Rozdział XX

642 63 17
                                    

Wpadła do mieszkania niczym burza i od razu rzuciła sie na łóżko. Nie była smutna, nie była wściekła, była tylko zawiedziona. Jej największa obawa się właśnie potwierdziła- Tom nie traktuje jej poważnie. Nie wiedziała, czy to przez jej wiek, a może chodzi o tą całą jego dziwną przeszłość, o której przeczytała w internecie? Ale co w niej takiego strasznego? To że był kiedyś policjantem? Amelia bardziej skłaniała się ku myśli, iż jej wiek i być może niedojrzały wygląd dystansują go od niej. Jak grom spadło na nią wspomnienie wysokiej, zadbanej, o kobiecych kształtach blondynki, która bezczelnie na jej oczach całowała Toma. Znowu zaczęła porównywać się do niej, po czym stwierdziła, że w żadnym wypadku ona sama nie może mierzyć się z ludźmi pokroju Moniki. Pojednycza łza spłynęła po policzku dziewczyny, pozostawiając za sobą dlugi, mokry ślad. Szybko ją starła, nie chciała już więcej płakać nad swoją niedolą. Ile ona by dała, by być teraz kilka lat starszą, wykształconą kobietą. Z taką myślą oddała się w ramiona Morfeusza.

Obudził ją irytujący dźwięk dzwonka do drzwi. Przetarła zmeczoną twarz dłonią i udała się w stronę irytujacego odgłosu. Zatrzymała się tuż przed drzwiami i spojrzała przez judasza. Zobaczyła spiętą i podminowaną twarz Toma. Zaciskał mocno szczękę i nerwowo przebierał nogami, co chwila zerkając na zegarek. Odsunęła się i zawahała przez chwilę, jednak kolejny niecierpliwy dzwonek zmusił ją do otwarcia drzwi. Jak tylko je uchyliła zauważyła jak Tom wypuszcza powietrze i przymyka oczy, jakby poczuł ulgę. Po chwili bez zbednego tłumaczenia wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi.
-Czy możesz wiecej sie tak nie zachowywać?
-Słucham? Tak, to znaczy jak?- zapytała nieco zdzwiona.
-Ja wiem, że sie na mnie wkurzyłaś, ale nie odbieranie telefonu przez 4 godziny i nie otwieranie mi drzwi przez 10 minut to trochę przegięcie.
Amelia stała z lekko otwartą buzią i podeszla szybko do stołu, gdzie leżał plecak. Wyjęła telefon i odblokowała go:
50 nieodebranych połączeń od Tom
Otworzyła szerzej oczy.
-Ale ja nie słyszałam... Bo spałam.- powiedziała cichym głosem. Zrobiło jej się jednak trochę głupio, że chcąc nie chcąc nieźle go olała. Spojrzała na Toma. Stał z rekoma pod boki i wygladał jak matka, która upomina dziecko za to, że nie odkurzył pokoju. Mimo niesprzyjających okoliczności miała ochotę parsknąć na to głupie skojarzenie, ale powstrzymała się, widząc wzrok mężczyzny.
-Bałem się, że coś ci sie stało. Jeszcze po tym co mi powiedziałaś, a nie mogłem od razu do ciebie przyjechać, bo musiałem pilnie jechać w sprawie pracy. Dlatego dzwoniłem kilkadziesiąt razy, jak ten ostatni idiota.
-Przepraszam naprawdę. Bylam bardzo zmęczona, praktycznie nie spałam tej nocy.
Wzrok Toma złagodniał nagle. Westchnął i podszedł do niej bliżej i delikatnie dotknął jej ramion.
-Nie, to ja przepraszam. Zachowałem się jak idiota, nie powinienem był tak mówić wtedy w kawiarni. Po prostu w złości czasem mówię, to czego zdecydowanie nie powinienem.
Patrzył na nią tymi swoimi błękitnymi oczami, w których mogła zauważyć wyrzuty sumienia. Uśmiechnęła się lekko, wiedząc, że i tak mu wybaczy. To jest Tom, mężczyzna, który się nią zajął, wstawił sie za nią więcej razy niż jej własna matka, zauważył ją i pomógł w trudnych momentach. Jak mogła nie wybaczyć mu tej chwili słabości, skoro wina w jakimś stpniu również leżała i po jej stronie. Mężczyzna widząc uśmiech dziewczyny sam się uśmiechnął, ukazując rząd białych zębów. Przyciągnął ją do siebie i mocno pocałował jej rozciągnięte w uśmiechu wargi. Ich niewinny pocałunek przerodził sie w pełen pożądania i tęsknoty namiętny taniec języków. Uniósł ją lekko, a ona oplotła swoje nogi wokół jego pasa. Usiadł na kanapę, trzymając ja w ramionach. Oderwali się od siebie i patrzyli głęboko w oczy. Amelia nie wiedziała ile to trwało, kilkanaście sekund, minut, godzin? Po chwili uśmiechnęła się, przełknęła nerwowo ślinę, bo za chwile chciała powiedzieć coś, co od dawna siedziało jej w głowie.
-Kocham Cię- te słowa wyszły z jej ust tak gładko, z taką łatwością, azsama się zdzwiwiła. Tom wstrzymał oddech i spojrzał na nią z lekko uchylonymi ustami. Po chwili odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy i uważnie wpatrywał się w jej oczy.
-Ja ciebie też skarbie.
Po ciele Amelii przeszedł dreszcz. Usłyszała to, na pewno się nie przesłyszała. Kocha ją. Ktoś ją kocha. Wzruszenie ścisnęło jej gardło i nie była w stanie nic odpowiedzieć, jak tylko wtulić się w jego silne i bezpieczne ramiona. Tam mogła ukryć swoje nadmierne wzruszenie, nie chciała pokazywać jak bardzo to krótkie wyznanie nią wstrząsnęło. Tom przygarnął ją bliżej siebie i delikatnie gładził jej plecy. Oparł swój podbródek na czubku jej głowy i patrzył przed siebie zadumanym, nieco nieobecnym wzrokiem. Osoba trzecia mogłaby stwierdzić, że coś nie daje mu spokoju, że ma jeszcze jakąś niedokończoną sprawę, która zaprząta mu umysł...
Resztę wieczoru spędzili razem, praktycznie nic nie mówiąc. Żadne z nich nie chciało zepsuć wytworzonej atmosfery. Widocznie oboje stwierdzili, że na poważne tematy jeszcze przyjdzie pora, jednak Tom jednej sprawie nie odpuścił.
-To powiesz mi w końcu, jak się nazywa ten idiota?

Kolejny rozdział, dosyć krótki jak na moje standardy. I tu pytanie: wolicie dłuższe rozdziały, a rzadziej, czy krótsze, a częściej? ;)

Pure RelationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz