Rozdział XVI

1K 95 25
                                    

Wybaczcie, że tak późno wstawiam, ale wena mnie naszła :p Dużo cukru Was czeka w tym rozdziale, ale chyba najwyższa pora na coś bardziej pozytywnego :") Mam nadzieje, że się spodoba. Dziękuję za gwiazdki, komentarze, wyświetlenia, które dają dużo motywacji ♡
Zapraszam do czytania..

Tom spojrzał na nią i wszedł powoli do środka. Amelia zamknęła drzwi i odwróciła się w jego stronę. Patrzyli się na siebie nic nie mówiąc. Dziewczyna po pewnym czasie spuściła wzrok i zaczęła patrzeć się w podłogę. Nie mogła dłużej patrzeć w jego oczy, czuła wtedy ogromną tęsknotę, która wypełniala całe jej serce. Tom widział wszystko. Opuchnięte oczy, smutek, bezradność. Podszedł do niej i chwycił jej podbródek, tak by spojrzała na niego. Czuł się źle, gdy patrzył w jej oczy przepełnione bólem. Amelia patrzyła na niego i zdziwiła się, gdy on po chwili puścił jej podbródek i ją do siebie przyciągnął. Przylgnęła do niego mocno oplatając swoje ręce wokół jego pleców. Tom zaczął delikatnie głaskać jej włosy. Czuła zbierające się łzy ze wzruszenia. Pierwszy raz ktoś tak po prostu ją mocno przytulił. Tak bezinteresownie i szczerze.
- Co się stało? Znowu coś ci zrobiła?- odezwał się w końcu, wciąż trzymając ją w ramionach.
-Nikt mnie nie chce Tom. Jestem sama, nie powinno nawet w ogóle mnie tu być- wyszeptała drżącym głosem w jego klatkę piersiową. Poczuła jak jego dłoń mocniej zaciska się na jej talii.
-Nigdy tak nie mów, słyszysz? Jesteś najmądrzejszą, najzabawniejszą, najsłodszą i najpiękniejszą istotą, jaką w życiu spotkałem.
Na te słowa, dziewczyna znieruchomiała. Czy on naprawdę tak myśli? Zrobiło jej się ciepło na sercu i uśmiechnęła się lekko, spoglądając na niego.
- Naprawdę tak uważasz? Czy mówisz tak, bo ci mnie żal?
-Mówię szczerą prawdę- powiedział poważnie. Bardzo poważnie. Zdziwiła się trochę i pociągnęła go za rękę, by usiadł z nią na kanapie. Patrzył ciągle na nią, tak poważnie, z czułością.
- Tom, nie możemy się spotykać.
Mężczyzna zmarszczył czoło.
-O czym ty mówisz? Dlaczego?
-Ja Ciebie bardzo lubię. Nawet może za bardzo...
- To w czym problem? Chodzi o mój wiek? Wiem, że nie jestem za młody, ale..
-Nie! Nie- przerwała mu.- To nie ma najmniejszego znaczenia. Chodzi o moją matkę.- spojrzała na niego ze zrezygnowaniem.
-Czego ona znowu chce?
-Zabroniła mi się z tobą spotkać, Tom. Powiedziała, że mogę tu mieszkać, jeżeli nie spotkam się już z tobą więcej.
- Co za sucz- wyrwało mu się.- Znaczy przepraszam, nie chciałem. To w końcu twoja matka- dodał szybko.
-Nie szkodzi. I tak dzisiaj się dowiedziałam, że miało mnie nie być na tym świecie i, że zawsze byłam dla niej ciężarem.
Tom spojrzał na nią ze współczuciem. Nie mieściło mu się w głowie, co ta kobieta robi. Ona nazywa się matką?
-Wiesz Tom, ona nawet mnie nie przeprosiła. Wiesz, za to, że mnie uderzyła. Jakby tego nie było. Nawet, kiedy wspomniałam o chorobie, nic ją nie..- urwała, gdy zorientowała się co mówi. Tom spojrzał na nią uważnie. Oczywiście wiedział o czym mówi. Stef wspomniała mu o jej anoreksji, ale obiecał nic nie mówić. Zresztą chciał, aby ona sama mu o tym opowiedziała, wtedy, kiedy będzie gotowa.
-Możesz mi powiedzieć wszystko- odezwał się w końcu, gdy ta skrępowana milczała. I wtedy się złamała. Opowiedziała mu o wszystkim. O pierwszej diecie, pierwszych kilogramach. O tym, jak przestała nad tym panować i jak bardzo ją to pogrążyło. O dniach spędzonych w szpitalu i u psychologa i psychiatry oraz o całej beznadziejności, która ją wtedy dotknęła. Gdy skończyła, Tom siedział zamyślony a na jego twarzy malował się szok. Nie wiedział, że to było aż tak poważne. Nie wiedział ile ta dziewczyna przeszła, mimo tak młodego wieku. Jeszcze teraz, matka nie daje jej spokoju. Zebrał myśli i spojrzał na nią.
- Przepraszam, musiałam się wyżalić. Zbyt długo trzymałam to w sobie. Mam nadzieję, że cie tym nie odstraszyłam.
-Nie no coś ty- odpowiedział szybko.- Podziwiam Cię, że tyle przeszłaś i zdołałaś się odbić od dna. Jednocześnie jestem zszokowany, że to wszystko przytrafiło się tobie przez najbliższa ci osobę, która powinna Cię chronić i wspierać.
-Moja matka jest typem osoby, która nie powinna mieć dzieci. Nie potrafi troszczyć się o kogoś innego, tylko o siebie- uśmiechnęła się markotnie. Tom również się gorzko uśmiechnął i rozłożył ręce.
-Chodź tu do mnie- powiedział rozbrajającym tonem, który wywołał szczery uśmiech Amelii. Przysunęła się do niego i wtuliła się w jego klatkę piersiową. On oparł się o zagłówek kanapy, jednocześnie poprawiając ją w swoich ramionach. Siedzieli oboje przytuleni do siebie, chłonąc każda sekundę spedzoną w swoim towarzystwie. Po chwili Tom zmarszczył czoło.
- Co to ma być? Ptaki dokarmiasz?- zapytał wskazując ręką na nadgryzioną kromkę chleba. Speszyła się nieco.
- Nie... Kolację jadłam.
- To coś, to ma być twoja kolacja? Kromka chleba?- parsknął szczerze zdziwiony.
-Nie byłam głodna.
- Tak? A co dzisiaj jadłaś?- spojrzał na nią podejrzliwie.
- No.. U Ciebie śniadanie..Potem..yy kanapki.. Tak dużo kanapek... I jeszcze lody i..
Patrzył na nią kiwając głową.
-Nie umiesz kłamać Amelia- powiedział i wstał nagle.- Już ja ci zrobię kolację. Jak można cały dzień na dwóch jajkach przejechać?
-Nie, Tom. Nie jestem głodna, naprawdę- odpowiedziała gorliwie. Po chwili, jak na złość z jej brzucha wydobyło się głośne burknięcie. Skrzywiła się i strzeliła sobie mentalnego face palma. Tom uniósł brew i zrobił wątpiącą minę.
- Organizmu nie oszukasz. Po co się oszukujesz?
-Nie oszukuję się!- krzyknęła. Tom spojrzał na nią zdziwiony.
-Przepraszam, nie powinnam się unosić, ale..
Nie zdążyła dokończyć a Tom podszedł i złapał ją za dłonie.
- Proszę Cię, nie popełnij drugi raz tego samego błędu. To nie ma sensu.
Przełknęła ślinę. Czuła ciepło jego dużych, bezpiecznych dłoni i czuła się wspaniale. Nie chciała mu robić przykrości a widocznie widziała w jego oczach coś na wzór smutku i prośby. Uśmiechnęła się i skinęła głową. On rozpromienił się nagle i ruszył w stronę lodówki.
- No to kucharz Tom zrobi ci teraz takie kanapki, że zapamietasz to do końca swojego życia- potarł dłonie i przyglądał się wnętrzu lodówki. Po chwili zrobił minę w stylu "not bad" i zaczął wyjmować różne produkty. Amelia usiadła na blacie i przygladała mu się. Widać było, że świetnie czuje się w kuchni. Ruszał się bardzo płynnie, jakby w jakimś transie. Przekrzywiła lekko głowę w bok, przyglądając się jak łączy dwa składniki, które, według niej, w ogóle do siebie nie pasowały.
- Co?- zapytał nagle, gdy zauważył, że bacznie mu się przygląda.
-Jesteś pewien, że to- wskazała ręką na skladniki- będzie do siebie pasowało?
-Chyba się nie boisz?- zapytał z szaleńczym uśmiechem.- Ufasz mi?- zapytał po chwili.
-Jesteś jedyna osobą na świecie, której ufam- powiedziała poważnie. Tom zaprzestał na chwilę swoje ruchy i spojrzał na nią. Był to wzrok lekkiego zdziwienia, ale i wdzięczności. Uśmiechnął się wrócił do poprzedniej czynności. Amelia czuła coś nowego. Nie bardzo wiedziała jak to nazwać. To coś, kiedy czujesz, że ktoś inny martwi się o Ciebie, robi coś dla Ciebie bezinteresownie, że przy tym kimś czujesz się wyjątkowo i bezpiecznie. Tak właśnie nazywa się miłość idiotko, szepnęło jej serce, podczas gdy rozum popukał się w czoło. Nim się obejrzała, siedzieli razem przy stole. Kanapki wyglądały pięknie. Dużo kolorowych składników, które mimo swojej różnorodności tworzyły kompletną całość. Popatrzyła się na niego z lekkim wahaniem. Ten spojrzał na nią wyczekująco.
- No dalej, nie martw się nie ma tam arszeniku- uśmiechnął się podstępnie, uważnie się w nią wpatrując.
-Jak się będziesz tak na mnie gapił, to nawet kęsa nie przełknę.
-Muszę widzieć dokładnie twoją reakcję.
Przewróciła oczami i wzięła kanapkę. Za chwilę miała już zamknięte oczy i rozpływała się nad smakiem, niby to zwykłej kanapki, ale jednocześnie bardzo niezwykłej kanapki, jakkolwiek dziwnie to brzmi.
-I jak? - zapytał w końcu, przerywając ciszę.
-Pycha- odpowiedziała. Uśmiechnął się szeroko na te słowo, jak dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę.
-Masz talent- dodała po chwili.- Ze zwykłych kanapek potrafisz zrobić arcykanapki.
-Nie tylko z kanapek umiem robić coś "arcy".
-Taak? Co masz na myśli?
-Wiesz, wszystkiego czego się dotknę przemieniam w coś, jak to nazwałaś "arcy".
-Oo jaki pewny siebie, takiego cie nie znałam.- zamysliła się na chwilę.- Czy to znaczy, że ja też jestem przemieniona? W końcu mnie dotknąłeś- dodała kąśliwie.
-A tu Cię zdziwię. Ty już byłaś kimś wyjątkowym, zanim Cię doktknąłem.
Uśmiechnęła się i zgarbiła nieco. Peszyła ja duża ilość komplementów a dzisiejszego dnia usłyszała ich sporo. W sumie wiecej niż przez całe swoje życie. I to jeszcze od osoby, w której bądź co bądź, zakochała się po uszy.
- Tom, to może dotknąłbyś moją matkę i przemienił w miłą i czułą?
Wzdrygnal się i skrzywił nieco.
-Tu niestety nie da się już nic zrobić.
-Wiedziałam.
Gdy kończyła jeść drugą kanapkę, odezwał się nagle:
- Spotkamy się jeszcze, prawda?
Mam nadzieję, że nie boisz się jej..
-Powiem ci szczerze. Boję się, ale nie o siebie. Tylko o Ciebie. Ja nie wiem do czego ona może się posunąć.
- Ale nie martw się tym. Ja się jej nie boję ani trochę. Nie musisz się tym martwić.
Po dłuższej chwili zebrała się na odwagę i zapytała:
- Tom?
- Tak?
- Ty chcesz się ze mną spotykać?
-Tak- odpowiedział spokojnie.
- Ale tak jako przyjaciele, czy coś więcej?
-Wiesz, przyjaciele chyba się nie całują.
Zarumieniła się na to stwierdzenie. Nie mogła uwierzyć. On chce z nią się spotykać?
- To znaczy, że..że. .
-Amelia- przerwał jej i chwycił jej dłoń.- Czuje coś do Ciebie. Coś silnego i prawdziwego. Przy tobie jestem taki, jaki chce być i nie wiem czemu, ale czuje jakbyśmy znali się wieki.
-Czuje to samo Tom. Mimo tej różnicy wieku...
- Musisz mi to wypominać? -zapytał żartobliwym tonem.
-Ile Ty masz lat właściwie?- zapytała nagle.
-O masz.
- No co, chyba mam prawo wiedzieć?
-Żadnej prywatności.
- Bez przesady Tom. Prywatności to ty dopiero nie będziesz miał, jak zaczniesz się ze mną zadawać na dobre.
Westchnął i spuścił głowę.
- Dwadzieścia osiem.
Dziewczyna zmrużyła oczy.
- Jedenaście lat- powiedziała w końcu.
-Cóż, chyba nasze lekcje matmy przyniosły efekty- powiedział ironicznie.
-Czy Ty masz jakiś kompleks na punkcie swojego wieku?
-Nie skądże. Tylko czuje się jak jakiś wujek Tomek, który próbuje zarywać do własnej siostrzenicy.
Zaśmiała się na te słowa.
- Tom, jedenaście lat to mało. Wiesz, że tyle samo lat jest między Johnnym Deppem a jego żoną?
-Z tego co wiem, to się rozwiedli- powiedział grobowym tonem.
-Wiesz co, potrafisz zepsuć atmosferę. Ja tu się staram Cię pocieszyć a Ty...
Nie zdążyła dokończyć a Tom zajął jej usta zupełnie czymś innym niż gadanie. Jego ciepłe wargi całowały ją namiętnie, mimo, że było mu niewygodnie przez dzielącą ich odległość, gdyż siedzieli naprzeciwko siebie. Po dłuższej chwili przerwał i szepnął:
-Ten kręgosłup, nie te lata- westchnął teatralnie i pocałował ją w czoło. Uśmiechnęła się. Zauważyła, że naprawdę często żartuje z samego siebie i ma duży dystans. Podobało jej się to. Mało kto umiał ją rozbawić a jemu udawało się to w stu procentach.
-Chyba już pora na mnie. Nakarmiłem głodnego, więc mogę w spokoju odejść.
Posmutniała nieco i skinęła głową.
-Skoro musisz...
-Nie kuś.
-Ja? Skądże- uśmiechnęła się podstępnie.
-Chyba mam na Ciebie zły wpływ.
Pożegnali się długim, mocnym uściskiem, w którym Amelia niemal utonęła. Wdychała woń jego perfum, jakby były niczym narkotyk. Na koniec pocałował ją delikatnie i wyszedł. Zamknęła drzwi na klucz i oparła się o nie plecami. Na jej twarzy zawitał ogromny uśmiech i jakże ogromny rumieniec, spowodowany czułymi gestami. Jeszcze czuła jego palący dotyk i miękkie a zarazem szorstkie usta. Potrząsnęła głową i poszła przygotować się do snu, wiedząc, że dzisiaj i tak długo nie będzie mogła usnąć. I tak o to Amelia Fober zakochała się na zabój, zaczynając zupełnie nowa drogę, pełną wyzwań, łez, ale i radości i szczęścia.


Pure RelationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz