Ja nadal nie mogę w to uwierzyć moja mama sprzedała mnie jak rzecz. Oddałam tą umowę Seanowi położyłam się i zaczęłam płakać. Nie mogę w to uwierzyć. Płakałam tak jeszcze dłuższy czas aż zasnęłam. Obudził mnie Sean całując mnie w policzek. Otwarłam oczy i popatrzyłam się na niego. Był jakoś dziwnie ubrany cały na czarno i z bluzą z kapturem.
-Gdzie idziesz? - zapytałam cicho.
-Pozbyć się Twoich przyjaciół słoneczko - powiedział chcąc pocałować mnie w usta, ale udaremniłam jego poczynania.
-Nie proszę tylko oni mi się zostali - powiedziałam mało się nie przepłakując.
-Jaszcze masz mnie pamiętaj o umowie - powiedział całując mnie w czoło i wychodząc z mojego pokoju. Poczekałam chwilę, gdy usłyszałam, że drzwi wejściowe się zamknęły zbiegłam szybko na dół. Sprawdziłam czy nie ma go na pewno już w domu. Nigdzie go nie było, więc szybko poszłam do salonu i z pod komody wyjęłam mój telefon. Włączyłam go i zobaczyłam, że mam trzy wiadomości od Luka szybko je przeczytałam, ale nie one były najważniejsze. Wybrałam szybko numer do Luka po trzecim sygnale odebrał.
-Hallo?
-Luke jesteście w niebezpieczeństwie Sean pojechał właśnie do was chce się was pozbyć
-Sophii spokojnie. Nic nam się nie... - i w tym momencie połączenie zostało zerwane. Oparłam się plecami o ścianę, osunęłam się na podłogę i zaczęłam gorzko płakać. Nie nie nie ja nie mogę ich stracić a w szczególności Luka.
Luke:
Siedziałem sobie na kanapie razem z chłopakami oglądaliśmy film, ale i tak każdy miał go gdzieś, bo wszyscy myśleliśmy o tym co dzieje się z Sophii przez te ostatnie dwa dni. Mało tego Brayan dowiedział się, że mama Sophii wcale nie jest uwięziona tylko spokojnie sobie żyje w Kanadzie. A Sophii została sprzedana Seanowi. Wszystko było od początku udawane. Jak ona musi się teraz czuć. Nagle uwłaszczałem, że dzwoni mi telefon. Wyjąłem go z kieszeni nawet nie patrząc kto dzwoni i odebrałem.
-Hallo? - powiedziałem.
-Luke jesteście w niebezpieczeństwie Sean pojechał właśnie do was chce się was pozbyć - usłyszałem roztrzęsiony głos Sophii.
-Sophii spokojnie. Nic nam się nie... - wtedy usłyszeliśmy huk otwieranych drzwi. I nagle do pokoju wpadł Sean ze swoją bandą debili.
-Witajcie! - powiedział zadowolony ze złowrogim uśmiechem. Szybko zerwałem się z miejsca i stanąłem na przeciwko Seana.
-Czego chcesz? - zapytałem a raczej warknąłem.
-Waszej śmierci - powiedział nadal z uśmiechem na twarzy. Mam chęć zerwać mu ten uśmiech z tego krzywego ryja.
-Uważaj bo ci się to uda - powiedziałem. - Gdzie jest Sophii? - zapytałem po chwili.
-Uda. U mnie w domu bezpieczna - powiedział z szyderczym uśmiechem. - I wiesz co? - zapytał a ja popatrzyłem się na niego z pytającym wyrazem twarzy.- Szkoda, że nie zdążyłeś zaciągnąć jej do łóżka. Muszę ci powiedzieć, że w tych sprawach jest świetna - powiedział a we mnie jeszcze bardziej zagotowało się niż na początku. Nie wytrzymałem i wycelowałem w niego prawego sierpowego. Sean stracił lekko równowagę, ale jakoś ustał na nogach. Chciał mnie uderzyć, ale zrobiłem unik i uderzyłem go i wtedy już padł na podłogę z czego byłem dumny.
-Nie waż się tak o niej mówić następnym razem - powiedziałem. Chciałem go jeszcze raz uderzyć, ale usłyszałem odbezpieczaną broń i ktoś mi ją przyłożył do głowy. Wyprostowałem się i zobaczyłem, że jeden z dupków Seana we mnie celuje. Ale moi przyjaciele nie zostają dłużni. Ash, który stał po mojej prawej podał mi broń a ja wycelowałem w tego co celował we mnie. Po chwili Sean wstał na równe nogi z rozwalonym ryjem i zaczął kierować się w stronę drzwi.
-Chłopcy wiecie co macie robić - powiedział i wyszedł z domu. Po wyjściu tego skurwiela rozległy się strzały...