Rozdział X

1.1K 77 10
                                    

Przepraszam (znowu), że tak późno, ale muszę (znowu) to powiedzieć, nie miałam kompletnie czasu. Z bólem serca muszę powiedzieć, że będę musiała chyba zawiesić opowiadanie do końca matur. Niestey mam teraz dużo nauki i innych spraw, i mimo że chce pisać, to zwyczajnie nie mam na to czasu. Nie mowie, że nie dodam żadnego rozdziału do kina marca, bo może będę miała czas i wene na pisanie. Pisanie rozdziałów zajmuje mi sporo czasu, bo chce by byly naprawdę dobre i dopracowane. Póki co, niestety opowiadanie uznaje za " Bardzo wolno pisane". Dziękuję wszystkim za ponad półtora tysiąca wyświetleń i tyle gwiazdek i tyle komentarzy! To mnie mega cieszy!
P.S. Napiszcie, czy nie wyszło zbyt cukierkowo i czy lubicie trochę akcji ;)
P.S. 2 To najdłuższy rozdział w mojej karierze- ok 2400 słów.
Zapraszam do czytania!

Gdy wróciła do mieszkania, zabrała się za zmycie rozmazanego już makijażu. Wzięła szybki, prysznic, który orzezwil ją a zimne krople spływające po jej ciele ochłodziły jej rozgrzane od emocji ciało. Uspokojona już nieco, ale nadal smutna wzięła się za makijaż. Nie był on wyzywający, nigdy nie malowała się mocno, nałożyła podkład, podkreśliła brązerem kosci policzkowe i zrobila lekką kreskę na górnej powiece. Postanowiła za to zaszaleć z ubiorem. Nie miała zbyt wielu sukienek, ale wiedziała co nałoży. Krótka czarna sukienka z dekoldem w kształcie łezki. Kupiła ja pod wpływem chwili, gdy była na zakupach ze Stefanią. Nie sądziła, że nadarzy się tak szybka okazja, by ja założyć. Włosy rozpusciła a na ramiona zarzuciła krótką ramoneskę. Staneła gotowa, patrzac na zegarek a potem na stojące przed nią lustro.
- Będzie zajebiscie. Zabawie się, zapomnę o wszystkim. Szczególnie o nim.- powiedziała z determinacją, patrząc sobie w oczy. Pomyślała, że  może to i żałosne, ale nie dbała o to. Uważała, że w tym momencie to jest dobre wyjście. Wzięła torebkę, klucze i wyszła z mieszkania.
~*~
Czekała i czekała i czekała... A Stefanii jak nie było, tak nie ma. Gdzie ona się podziewa?! Zawsze na imprezach była pierwsza. Zniecierpliwiona wyjęła telefon, gdzie ujrzała jedna, nieodczytaną wiadomość. Kliknęła ją szybko i odczytala:
Melcia bardzo, ale to bardzo Cię przepraszam, ale nie przyjdę.. Nagły wypadek! Jutro ci wszystko opowiem i proszę idź na tą imprezę beze mnie. Zaszalej!  Jeszcze raz przepraszam, obiecuję wynagrodze ci to.
Przeczytała wiadomość jeszcze raz i ze zrezygnowaniem włożyła telefon to kieszeni kurtki. Sama? Ma iść sama?  Trzy czwarte osób nie będzie znała... Trudno, nie po to się szykowała, by teraz zrezygnować. Nieco zdenerwowana, ale i zdeterminowana podeszła do drzwi, zza których słychać było głośną muzykę. Pukała, ale to nic nie dało, było zbyt głośno, by ktoś mógł to usłyszeć. Jednak po chwili drzwi sie otworzyły. Stanął w nich chłopak, niewiele starszy od niej. Oparł się o framugę z czerwonym, plastikowym kubkiem w dłoni. Zbadał Amelie wzrokiem z góry do dołu po czym z lekkim uśmiechem odezwał sie:
- Cóż to za piękność mnie odwiedza?
- Hej. Miałam przyjść z przyjaciółką- Stefania, może znasz. Niestety ona nie mogła przyjść, wiec oto jestem, sama.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej. I wyciągnął dłoń.
- Maciek. A Stefanie znam, głównie z różnych imprez.
- Amelia. To świetnie.
Podali sobie ręce a Amelia stwierdziła gorzko, że nie poczuła nic. Nic chociaż podobnego, do tego co czuła podając rękę Tomowi. Z uśmiechem, jednak weszła do domu, w którym trwała istna balanga. Pomieszczenie było spore, panował półmrok, z wielkich głośników leciała muzyka a na środku tańczyli ludzie. Większość jednak stała, rozmawiała ze sobą lub siedziała na kanapach. Nowo poznany chłopak przedarł się przez tańczący tłum i zaprowadził Amelie do dużej kuchni. Oparł się o blat i znów zrobił to samo, przeleciał wzrokiem po jej całej sylwetce, dłużej zatrzymując wzrok na nogach. Poczuła się trochę nieswojo. Oczywiście chłopak nie był brzydki ani obleśny, wręcz przeciwnie. Wysoki, wysportowany blondyn z szarymi jak stal oczami i miłym uśmiechem. Można powiedzieć więcej, dla innych dziewczyn mógł być ucieleśnieniem ideału. Niestety nie dla Amelii. W jej głowie wciąż siedział ktos inny. Zirytowało ją to strasznie, dlatego na propozycję drinka, zgodziła się od razu. Wypiła go naprawdę szybko, po czym kolejnego i kolejnego. Dawno nie piła alkoholu, dlatego jej organizm szybko zaczął reagować. Zaczęła czuć się swobodniej, weselej. Gdy ludzie podchodzili do niej, chętnie z nimi rozmawiała, śmiała się. Spojrzała na "parkiet" gdzie było teraz mnóstwo osób. Nie można było powiedzieć, że tańczą. Oni wszyscy ocierali się o siebie w jakiejś bezwładnej imitacji tańca. Wszyscy byli ostro pijani, niektorzy chyba nawet coś brali, sądząc po ich dziwnym zachowaniu. Nieco rozluzniona,  też postanowiła się nieco bardziej odprężyć, wiec weszła między ludzi i zaczęła ruszać się w rytm muzyki. Szumiało jej uszach od nadmiaru kolejek, które wypila z nieznanymi jej osobami. Obraz nie był już ostry i wirował przed jej oczami. Co chwilę ktoś podchodził i tańczył razem z nią, nie wiedziała z kim tańczy ani czy wgl tańczy, czy kręci się w kółko. Postanowiła na chwilę usiąść, bo zauważyła, że naprawdę zbyt dużo wypiła. Opadła bezwładnie na dużą, białą kanapę. Siedziała, patrząc na innych, próbując rozpoznać jakieś znajome twarze. Oczy same jej się zamykały, jednak głośna muzyka co chwilę ją cudziła. Po chwili ktoś pociągnął ja za rękę i wyprowadził z tłumu na zewnątrz. Będąc pijana, chwiała się lekko, potykając co drugi krok. Ma dworze bylo ciemno, paliła się jedynie lampa ogrodowa. Rozejrzała się, w celu zweryfikowania kto wyciągnął ją na zewnatrz i ujrzała przed sobą chłopaka w jej wieku, z brązowymi, kreconymi włosami. Miał dziwny wyraz twarzy, jakby był na haju. Za nim stały dwie dziewczyny, które paliły papierosy. Po chwili zbliżyły się obie i podały jej papierosa. Amelia zmarszczyła czoło i powiedziała stanowczo, przeciągając wyrazy:
- Panie wybacza, ale ja nieee palę.
- Ale to nie sa papierosy. Spróbuj po nich poczujesz się jak w innym wymiarze. Zapomnisz o wszystkich problemach. No dawaj, co ci szkodzi!- odezwał się bardzo zadowolony chłopak z kreconymi włosami. Ciągle się szczerzył nie wiadomo z jakiego powodu.
- Widać, że jesteś spieta, chcemy tylko ci trochę pomoc- powiedziała jedna z dziewczyn podtykając skręta pod samą twarz Amelii. Ta w lekkim amoku i zdezorientowaniu chwyciła go i przyglądała się dłużej.
- Że niby lepiej się poczuje i zapomne?- zapytała patrząc na nich z powatpiewaniem. Oni od razu skinęli ochoczo głowami. Niewiele w tamtym momencie myśląc, uniosła narkotyk do ust i zaciagneła się mocno aż poczuła dym w płucach. Zamknęła oczy i zrobiła długi wydech. Zrobiła to jeszcze kilka razy i zadowolona oddała dziewczynom ich własność. Po chwili jedna krzyknęła:
- O kurwa, zobacz jaki ładny jednorożec tam biegnie! Widzisz! Jaki słodki! Mówiłam, zawsze ci mówiłam, ze one istnieją! O patrz, idzie tu... Tylko bądź cicho bo ja sploszysz - mówiła podniecona, znizając głos do szeptu i patrząc na coś w oddali. Amelia totalnie zdezorientowana, patrzyła na nią, jak na idiotke. Co gorsza, druga dziewczyna zaczęła mówić, że to wcale nie jednorożec a świecąca łania z Harrego Pottera, przyszła wskazać im drogę. Amelia rozszerzyła oczy, robiąc minę w stylu "wtf" i przeszła kilka kroków dalej. Wszystko zaczęło jej się mieszać, wirować a do tego było jej niedobrze. Chciała wyjąć telefon, zadzwonić do Stef, ale nie była w stanie. Po chwili zdeterminowana wyjela komórkę, jednak ekran nie mógł ustać w miejscu. Wydawało jej się, że trzęsie się jak galareta i wydaje dziwne dźwięki. Mimo wszystko, próbowała napisac do Stefanii. Po kilku minutach, nie wiedziała już co robi, dlatego odłożyła telefon do torebki. Chwiejac sie i czujac coraz to dziwniej, weszła do domu.
- Gdzie jest łazienka?- wybelkotala do najbliższej osoby.
- Korytarzem prosto do końca... chyba... No tak, że tego chyba tak...Ale Nie wiem do końca bo....
Dalej nie słuchała tylko poszła w głąb korytarza. Po chwili, ktoś mocno ją popchnał, tak, że z impetem uderzyła plecami o ścianę. Jęknęła cicho z bólu i nie rozumiejac, co sie dzieje, spojrzała przed siebie. Ktoś przyparł ją do ściany i trzymał mocno za nadgarstki. Czuła na sobie spojrzenie i oddech na szyi. Lekko spanikowana, zaczęła się szarpać, ale na nic. Była zbyt słaba a napastnik był znacznie wyższy i silniejszy. Mimo, że była pijana i na haju poczuła obezwładniający ją strach. Przełknęła głośno ślinę i starajac się brzmiec groźnie, krzyknela:
- Puść mnie! Słyszysz?! Puszczaj!
Szamotała się mocno,  próbując wyrwać z żelaznego ucisku. Usłyszała jedynie głośny śmiech.
- Od początku mi się spodobałaś, jak tylko zobaczyłem Cię przed drzwiami, stwierdziłem, że nie przepuszcze okazji - wyszeptał jej prosto do ucha. Wiedziała już, że to Maciek.
- Wiesz, myślałem jednak, że po dragach będziesz bardziej uległa. Cóż, widzę twarda sztuka z Ciebie - dodał po chwili mocniej sciskając jej nadgarstki.
- Co? To twoja sprawka? Namowiles ich, żeby mi to dali tak?
- Aleś Ty mądra. Taka szybka dedukcja, na miarę Sherlocka.- zaśmiał się perfidnie. Na te słowa zaczęła znów się szarpać. Po chwili, jednak znieruchomiała. Poczuła na ramieniu chłodny metal. Spojrzała przerażona na miejsce, gdzie poczuła zimno i ujrzała w ciemności błysk ostrza. On ma nóż! Za chwilę poczuła piekący ból ostrza rozcinającego jej skórę. Syknęła cicho i poczuła ciepłą ciecz spływającą po jej ręce.Nie wiedziała co robić, była w pułapce, bezsilna. Trafiła na jakiegoś psychopate, sadyste. To wydawało jej sie takie nierealne, jednak piekący ból szybko rozwiał jej watpliwosci, co do prawdziwości tego zdarzenia. Serce waliło jej jak oszalałe a w oczach zbierały się łzy. Poczuła na szyi natarczywe pocałunki i dłonie sunące po jej posladkach. Czuła się okropnie, ale zauważyła, że ma wolne ręce. Nadal była w żelaznym ucisku, jednak chłopak był zajęty czym innym, niż uważaniem, czy ma wolne dłonie. Teraz albo nigdy, pomyślała i gdy zaczął całować ją w usta, z całej siły ugryzła go w język, po czym kopnęła go boleśnie w krocze. Może to i żałosna forma obrony, ale zadziałała. Upuścił nóż i zgiął się w pół, klnąc przy tym siarczyście. Na drżących nogach uciekła od niego i przeciskając się w tłumie wybiegła na dwór. Biegła przed siebie, co chwilę odwracając się i potykając. Bała się, że ten psychopata zacznie za nią biec. W pewnym momencie uderzyła w coś z impetem i prawie by upadła, gdyby nie silny ucisk czyichś rąk na jej ramionach. Zdenerwowana, jeszcze w szoku, zaczęła się szarpać i błagać, by ja puścił. W końcu, zmęczona uslyszała, dobiegający jakby zza ściany, głos.
- To ja Amelia! Uspokoj się, już wszystko w porządku! Ocknij się, to ja!
Stanęła jak wryta i uniosła głowę, słysząc znajomy głos.
-Too...m? Co Ty tu robisz- wybełkotała przez łzy. On spojrzał na nią uważnie a nastepnie marszcząc czoło skierował wzrok na jej lewe ramię. Że zdziwieniem uniósł swoją dłoń, którą jeszcze przed chwilą trzymał ją i zauważył, że jest we krwi.
-Ty krwawisz? Amelia co się stało? Dlaczego masz rozciete ramię, czemu płaczesz- spytał cicho i spokojnie, sunąc wzrokiem po jej twarzy.
- Ja, to nie moja wina.. Naprawdę ja nic nie zrobiłam, to on się na mnie rzucił... Nie mogłam nic zrobić...- powiedziała trzęsącym się głosem.
- O czym Ty mówisz? Kto ci to zrobił? Gdzie on jest?
- Nie ważne, proszę chodźmy stąd, on jest nienormlany... On ma nóż, chodźmy stąd..
- Chcesz to tak zostawic?! On musi za to odpowiedzieć, słyszysz? Gdzie on jest- zapytał już ostrzej.
- Nie wiem. W środku, ale proszę zostań- powiedziała blagalnym tonem, chwytając go za nadgarstek.
- Prosze- wyszeptała. On spojrzał na nią. Była cała zapłakana, przestraszona i do tego pijana. Wiedział, jednak, że nie może tego tak zostawić.
- Nie myślisz teraz racjonalnie. Idź do mojego samochodu, stoi tam, wsiądź i czekaj na mnie. Za dwie minuty będę- powiedział i zniknął za drzwiami budynku. Nie bardzo wiedząc co zrobić, poszła do samochodu i wsiadła. Bardzo się bała o Toma, przecież ten chłopak jest nieobliczalny i do tego ma nóż. Kilka razy miała już wyjść i pobiec do domu, ale strach przed spotkaniem go ponownie był większy. Siedziała, wiec, tępo patrząc się przed siebie. Prawie nie usłyszała jak drzwi od samochodu otwierają się i obok niej usiadł Tom. Spojrzał na nią, pochylił się i zapiął jej pasy.
- Już wszystko w porządku, już jesteś bezpieczna.
~*~
Gdy dojechali na miejsce, Amelia zorientowała się, że są u Toma w mieszkaniu. Zdziwiła się nieco. Myślała, ze odwiezie ją do jej mieszkania lub matki. Właśnie, mama! Odwróciła się szybko w stronę Toma, mało co nie uderzajac go.
- Proszę, nie mów tylko niczego mamie, proszę, ona nie może wiedzieć. Ona mi zaufała, proszę.- mówiła szybko, plącząc nieco słowa.
- Spokojnie, usiądź, porozmawiamy. Muszę przemyć ci tą ranę.- powiedział popychając ja lekko na kanapę. Zniknął na chwilę w kuchni po czym wrócił z apteczka. Usiadł koło niej i zaczął szukać czegoś w małym, czerwonym, materialowym pokrowcu. W pokoju panował mrok. Palił się jedynie kominek, który dawał nieco stlumionego światła. Amelia patrzyła na Toma, konplentując każdy skrawek jego twarzy. Patrzyła jak wyjmuje po kolei bandaż, wodę utlenioną, jakąś maść. Czuła taki spokój i radość. Mogłaby patrzeć na niego w tej ciszy do końca życia. Każdy jego ruch, skupienie na twarzy warte było każdej minionej sekundzie. W pewnym momencie wylał nieco wody na gazik i zbliżył się. Spojrzał w jej oczy.
- Może trochę zaszczypać- powiedział, po czym przyłożył mokry gazik do jej skóry. Delikatnie, jakby dotykał czegoś bardzo kruchego, zaczął przyciskać materiał raz przy razie, dopóki powierzchnia skóry nie była czysta. Bandażem owinął jej ramię. Wziął jej nadgarstek w swoje dłonie i przejechał po nim delikatnie kciukiem. Był cały zaczerwnieniony. Wziął ze stolika maść i wycisnął trochę. Zaczął okreżnymi ruchami wcierać ją. Amelia patrzyła zahipnotyzowana na palce sunące po jej nadgarstku. Robił to tak delikatnie i z wyczuciem, chcąc sprawić jej jak najmniej bólu. Zauważyła, że robił to znacznie dłużej niż powinien, co w ogóle jej nie przeszkadzało. Stworzyła się między nimi atmosfera pewnej rodzaju intymności, którą potęgowała ciemność i delikatny dotyk. Amelia miała straszna ochotę go przytulić i zasnąć, powiedzieć mu, jak bardzo jej na nim zależy. Nie mogła tego zrobić, nawet będąc lekko pijana. Patrzyła tylko na niego, czując niewyobrażalną tęsknotę a jednocześnie radość. Spojrzał na nią czując na sobie jej wzrok, nadal smarujac jej rękę. Patrzył w jej szmaragdowe oczy a ona topiła się w głębi błękitu oceanu jego oczu. Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Tom uniósł rękę i przyłożył ją do policzka Amelii, w którą ona natychmiast się wtuliła i zamknęła oczy. Uśmiechnął się na ten widok. Po chwili jednak zorientował się, że ona naprawdę usnęła. Wziął ją na ręce i zaniósł do swojego łóżka. Położył ja delikatnie na miękkim materacu i przykrył kocem. Spojrzał na nią jeszcze raz nie mogąc ukryć uśmiechu. Była jeszcze taka młoda i bezbronna. Nie powinno ja spotkać tyle złego. Spowazniał na chwilę, po czym pochylił się i złożył delikatny pocałunek na jej czole. Nie miał pojęcia czemu, ale od momentu kiedy weszła do jego mieszkania, czuł się za nią w pewien sposób odpowiedzialny. Przyglądał się jeszcze jej spokojnej, pogrążone we śnie twarzy, po czym wyszedł z pokoju. Wyjął telefon i wykrecił numer.
- Wszystko w porządku jest u mnie. Dobrze, że  zadzwonilas,  miała lekkie kłopoty. Spokojnie, już wszystko pod kontrolą, jutro sobie pogadacie. Nie ma za co, Stef. Dobranoc.
Odłożył telefon na stół i wziął głęboki wdech. Pięść jeszcze go trochę bolała od mocnego ciosu, ale nie żałował niczego. Rzucił się na kanapę i od razu zasnął.


Pure RelationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz