dzień nie mogła skupić się na lekcjach. Siedziała zamyślona, przepisywała notatki, tylko wtedy gdy Stefania trącała ją łokciem.
-O co chodzi?- usłyszała szept tuż przy swoim uchu. Spojrzała na przyjaciółkę i zmarszczyła czoło.
-Nic.
-Przecież widzę. Coś z mamą?
-Nie. Nieważne Stef. Potem ci powiem.- ucięła szybko, widząc, że nauczycielka zaczyna zwracać na nie większą uwagę.
Po lekcjach, szybko udała się do szafek, by jak najszybciej wyjść ze szkoły i uniknąć rozmowy ze Stefania. Nie chciała jej w to wciągać. W ogóle nikogo nie chciała w to wciągać, ale prawdę mówiąc, nie widziała co ma robić. Pójść na policję? Pójść do matki? Na pewno nie. Powiedzieć Tomowi? Nie, chyba lepiej nie. Przypomniała sobie moment kilka dni temu, jak wracała do domu i czuła się obserwowana. Możliwe, że ją śledził? Potrząsnęła głową, chcąc wyrzucić niewygodne myśli. Wciąż odwracała się za siebie i rozglądała wokół, szukając znajomej sylwetki wysokiego blondyna. W pewnym momencie zatrzymała się i skręciła w lewo, w dobrze znaną jej uliczkę. Był tu sklep spożywczy, do którego często chodziła. Zawsze pamiętała, że obok niego znajdował sie sklep militarny. Weszła do niego i z lekkim wahaniem poprosiła sprzedawcę o gaz pieprzowy. Ten uśmiechnął się i wyjął zza lady małą, zieloną puszkę z trujący sprayem. Mężczyzna był tak miły, że wytłumaczył Amelii jak bezpiecznie go użyć i na szczęście nie pytał po co jej on. Po kilku minutach wyszła, nieco już pewniejsza, jednak nadal czuła niepokój. Rozejrzala się szybko i udała się w stronie swojego osiedla.

Siedziała w salonie i odrabiała lekcje. Mimo, że znacznie poprawiła się w matematyce, to nadal miała sporo trudności z niektórymi zadaniami. Gdy siedziała nad wyjątkowo trudnym zadaniem, usłyszała pukanie do drzwi. Serce na chwilę jej stanęło, a oddech przyspieszył. Po chwili uderzyła się dłonią w czoło, ubolewając nad tym, jak wielkim tchórzem jest. Przecież to może być listonosz, Stefania, sąsiadka lub jeszcze inna nieszkodliwa osoba. Podeszła pewnie do drzwi i spojrzała przez judasza. Otworzyła szerzej oczy, a na jej ustach pojawił się lekki uśmiech. Nie widziała się z Tomem od trzech dni, a teraz stał pod jej drzwiami. Bez wahania przekrecila klucz w zamku i uchyliła drzwi. Mężczyzna na jej widok uśmiechnął się szeroko i podszedł do niej, mocno ją do siebie przytulając. Odwzajemniła uścisk i spojrzała na niego. On pochylił się nad nią i pocałował jej lekko rozchylone wargi. Dziewczyna przymnkneła oczy i rozkoszowała się dotykiem jego ust, jego bliskością. Po pewnym czasie oddalili się lekko od siebie.
-Cześć- powiedział nagle, wywołując tym uśmiech u Amelii.
-Witam- odpowiedziała, po czym chwyciła go za dłoń i poprowadziła go w stronę stołu.-Właściwie dobrze, że przyszedłeś, bo właśnie robię matme i nie rozumiem paru rzeczy.
Spojrzał na nią spod przymrużonych powiek.
-No i?
- No pomożesz mi.
-A co ja z tego będę miał?- zapytał i skrzyżował ręce na piersiach. Amelia spojrzała na niego zdziwiona.
-A co byś chciał?
-Cóż, wymyśl coś.
- To twój pomysł, a nie mój- teraz i ona skrzyżowała rece. Tom zastanowił się chwilę, zmrużył oczy i zaczął się do niej zbliżać wolnymi krokami. Dziewczyna mimowolnie zaczęła się cofać, do końca nie wiedząc dlaczego to robi. Gdy poczuła za sobą szafki kuchenne zatrzymała się.
-Nie uciekaj- powiedział do jej ucha, będąc tuż obok niej. Przez jego niski głos i bliskość poczuła jak przechodzi ją dreszcz. Przełknęła ślinę i spojrzała na niego. Tom momentalnie zesztywniał widząc jej wzrok.
-Ty naprawdę się boisz?- zapytał łagodnie i z lekkim zdziwieniem w głosie. -Zwariowałaś?- zapytał z lekkim śmiechem i przytulił ją od razu.
-Nie, nie- odpowiedziała szybko.- Po prostu to było takie niespodziewane. I coś mi się przypomniało po prostu.
- Co takiego?- odsunał się od niej na długość ramion i spojrzał na nią poważnie.
-Nic, naprawdę.- pokrecila głową, ale widząc jego natarczywy wzrok, złamała się.- No znaczy, przypomniał mi się ten incydent z imprezy...
-Boże, przepraszam Cię, nie to miałem na myśli, chciałem wiesz, zrobić taką atmosferę- na te słowa zaśmiała.
- No to ci sie udało.
-Głupio mi.
-Przestań już. No, uśmiechnij się, nic się nie stało. Jeżeli ma Cię to pocieszyć, to poczułam atmosferę, jak w filmie grozy.
-Nie o to mi chodziło- powiedział, ale za chwilę podziwiała jego rząd białych zębów. -Dobra, pokaż co tam masz za problem- wskazal głową na rozłożone ksiazki na stole i wypuścił ją ze swoich objęć. Dziewczyna usiadła i wskazała na numery zadań. Tom zaczął czytać uważnie zadania, a Amelia mogła podziwiać jego piękne, błękitne oczy, skupione na tekście, lekko zaciśnięte pełne aczkolwiek wąskie usta i kosmyk czarnych włosów, który bezwiednie opadł na jego czoło. Dziewczyna miała ochotę założyć mu go za ucho, jednak powstrzymała się, stwierdzając, że tak wygląda uroczo. Przyglądała mu się tak z głową opartą na dłoni, gdy nagle się odezwał:
-Daj mi jakąś kartkę na brudno.
Sięgnęła niedbale po swoją torbę, by wyjąć z niej brudnopis, lecz wyjmując go zahczyła nim o pasek torby, powodując, że z głośnym hukiem upadła na podłogę. Tom podskoczył lekko, przestrasozny i za chwilę oboje patrzyli jak cała zawartość torebki wysypuje się na podłogę. Uwagę mężczyzny przyciągnął mały metalowy spray. Sięgnął po niego, zanim Amelia zdążyła zaprotestować.
-Gaz pieprzowy?- spojrzał na nią ze zdziwieniem.
Amelia podrapała się po głowie, przygryzając wargę.
- No wiesz... W Warszawie bywa niebezpiecznie...
Zmarszczył czoło. Coś mu nie pasowało.
-Kiedy to kupiłaś?
-Dzisiaj.
-I nagle dzisiaj stwierdziłaś, że Warszawa to niebezpieczne miasto? Miałaś powód, żeby to kupić.
-Nie, skądże.
-Czyli tak po prostu, dzisiaj nagle weszłaś sobie do sklepu i kupiłaś gaz pieprzowy, a nóż widelec, ktoś mnie napadnie. Nie brzmi to zbyt realnie.- przerwał na chwilę.- Zatem pytam, miałaś powód, by to kupić?
Dziewczyna zdenerwowała się lekko. Nie chciała mu mówić, że się boi tego chłopaka, chciała załatwić to sama. Chociaż, kogo ona chce oszukać, sama nic nie zrobi.
-Ten chłopak z imprezy, był dzisiaj u mnie w szkole.
Zobaczyła jak zacisnął szczęki i gwałtownie wciągnął powietrze.
-Czego chciał? Groził ci?
-Tak- odpowiedziała szybko, czując lekką ulgę, że teraz nie jest już z tym sama.
-Wiesz jak on się nazywa?
-Znam tylko jego imię. Maciek. Myślę, że Stefania może wiedzieć jego nazwisko.
- Zna go?
-Możliwe.
-Jutro chce mieć jego dane. Nie martw się niczym, zajmę się tym.
- Co chcesz zrobić? -podniosła lekko głos przestraszona.
-Po prostu niczym się nie martw- powiedział przez zaciśnięte szczęki. Zdziwiła ją jego stanowczośc i złość. Stali naprzeciwko siebie i mierzył wzrokiem.
-On jest niebezpieczny, Tom.
-Też bywam niebezpieczny. I on się o tym przekona.- jego głos zabrzmiał obco i zimno. Gdyby była tu Stefania, mogła by stwierdzić, że zachowywał się podobnie, jak wtedy u dyrektora. Zimny głos, bez emocji. Amelia stwierdziła, że na dobrą sprawę, prawie nie zna Toma. Nie wie co robi, kim jest, gdzie pracuje, jaka jest jego przeszłość, dzieciństwo, rodzina? Nic nie wie. Zna tylko imię, nazwisko i adres...

Przepraszam za długą nieobecność. Dziękuję za komentarze, prawie 7000 wyświetleń i 582 gwiazdki. To wiele dla mnie znaczy ❤ I dziękuję za waszą cierpliwość. ;)

Pure RelationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz