Rozdział 16:"Tym razem kradnę książkę"

564 58 12
                                    

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! Dużo radości, miłości, Lokiego i magii w waszym życiu. Niech następny rok będzie dla was piękny i dobry.
-----------------------------
Thor spoglądał raz na mnie, raz na Heimdalla, jakby połapanie się w tym wszystkim przychodziło mu z trudnością.
W końcu złotooki odchrząknął.

- Panie, przyszedłem do ciebie w nieco innej sprawie- próbował odwrócić uwagę          Gromowładnego, może w obawie, że od tego myślenia mózg mu się przegrzeje- Straż gromadzi się na moście.
Thor zmarszczył brwi.

- Jest jakiś problem?
Heimdall zlustrował mnie wzrokiem, a ja poczułam, że stara się dyskretnie wskazać na to, jak niezręczna jest moja obecność.  Miał do przekazania informację, która najwyraźniej nie powinna być wypowiadana przy kimś,poza księciem,a w szczególności przy mnie.

- Narazie to nic poważnego- zacisnął wargi-...zresztą książe sam to musi ocenić.
Thor szybko przyznał mu rację.

- Zaraz się zjawię- powiedział i zwrócił się do mnie- Wybacz mi. Muszę się tym zająć. Nie odchodź nigdzie. Niedługo wrócę i oprowadzę cię po pałacu.
Wciąż jeszcze rozbawiona sytuacją, która miała miejsce chwilę temu, uśmiechnęłam się. To chyba ucieszyło księcia, skłonił się dostojnie i odszedł za strażnikiem.
Patrzyłam za nimi, aż nie zniknęli za rogiem i odczekałam dodatkowo chwilę, dopóki nie ucichły odgłosy kroków stawianych po marmurowej posadzce.
Wtedy ruszyłam znów w stronę lochów, trzymając się głupiej nadzieji, że nie spotkam tam nikogo ze służby pałacowej.
Minęłam "smutne" posągi i zbiegłam schodami na dół.
Z każdym krokiem robiło się ciemniej. Razem z mrokiem na mojej skórze zaczęła pojawiać się "gęsia skórka".
To nie tajemnica, że raczej każdemu więzienie, źle się kojarzy, ale u mnie przybrało to formę fobii. Może dlatego, że połowę życia spędziłam zamknięta w zagrzybiałej, śmierdzącej celi. To sprawiało, że na samą myśl powrotu robiło mi się niedobrze.

Miałam kiedyś znajomą. Jak ja była tylko osóbką niesprawiedliwe pokrzywdzoną przez los. Kiedy ją poznałam miałam 12 lat, a ona była cztery lata starsza. Może dlatego zawsze mi tak imponowała i tak chętnie słuchałam jej opowieści o domu na Midgardzie. Chciała nauczyć mnie walczyć, a raczej tego by się nie poddawać. Zmieniła nasz loch w małą bazę, w której śmiałyśmy się na przekór strażnikom. Opowiadała o tym czym w jej krainie są Święta i jakie są nimi związane tradycje.
Robiła dla mnie zabawki ze słomy.
- Zobacz- mówiła pokazując małego ludzika z siana- to nasz nowy przyjaciel. Musimy nadać mu imię.
I od tej pory nazywałyśmy każdą nową zabawkę. Pamiętam, że każdego ludka nazywałam James...
Pewnego dnia kiedy wróciłam z testów, jej nie było. Myślałam, że wróci więc czekałam na nią. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, że odeszła na zawsze. Zabrała ze sobą naszą oazę spokoju. Wtedy po raz pierwszy obudził się we mnie lęk.
Gdyby Shin widziała kim się stałam dziś, pewnie by się załamała, zawsze chiała mnie zmienić, ale w przeciwieństwie do niej ja zawsze byłam i pozostanę tchórzem.

Nie musiałam szukać długo. Cela Kłamcy była jedną z pierwszych. Kiedy podeszłam do szyby Loki natychmiast spojrzał na mnie, chyba trochę zdziwiony moją obecnością. Sądził, że po niego nie wrócę?
Przykucnął przy szybie.

- No proszę, jak się miewa księżniczka?- zapytał ironicznie.
Przewróciłam oczami.

- Daleko mi do niej. Możesz zapytać swojego ojczulka.
Kłamca spuścił wzrok i otworzył usta jakby miał zamiar coś odpowiedzieć, ale z jego warg nie wydostał się żaden dźwięk.

- Musimy cię stąd wydostać- zaczęłam oglądać cele dookoła w poszukiwaniu choć jednej, małej wskazówki, gdzie jest klucz.
Ludzie chowają klucze pod wycieraczkami. Tylko, że kładzenie wycieraczki w lochu trochę mijałoby się z celem.

Alone?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz