Rozdział 6:"Mała, zagubiona dusza"

822 64 8
                                    

Z dedykacją dla poduszeczka2610
-------------------------

Po chwili poczułam, że tracę grunt pod nogami. Ziemia jakby rozpłynęła się, a wszystko wokół mnie stało się rozmyte. Unosiliśmy się otoczeni przez zielone iskierki.
- Tylko nie teleportacja- błagałam w myślach.
Spojrzałam na Lokiego. Miał przymkniete oczy.
Chciałam krzyczeć, by puścił, że chcę na ziemię...mimo to po prostu przywarłam mocniej do Kłamcy. Dawał dziwne poczucie bezpieczeństwa. Zacisnęłam mocniej palce na jego zbroi.

Z ulgą mogłam przyznać, ze nie było tak źle jak ostatnio, właściwie było całkiem...dobrze.
(Linie lotnicze El Loki polecają się na przyszłość)
Jednak wciąż nie był to mój ulubiony środek transportu, dlatego ucieszyłam się, że nasza podróż nie była długa. Po chwili wylądowaliśmy, a kiedy tylko złapałam równowagę ,odepchnęłam Lokiego.
-Spokojnie- powiedział z kąśliwym uśmiechem.
Spiorunowałam go wzrokiem i zacisnęłam dłonie w pięści. Złość na Kłamcę powracała do mnie ze zdwojoną siłą.
Rozejrzałam się, tylko po to by wiedzieć, gdzie właściwie mnie przywlekł. Staliśmy w jakimś porcie. Przy brzegu zacumowano statki, woda odbijała się od nich z głuchym pluskiem. To jednak postanowiłam odłożyć na później. Teraz liczył się tylko Loki.
Miałam ochotę go uderzyć, obrócić się na pięcie i po prostu sobie pójść...ale nie mogłam.
Właściwie, w pewnym sensie, byłam od niego zależna.
Nie zamierzałam jednak pozostawić bez słowa tego, że mnie zostawił.
- Spokojnie!?- warknęłam z wyrzutem- Jak mam być spokojna?! Najpierw każesz mi wspinać się po skale, potem wysyłasz na śmierć...Wiesz, mogłeś chociaż wspomnieć o magii.
Uniósł wyzywająco brew, co tylko bardziej mnie zdenerwowało. Za kogo on się uważał? Skoro już nie mógł jak człowiek przeprosić, to chociaż mógł być zły...ta jego dumna obojętność była najgorsza.
- Nie sądziłem, że usłyszę takie słowa od zabójcy ich króla. Co jak co, ale ty powinnaś znać tę rasę.
Chciałam odwarknąć, że sam się nie zna na niczym, ale po chwili uświadomiłam sobie, że ma rację. Przełożeni twierdzili, że nie trzeba znać tradycji i kultury, by zabijać. Dobra broń i szybkość to sposób na pokonanie każdej istoty.
Kłamca uśmiechnął się wrednie, chyba, dostrzegając moje zażenowanie.
- Nie?- miałam ochotę zetrzeć mu ten głupi uśmieszek z twarzy- Pozwól, więc, że cię poinformuję. Nie ma niemagicznych Elfów. Alf Seidr* to ich dziedzictwo. Szkolą się w nim od dziecka...- stanął bliżej mnie, tak że czułam jego chłodny oddech na moich włosach- Od kiedy tak zmiękłaś? Od kiedy z dumnej Miss Perfect, zmieniłaś się w rozpuszczoną dziewuchę? To nie moja wina...Twoja. Taka była umowa. Chyba zbyt wiele zaczęłaś sobie wyobrażać.

Zadrżałam, po części ze złości, po części z bólu jaki wywołały jego słowa. Co ja sobie wyobrażałam? Sama nie wiem, dlaczego pomyślałam, że mogę być czymś więcej niż częścią układu, że komuś na mnie zależy.
Ale czy to coś złego chcieć poczuć, że nie jest się samemu?
" Nie przekreślaj się tak łatwo" szeptała gdzieś we mnie nadzieja.
Cisza.
Nie zasługuję na nadzieję. Jestem niczym...

- To kto wiosłuje?- oboje spojrzeliśmy na tafle wody. W łódce siedział Leonid. Skrzywił się. Najwyraźniej dostrzegł po naszych minach,że odpowiedź jest oczywista- No tak...
Złapał za wiosła.
- Tak to jest,Leonidzie, gdy polega się na dziewczynce. Wszystko trzeba robić samemu- Kłamca stanął na pomoście.
Oburzyłam się. Od spotkania z Lokim czułam się jak idiotka. Nadawałam się tylko do tego, by mnie wyśmiewać.
Starając się jakoś okiełznać emocje zacisnęłam dłonie na spodniach. Wyczułam w kieszeni coś twardego. Ogarnęło mnie małe uczucie satysfakcji.
- Ale...ja go mam- spojrzałam na Lokiego z nową pewnością siebie.
- Słucham?
- Kompas- obróciłam w dłoniach przedmiot i pomachałam nim przed oczami Kłamcy.
Rozkoszowałam się zwycięstwem. Choć tyle miałam.
Wsiadłam do łódki.
Loki chwycił kompas i schował go. Nie obdarował mnie ani jednym spojrzeniem, ani słowem. Atmosfera pomiędzy nami była ciężka, ale mi to nie przeszkadzało. Loki nie umiał przyznać się do błędu- niewielkie zwycięstwo, a jak może cieszyć.
Krasnolud posłał mi lekki uśmiech cały czerwony z wysiłku od wiosłowania.
Nie mogąc się powstrzymać wychyliłam się z łódki i musnęłam palcami grzbiet fali. Woda była przyjemnie chłodna.
Przymknęłam oczy odnajdując, wśród ludzi szukających u mnie samych błędów, odrobinę spokoju.

Do brzegu dopłynęliśmy rankiem. Leonid dzielnie nie poddawał się, choć był ledwo żywy.
Loki całą drogę spędził w jednej pozycji: zapatrzony w dal spoglądał w , chyba tyko jemu, widoczny punkt.
Ja kręciłam się raz w jedną, raz w drugą stronę. Nadal byłam smutna i zła. Te uczucia nie mijają ot tak. Uznałam jednak, że nie ma sensu użalać się nad sobą. To mi nic nie da.
Zamiast tego podziwiłam wschód słońca i ładnie odbijające się w wodzie trzciny.
Wysiadłam ostatnia i powłóczyłam się za księciem i Krasnoludem.
Asgardczyk popędził przodem. Leonid zwolnił i czekał na mnie. Uśmiechnęłam się.
- Nie martw się nim- powiedział- spisałaś się.
Nie spodziewałam się tego, ale po jego zachowywaniu we dworze, było to miłą odmianą.
- Taa...ale wiesz, prawdziwy marynarz z ciebie.
Zaśmiał się.
- Kiedyś dla ukochanej wiosłowałem całe dwa dni bez odpoczynku.
- To musiała być prawdziwa miłość.
Mimowolnie pomyślałam jak to by było się w kimś zakochać.
- Właściwie...ona miała raczej chłodne nastawienie.
Zmarszczyłam brwi. Dopiero teraz kiedy na niego patrzyłam potrafiłam dostrzec kim na prawdę był: niezrozumianą istotą gotową na poświęcenie dla miłości.
Chciałam mu coś poradzić, zapewnić, że się ułoży...Ale czy porady od kogoś kto nigdy nie kochał nie są tylko pustymi słowami?
- Oby tylko nie okazała się Lodowym Olbrzymem. Odynie, chroń przed tymi potworami- starałam się bezsilnie obrócić jego sytuację w żart.
Wnioskując po jego małym uśmiechu, chyba mi się udało trochę go rozbawić.
Loki obrócił się w naszą stronę rozdrażniony.
- Może tak ruszalibyście nogami zamiast gadać?
Prychnełam tylko. W ciągu tych dni spędzonych z nim chyba zdążyłam juz przywyknąć do jego humorków, bo w ogóle się tym nie przejęłam.
- Lepiej go dogonię - zaproponował Skrzat.
Skinęłam. Zostałam sama nieco z tyłu. Zagapiłam się na chwilę na gałęzie, które poruszył się dziwnie w lesie,  a kiedy znów spojrzałam przed siebie postać w kapturze blokowała mi drogę. Wystraszyłam się i już obmyślałam tysiące planów jak ją wyminąć.
Starsza kobieta złapała mnie za ramię. Próbowałam się wyrwać, coraz bardziej zdumiona.
- Biedna, zbłąkana dusza- wyszeptała. Po chwili poczułam, że wsuwa mi coś w dłoń.
Kiedy kobieta mnie puściła spojrzałam na urządzenie. Był to mały chip z mikrofonem...z wymalowanym logo mojej agencji.
Ogarnął mnie strach. Chciałam spytać o to nieznajomą, ale jej nie było. Jakby rozpłynęła się w powietrzu.
- Idziesz?- głos Lokiego wyrwał mnie z zamyślenia
Bez zastanowienia schowałam chip do kieszeni.
- Tak!
-----------
Alf Seidr- Magia Elfów
----------------------------
Witajcie,
Nie ukrywam- ten rozdział pisało mi się straaasznie ciężko. Niby miałam ogólny zarys, ale nie wiedziałam jak wszystko połączyć w spójną całość.
Nadal ,chyba, nie jest idealnie...ale i tak już trochę się obsunęłam z terminem więc no...
Czekam na opinie.
Miłego wieczoru.
P.S.: Wakacje mijają zbyt szybko. Nie wierzę, że już sierpień *płaczę*

KC :*

Alone?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz