Rozdział XIII

1.1K 100 41
                                    

Taka mała niespodzianka, w postaci rozdziału. Jest krótszy niż wszystkie inne, ale bardzo ważny. Mam wrażenie, że mi nie wyszedł, dlatego proszę o kom, bo może jednak nie powinnam się brać za tego typu sceny xd A! I dziękuję za każdy komentarz, gwiazdkę i wyświetlenia! Mam nadzieję, że nie bd tak źle... zapraszam do czytania ;p

Wyszedł szybko z domu i od razu zaczął rozglądać się za Amelią, ale nigdzie jej nie było. Ruszył w stronę samochodu, miał nadzieję ją tam zastać. Nie mylił się, stała oparta o samochód. Ręce miała skrzyżowane na ramionach a głowę miała skierowaną w dół. Wyglądała na zagubioną i przygnębioną. Tom w myślach znów przeklął jej matkę, po czym podszedł do niej. Amelia nawet nie zauważyła, że Tom stoi naprzeciwko i na nią patrzy. Nie płakała, nie miała już łez. Była tylko strasznie rozczarowana i samotna. Po chwili poczuła jak mocne ramiona obejmują ją w żelaznym uścisku. Od razu wiedziała, kto to. Jego zapach, jego ciepło i delikatny, ale zdecydowany dotyk znała już na pamięć. Przylgnęła do niego mocniej, a on zanurzył twarz w jej włosach.
-Już jest wszystko w porządku, słyszysz? Już nikt więcej Cię nie skrzywdzi- wyszeptał tak cicho, że ledwie to słyszała. Poczuła jego oddech na swojej szyi i momentalnie przeszły ją dreszcze. Przestraszyła się jak bardzo jej ciało reaguje na niego. Mimo to, rozplotła swoje ręce, które dotąd były nadal skrzyżowane i lekko drżącymi dłońmi objęła go. Poczuła jak teraz nie ma żadnej bariery między nimi, jak jeszcze mocniej ją przyciąga do siebie. Czuła każdy cal jego ciała, każdy mięsień brzucha, klatkę piersiową, oddech za uchem. Wszytko to sprawiło, że jakaś cząstka jej duszy, która zawsze była pusta, została wypełniona. Czuła się po prostu szczęśliwa i gdyby była taka możliwość, trwałaby w tym uścisku całą wieczność. Wiedziała jednak, że to się kiedyś skończy a ten gest ze strony Toma to po prostu współczucie i empatia. Po jakimś czasie Tom odsunął się od niej na długość ramion i spojrzał jej w oczy. Uśmiechnął się a ona zrobiła to samo. Nie mogła nigdy pozostać obojętna na jego piękny uśmiech.
-Chodźmy stąd, nic tu po nas- powiedział i otworzył jej drzwi od samochodu. Wsiadła i zapieła pasy. Zanim ruszyli, zdążyła zauważyć w oddali postać stojącą w oknie jej domu. Nie widziała z daleka twarzy, ale była pewna kto to. Odwróciła wzrok w stronę szyby samochodu i pogrążyła się w swoich własnych myślach.
Obudziło ją lekkie potrząsanie za ramię. Spojrzała zamglonym jeszcze od snu wzrokiem na powód swojej pobudki. Gdy zauważyła Toma, próbującego ją jakoś delikatnie wybudzić, mimowolnie się uśmiechnęła. Może myślała, że to sen? Po chwili jednak, wydarzenia z poprzednich paru godzin wróciły ze zdwojoną siłą. Otworzyła już szeroko oczy i wyprostowała się.
- Co, już? Jesteśmy tak?- powiedziała, przecierając oczy.
- Tak. Znaczy... Jesteśmy pod moim mieszkaniem..- odpowiedział nieco speszony.
Amelia zmarszczyła nieco czoło i spojrzała na niego.
- Aha..Ale dlaczego?
- Tak pomyślałem...Może wpadniesz na herbatę - uśmiechnął się uroczo i spojrzał na nią prosząco. Patrzyła w jego oczy, koloru wzburzonego morza i wiedziała, że nie odmówi, chociaż tak nakazywał jej rozsądek.
-Na herbate- udawała, że się mocno zastanawia..- a nie jest już trochę za późno- powiedziała zanim zdążyła pomyśleć.
-Na herbatę nigdy nie jest za późno- wzruszył lekko ramionami i puścił jej oko- chyba, że nie chcesz - dorzucił szybko, widząc jej wahanie.
-Nie, nie... Zresztą chętnie- odpowiedziała gorliwie. Wiedziała, że nie powinna, bo to tylko ją jeszcze bardziej wciąga i pogłębia jej uczucie. Nie mogła nic poradzić, to było silniejsze a do tego dochodził ten ogromny uśmiech na twarzy Toma, gdy usłyszał jej słowa.
Gdy weszli do mieszkania, Amelia zdjęła buty i udała się za Tomem w stronę kuchni. Była bardzo zmęczona i prawdę mówiąc, ledwo trzymała się na nogach. Tom wyjął z szafki kilka pudełek i rozłożył je w równym rządku i z oczekiwaniem patrzył na Amelie.
-Którą sobie Pani życzy?- zapytał, robiąc ręką w powietrzu jakiś dziwny, nieokreślony ruch. Amelia uśmiechnęła się lekko i wybrala czarną z dodatkiem jakichś egzotycznych, suszonych owoców.
-Bardzo dobry wybór- powiedział zadowolony i wziął się za wstawianie wody. Gdy wszystko było gotowe usiedli przy stole. Postawił przed nią pracujący kubek i spojrzał na nią.
-Bardzo ładnie pachnie- powiedziała nagle, wciągając cudowny zapach herbacianej mieszanki.
-Jesteś zmęczona. Widzę jak ci sie oczy zamykają- powiedział, po dłuższym przyglądaniu się jej- może nie powinienem Cię tu ściągać..Potrzebujesz się porządnie wyspać, tyle preszłaś dzisiaj i...
-Nie, nie -nie dała mu dokończyć - To znaczy... Tak naprawdę to się cieszę, że mnie zaprosiłeś. Wiesz, bardzo nie chciałam być teraz sama- głos jej sie lekko załamał, przy wypowiadaniu ostatnich słów. Tom spojrzał na nią z troską. Nie chciał by była smutna, nie chciał patrzeć na nią, gdy jej twarz jest pełna smutku i powstrzymywanego płaczu. Chciał patrzeć na nią, gdy się śmieje, jest spokojna albo opowiada coś z zachwytem. Przybliżył sie do niej razem z krzesłem i złapał ją za dłoń. Drgnęła lekko, pod wpływem jego dotyku. Patrzyła na ich dłonie, splecione w mocnym ucisku. Bała się unieść głowę i spojrzeć w jego oczy. Obawiała się, że wtedy rozklei się na dobre a tego nie chciała. Już zbyt wiele razy widział ją kiedy płacze. Płacz to wyraz słabości a ona przecież nie chciała, by patrzył na nią, jak na skrzywdzone przez los dziecko. Chciała, by on widział w niej dorosłą, wartościową kobietę. Niestety zmusił ją do spojrzenia mu w oczy. Chwycił jej podbródek drugą ręką i zdecydowanie a zarazem delikatnie nakierował jej twarz w swoją stronę.
-Pamiętaj, że nie jesteś sama. Masz Stefanie, ale nie zapomnij, że masz teraz też mnie. Może nie jestem jakimś tam idealnym pocieszycielem, ale pamiętaj, że ja zawsze będę tu, gotów by ci pomóc. I proszę Cię, nie bierz winy na siebie za dzisiejszy dzień, bo to z twoją matką jest coś nie tak a nie z tobą.- powiedział szybkim, zdecydowanym tonem. Zauważył, że dwie długo powstrzymywane łzy spływają po jej policzkach. Wodził za nimi wzrokiem i po chwili wahania, wytarł je swoim kciukiem. Spojrzał znów w jej oczy. W tą piękną butelkową zieleń, która wywoływała w nim dziwny spokój. Patrzył na jej lekko drżące wargi, ktore powstrzymują szloch. Zbliżył się tak, że ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Amelii serce waliło jak oszalałe, przez chwilę bała się, że wyskoczy z jej piersi. Czy on? Nie zdążyła dokończyć myśli, gdy poczuła na swoich wargach jego miękkie a zarazem szorstkie usta. Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Nigdy się nie całowała, nie wiedziała co ma robić. Tom wyczuł jej brak reakcji, dlatego chwycił jej kark i przybliżył do siebie. Składał delikatne pocałunki na jej ustach, coraz mocniej napierając. Po chwili wahania, Amelia uchyliła usta i oboje zaczęli szukać wspólnego rytmu. Za chwilę, nie pamiętali już gdzie są ani co robią. Poddali się namiętnemu pocałunkowi. Amelia chwyciła go lekko za włosy, co wywołało u Toma pomruk zadowolenia. Chwycił delikatnie jej szyję a drugą ręką przyciągnął ją do siebie, tak, że znalazła się teraz z nim na jednym krześle. Siedziała okrakiem na jego kolanach i z jak największą pasją oddawała jego pocałunki. Oboje tak strasznie pragnęli swojej bliskości, że nie nadążali z oddechem. Po chwili oderwali się od siebie. Łapczywie łapali oddech, jakby przebiegli maraton. Amelia oparła się na nim, tak że stykali się czołami.
- Co Ty ze mną robisz- powiedział z lekką chrypą, między kolejnymi oddechami. Spojrzał na nią, na jej zaczerwinione policzki i świecące oczy. Wiedział, że musi się opanować teraz albo będzie potem żałował, że wykorzystał moment jej słabości. Amelia przymknęła oczy, nie wierząc w to, co się właśnie wydarzyło. Po chwili otworzyła je i zobaczyła dziwny wzrok Toma. Wyglądał jakby bił się sam ze sobą, jakby toczył wewnętrzną walkę.
-Przepraszam- powiedział po chwili- nie powinienem...
-Ciii..- zamknęła mu usta swoją drobną dłonią. On przymknął oczy i zacisnął mocniej swoje duże dłonie na jej talii.
- Wiem co chcesz powiedzieć.. Ale proszę, po prostu nie mówmy już nic- odpowiedziała cicho, nie chcąc, niszczyć atmosfery jaka się między nimi wytworzyła. Zdjęła dłoń z jego twarzy i przytuliła się do niego, zanurzajac się w jego odurzajacycm zapachu. Znów to czuła, bezpieczeństwo i wypełnienie niewyjaśnionej pustki. On zanurzył twarz w jej pachnących włosach i pogrążył się w ciszy. Słychać było tylko ich miarowe oddechy i tykanie zegara na ścianie.
-Wiesz, powinniśmy zapomnieć o tym, to nie powinno się wydarzyć- powiedział szeptem po kilku minutach bicia się z własnymi myślami. Gdy po kilkunastu sekundach nie otrzymał żadnej odpowiedzi, odchylil lekko głowę i spojrzał na jej twarz. Spała. Zasneła w jego ramionach. Uśmiechnął się lekko, z ulgą. Może dobrze, że nie usłyszała tych słów. Sam nie był ich pewien, ba, wgl nie chciał o tym zapomnieć, wręcz przeciwnie. Wstał powoli i poprawiając ją na sobie i udał się w stronę sypialni. Ułożył ją delikatnie, gdy usłyszał cichy jęk. Obudziła się, pomyślał i skrzywil się lekko. Po chwili usłyszał jej cichy glos:
-Zostań ze mną tu..Nie chce być sama- wymamrotała. Tom zastanawiał się czy mówi to na serio, czy przez sen.. Gdy jednak chwyciła go za rękę, nie mógł jej zostawić.
-Jesteś pewna?-spytał, pochylając się nad nią.
-Mhm- skineła twierdząco głową, nie puszczając jego dłoni. Odgarnął parę kosmyków z jej twarzy i położył się obok niej. Leżał sztywno, nie wiedząc za bardzo jak się zachować, jak daleko może się posunąć. Po chwili Amelia przysunęła się do niego i położyła głowę na jego klatce piersiowej. Uśmiechnął się pod nosem i objął ją ramieniem. Za chwilę oboje byli już w objęciach Morfeusza i oboje po raz pierwszy od dawna spali tak twardym i spokojnym snem.

Pure RelationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz