Spali wtuleni w siebie. Yuko obudził się pierwszy, przez chwilę nie otwierał oczu aby nie zepsuć sobie niespodzianki, którą był jego mały Hoshi. Chłopak bowiem był od niego niższy, lecz różnica nie była tak bardzo znaczna. Ponoć to tylko sześć centymetrów a Hoshi już zmagał się z przydomkiem "Mały". Szczęśliwy i dumny wstał z łóżka. W kuchni bowiem czekała na niego trzysta trzydzieści mililitrów brazylijskiej ambrozji. Bez zastanowienia podszedł i upił łyk. Delektowanie się przerwała mu myśl o wczorajszym zdarzeniu. Ojciec, który nie jest jego ojcem odrzucił go od siebie po tylu latach. Yuko od zawsze był słaby psychicznie. Dyskomfort sprawiały mu już małe czyny. Dlatego też nie mógł się tak długo pozbierać po wielu przeżyciach. Niestety, nikt nie mógł na to nic poradzić. Yuko w smutnym słowa znaczeniu był niereformowalny. Żaden psycholog nie wchodził w grę. To już było częścią jego, cierpienie i wstyd, odmienność i obojętność, żył z tym jak z powietrzem, wdycha bo musi żyć, a jeśli przestanie oddychać, tlen i azot go otoczy, nakłaniając do oddechu. Tak i było z jego psychiką. Żył z problemami, uznał, że nie ma takiego życia jak "życie bez problemów", więc starał się je akceptować na swój sposób, niestety, odkładało się to na psychice i kusiło do zamartwiania. Jednakże, gdy pomyślał o Hoshim, na jego twarzy ukazał się szczery uśmiech i motyle w brzuchu. Miłość potrafiła zmienić jego nastawienie do życia. Nagle usłyszał kroki. Zza kremowej ściany wyszedł zarumieniony Hoshi. Yuko prześwietlając jego prawie nagie ciało, uśmiechnął się lubieżnie.
-Dzień Dobry - powiedział seksownym głosem.
-Cześć - odpowiedział z uśmiechem Hoshi, po czym już pewniej wszedł do kuchni i oparł się dłońmi o blat, stojąc na przeciwko Yuko.
-Jak ci było wczoraj? - spytał lekko zawstydzony.
Hoshi popatrzył się zaskoczony po czym podszedł do bruneta i pocałował go w czoło.
-To był najlepszy prezent urodzinowy na świecie.
Yuko zdębiał. To prawda. Hoshi nigdy nie mówił mu, kiedy ma urodziny. Poczuł się okropnie winny.
-Hoshi, ja, ja n-nie wiedziałem... - powiedział z opuszczoną głową.
-Specjalnie ci nie mówiłem, żebyś nie produkował się na to.
-Jesteś głupi. - zarumienił się.
-Wiem. - zaśmiał się.
-Wszystkiego najlepszego kochanie. -chwycił jego dłoń i pocałował jej grzbiet.
-Ohh.- wydał z siebie cichy jęk szczęścia. Zawstydzony schował twarz w dłoń.
-Mam pomysł. Pokażę ci miejsce, którego nie widziałeś.
- Kiedy? Jakie? - spytał ciekawy.
-Zobaczysz.- odparł z uśmiechem.
Podszedł do kochanka i liznął go w szyję zaślinionym językiem. Ten tylko wydał z siebie cichy pomruk. Hoshi sięgnął do jego bokserek. Brunet jednak złapał za jego dłoń.
-Jedzie się tam cztery godziny skarbie - pocałował go w czoło i udał się w stronę łazienki.
-Dupek - mruknął.
-Słyszałem kotku - puścił mu oczko.
Uśmiechnął się.
Pół godziny byli już gotowi do wyjścia. Ubrani w jeansowe spodnie i koszule z krótkim rękawem wyruszyli do auta. Piękne Audi A5 serii S-Line w kolorze śnieżnej bieli wyłaniało się z potężnego garażu.
CZYTASZ
Classmate. [END]
RandomHoshi - japońskie słowo określające gwiazdę, jednakże w tej historii jest to imię. Imię nastolatka, który jako szkolny przewodniczący dostaje zadanie, aby oprowadzić nowego ucznia po szkole. Prymus o gwieździście białych włosach trafia na piękneg...