Rozdział 2:"Zostaję żoną krasnoluda"

1.1K 79 13
                                    

Warkocze dziewczynki powiewały na wietrze. Fałdy jej sukienki lekko trzepotały. Dzień był słoneczny, choć na horyzoncie dostrzegała burzowe chmury. Dzięki Jamesowi umiała je rozpoznać. Często razem leżeli na trawie. Słuchała wtedy jak opowiada o tych białych kulkach udających watę. Czasami też, po prostu szukali w nich kształtów. Osiołki, króliczki...
-Buu!-zawołał znajomy głos i oczy dziewczyny przysłoniły ciepłe, szorstkie, męskie dłonie.
Zaśmiała się i zaczęła wyrywać.
- James! Wiem, że to ty!- nutka zadziorności w jej głosie zawsze zadziwiała starszego chłopaka. Niewątpił, że wyrośnie z tej małej silna kobieta.
Nim spostrzegł ,przekręciła się w jego ramionach i teraz mocno go przytulała. Była malutka. Sięgała mu trochę powyżej pasa. Przykucnął, by zrównać się z jej wzrostem. Posmutniała.
- Co jest?
Zawahała się, jakby nie wiedział czy może mu powiedzieć.
- Co będzie kiedy...odejdziesz?
-Ale ja się nigdzie nie wybieram, maleńka.
-Chodzi mi o to, że...gdyby coś się stało...ja zostanę sama, całkiem sama- zadrżała na tę myśl.
Wziął jej twarz w swoje palce. Jak na tak mała dziewczynkę miała dojrzałe obawy. Dzieci w jej wieku martwią się tylko tym, że nie dostaną zabawki jaką sobie wymarzyły.
- Nigdy nie będziesz sama. Póki mogę, zrobię wszystko byś była szczęśliwa. Choćby nie wiem co, jeżeli tylko będziesz o mnie pamiętać, gdziekolwiek się udasz będzie z tobą cząstka mnie.
-Jesteś najlepszym bratem- uśmiechnęła się chociaż jej oczka lekko się zeszkliły.
Cmoknął ją w czoło.
Kilka kropel wody spadło na ziemię. Dziewczynka spojrzała w górę. Ciemne chmury- miała rację. Burza.
-Wracajmy do domu- James wziął ją na ręce.
Szybko pokonał drogę do domu. Czuł, że coś jest nie tak. Dziwny niepokój opanował jego ciało.
- Olli..
Nie zdążył zareagować, gdy upadł mocno uderzony w głowę.
Dziewczynka krzyknęła. Wyślizgła mu się z rąk i upadła na ziemię.
-James!- krzyknęła. Dwóch umięśnionych facetów odciągnęło ją od niego. Wyrywała się- Puszczajcie!
Jeden wymierzył jej policzek.
- Milcz! Jeżeli grzecznie z nami pójdziesz nie stanie mu się krzywda.
Łzy zasłoniły cały obraz. Wszystko zaczęło się trząść.

Obudziłam się cała drżąc. Nie mogłam nabrać powietrza.
Dopiero po chwili poczułam jak czyjeś ręce potrzasają moimi ramionami. Kiedy odzyskałam zdolność widzenia dostrzegłam przed sobą zielone oczy wpatrujące się we mnie. Szybko odtrąciłam mężczyznę na co obdarował mnie poirytowanym spojrzeniem.
Ramiona lekko mnie bolały.
- Obudziłam cię?
- To mało powiedziane. Krzyczałaś jakby nie wiadomo co ci się działo, a to tylko...zły sen.
Mięłam w palcach kołdrę, przygryzłam wargę zakłopotana. Znów byłam idiotką.
- Nie chciałam- mruknęłam. Pewnie pomyślał, że jestem okropnym dzieckiem.
Westchnął i wstał.
- Okej- Chyba nie bardzo wiedział co powinien zrobić- następnym razem postaraj się płakać ciszej.
Miałam ochotę go uderzyć.
O niczym nie miał pojęcia. Do moich oczu znowu napłynęły łzy.
Splutł ramiona na piersiach.
- Loki- zagadnęłam go.
- Hm?
- Masz czasem wrażenie, że gdyby nie ty czyjeś życie mogłoby potoczyć się inaczej, że dokonałeś złego wyboru?
Zmarszczył brwi i miałam wrażenie, że nagle jego wzrok stał się nieobecny. Jego twarz zmieniała się szybko. Raz stawała się łagodna, po chwili zdenerwowana.
- Co za głupie pytanie!- warknął- Przestań może filozofować i zacznij się zbierać, buntowniczko, wróć do rzeczywistości.
Płaszcz bruneta lekko za trzepotał, gdy wychodził.
- Palant- mruknęłam do siebie. Czy tego faceta obchodzi coś poza jego własnym tyłkiem?
Z drugiej strony wszystkie "księżniczki" stroją fochy, kiedy zbyt wcześnie je się obudzi.
Wizja tego, że Loki wstał dziś "lewą nogą" w niewyjaśniony sposób wywołała mały uśmiech na mojej twarzy.
Sięgnąłam po torebkę. Leżała koło sukienki na miękkim, puszystym dywanie.
Moja dłoń podażyła do kieszonki wewnątrz. Palce otarły się o ostry róg kartonika. Powoli wyciągnęłam małe zdjęcie. Zamykając oczy przycisnęłam do piersi. Odetchnęłam głośniej i spojrzałam na chłopaka z fotografi: jasne włosy i promienny uśmiech- takiego właśnie starałam się go zapamiętać.
- Spokojnie James. Już niedługo...
Musiałam się otrząsnąć. Wziąć w garść....
***
Mokre kosmyki zawinęłam w ręcznik: delikatny i ładnie pachnący- jak wszystko w tym pokoju.
Pochyliłam się, by powąchać róże stojąca w porcelanowym wazonie, na stoliku kawowym.
Kilka płatków opadło co znaczyło, że zerwano ją już kilka dni temu. Mimo to miała bardzo żywy kolor.
Intensywnie czerwony.
Nie żebym uważała się za romantyczkę- kwiaty to badyle,które tylko przeszkadzają. Są słabe i kruche. Wystarczy lekko pociągnąć, a wyrwie im się korzenie. Wtedy umierają na zawsze....Róże jednak zyskały u mnie szacunek ( nie ważne jak komicznie to brzmi). Były jednymi kwiatami jakie tolerowałam. Wytworzyły kolce, by się bronić, jak wojowniczki, które choć są w beznadziejnej sytuacji będą walczyć do końca.

Zajrzałam do szafy przestepując z nogi na nogę. Na wieszaku wisiały suknie. Od codziennych po balowe.
Kwiaty, suknie. Zdecydowanie przede mną musiała tu mieszkać jakaś kobieta.
Przygryzłam wargę podekscytowana. Nigdy wcześniej nie mogłam wybrać w co się ubiorę. Przymierzyłam każdą pokolei, chyba tylko dla zabawy. Czułam się jak...królewna.
- Coś cię tam połknęło?- moją chwilę beztroski przerwało pukanie.
Prychnełam i przewróciłam oczami.
Pospiesznie założyłam zieloną sukienkę do połowy łydek: luźną, u dołu podszytą koronką.
Zagarnęłam jeszcze tylko szybko torebkę i nacisnęłam klamkę przechodząc do pokoju Lokiego. Mężczyzna siedział w fotelu i czytał.
- Trochę cierpliwości,Kłamco.
Posłałam mu lekko zadziornym uśmiech. W momencie jednak spoważniałam. Przyglądał mi się tak jakbym mu powiedziała, że zabiłam kogoś kogo kochał.
-To sukienka z szafy?-zapytal, a ja poczułam się skrępowana.
Skinąłam niepewnie.
- Nie widziałam, że nie mogę...- tłumaczyłam. Nawet nie wiem od kiedy zaczęłam się spowiadać ze swoich czynów.
-Nie,nie- odparł. Zamknął książkę- ja tylko...pasuje Ci.
Uśmiechnął się. Nie kąśliwie, nie ironicznie. To był zwykły uśmiech.
Na prawdę nie potrafię nad nim nadążyć. Był zły? Nie? Chaos...czysty chaos.
- Nie ma czasu, Miss Perfect. Zwijamy się stąd.
Skrzywiłam się.
- Mam imię...Jestem Olivia- wyciągnąłam do niego rękę. Minął mnie zupełnie ignorując.
- Panie przodem- przepuścił mnie w drzwiach.
Westchnęłam zrezygnowana i wyszłam na korytarz. Serce biło mi bardzo szybko. Co jeżeli jednak ktoś jeszcze mnie widział wczoraj.
Zdenerwowałama się kiedy minęliśmy kilku strażników.
Chciałabym mieć w sobie trochę spokoju Lokiego. On szedł niewruszony. Dumny i książęcy. Kierował się w stronę Bifrostu, a ja podażyłam za nim.
- Tak oficjalnie? Sądziłam, że użyjemy jakichś magicznych wrót czy coś.
- Tak się składa, że najbardziej oczywista droga jest czasem najlepsza.
Zerknęłam na niego marszcząc brwi. Ja zawsze musiałam szukać najbardziej radykalnych dróg, by dostać się gdzieś niepostrzeżenie.
- Nie rozumiem.
Westchnął ciężko.
- Kiedy ktoś myśli, że robisz coś legalnego nie podejrzewa cię o to, że robisz coś...nielegalnego.
Skinęłam. Faktycznie to miało sens. Zresztą nie zamierzam sprzeczać się z kimś kto jest specjalistą w tej dziedzinie.
Przekroczyliśmy próg kopuły mostu i powitał nas szorstki uśmiech czarnoskórego strażnika.
- Loki.
- Witaj Heimdallu. Odyn uprawnił mnie do nadzorowania prac w kopalni na Nidavelirze.
Złote oczy zaczęły skanować moja postać.
- Tak wiem..ale ona..
- Spokojnie. Jest ze mną. To żona szefa kopalni. Wpływowego krasnoluda. Poznaliśmy się...w każdym razie dawno- słuchałam tych bzdur ze skrywanym rozbawieniem- ta dwójka jest w sobie do reszty zakochana. Wiesz Heimdallu jak to jest. Zaproponowałem jej, że może polecieć ze mną skoro wybieram się do krainy krasnoludów.
Czarnoskóry mruknął coś pod nosem niezrozumiałego ( chyba o tym ,żeby Loki zamknął się wreszcie)
Oparł się na mieczu i już po chwili otworzył się portal.
- Owocnej podróży- powiedział do Kłamcy, po czym zwrócił się do mnie- proszę pozdrowić męża.
Książę szturchnął mnie w ramie,gdy uznał że chyba zbyt szeroko się uśmiechnęłam na tę słowa.
Pociągnął mnie za sobą do portalu.
- Trzymaj się.
Może i bym posłuchała, gdyby było coś czego można by się złapać...

---------------------------
Hej,
Wiec oto rozdział drugi. Przyznam się bez bicia, że nie wyszedł do końca tak jak chciałam...ale obiecuję, że już w następnym będzie więcej akcji.
Dziękuję za komentarze i gwiazdki pod ostatnim rozdziałem. Ponownie zapraszam do tego i w tym.
KC :*

Alone?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz