Rodział 22:"Krasnolud nam oszalał"

489 56 7
                                    

Krasnolud niepewnie zrobił krok w naszą stronę. Wciąż lekko drżał, Loki przestraszył go nie na żarty.
-Tak, tak- szeptał raz po raz, jakby sam chciał się upewnić, czy na pewno nazywa się Leonid i czy rzeczywiście trafił akurat na nas. Wór, który był niemal jego wielkości, a który dźwigał na plecach powodował, że jego ciało odginało się lekko w tył.
Podeszłam do niego pomagając mu pozbyć się ciężaru. Podreptał przerażająco mechanicznie przed siebie i usiadł pod drzewem.
- Co ty tu robisz?- zapytał Loki. Minęła chwila zanim krasnal odpowiedział, a może po prostu z opóźnieniem dotarło do niego to co powiedział książę.
- Szukałem was- wzruszył ramionami- Długo nie wracaliście i w końcu zacząłem się nudzić. Poszedłem waszym śladem. Kiedy akurat zrobiłem sobie przerwę na kanapkę to, bach! Snob światła uderzył w ziemię. Nieźle huknęło- tutaj zachichotał, jakby związana z tym była jakaś zabawna historia, która właśnie mu się przypomniała.
- Do rzeczy- Loki rzucił ochle...trochę zbyt oschle, nawet jak na niego. Może po prostu wciąż był rozdrażniony po rozmowie o Sigyn.
- Tak,do rzeczy...Więc Bifrost, a skoro Bifrost, to Asgard, a jak Asgard to bogowie, a jak bogowie to Odyn- machął rękami jak wariat przez co zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem ,przez bliskie spotanie z ognistą kulą, nie postradał zmysłów- skoro ten Staruch wszedł wam w drogę to wiedziałem,że wpadliście  w kłopoty. Ale wiecie, nie jestem jednym z  bogów i nie umiem się teleportować...stąd moje opóźnienia. Tyle poświęcenia, a wy nawet nie tęskniliście!
Wydął smutno dolną wargę.
Wymieniliśmy z Lokim spojrzenia.
- Chyba trzeba go zabrać do lekarza- skomentowałam patrząc na chichoczącego Leonida.
- Przejdzie mu, on zawsze taki jest- na jego słowa Leonid zaśmiał się szaleńczo- Albo i nie...
- Musiałeś w niego rzucać tym ogniem?
Wzruszył ramionami.
- Przecież nie miałem pojęcia, że to on. Poza tym powinien mi dziękować, że nie trafiłem.
Odetchnęłam głośno poirytowana. Nie szczególnie przejmowałam się losem Leonida, ale zawsze lepiej mieć przy sobie normalnego krasnoluda,niż szalonego krasnoluda. Posłałam w jego stronę jeszcze jedno badawcze spojrzenie. Może to tylko szok pourazowy? Tak to sobie tłumacząc przeniosłam wzrok z Lonida na jego worek. Zajrzałam do środka. Wewnątrz były koce, prowiant i cały sprzęt do rozbicia namiotu. Teraz zupełnie już nie dziwiło mnie zachowanie Leonida. Gdybym ja musiała przytaskać coś takiego, aż z Alfheimu i w nagrodę za wysiłek została przysmażona jak kiełbasa na ognisku, też bym była mocno oszołomiona.
Wyczułam wzrok Lokiego na plecach. Odwróciłam się do niego trzymając w dłoni części do rozbicia namiotu.
- Wiesz jak możesz się przydać?- zagadnęłam zadziornie.
- Oświeć mnie- mruknął.
- Rozłoż te namioty- przybrałam najpoważniejszą minę jaką umiałam- dzięki magii.
Myśl o tym, że już dłużej nie jestem sam na sam z Lokim podbudowała zdecydowanie moją pewność siebie. Loki nie lubił dzielić się z resztą świata swoimi uczuciami. Należał do osób, które ukrywają je. A zwłaszcza przy Leonidzie nie poruszyłby tak delikatnego tematu jakim była śmierć jego żony. To nie tak, że nie współczułam Lokiemu. Po prostu rozmowy o Sigyn sprawiały mi ból. Czułam się jak trzecie koło. Bo przecież czy kiedyś będę jej w stanie dorównać?  W wyidealizowanych wspomnieniach Kłamcy, na pewno nie...

- Co ty masz z tą magią? Nie jestem wróżką chrzestną. Wiedziałem, że próba uczenia cię magii była złym pomysłem- podał mi jeden ze stelaży- Witam w prawdziwym świecie, księżniczko.
Prychnęłam oburzona. Przykucnąłam na ziemi.
- Nie nazywaj mnie księżniczką, księżniczko.
Nadal droczytałam się z nim. Przykucnął koło mnie i zajął się wbiajniem śledzi. Wziął jeden z nich i pokierował jego ostry koniec w moją stronę.
- Ciesz się, że nie ma w pobliżu jeziora,bo już dawno byś w nim pływała.
Zaśmiałam się. Loki wrócił do swojego poprzedniego zajęcia.  Kąciki jego ust były lekko uniesione. Najwyraźniej też był rozbawiony...na swój lokowato-pokręcony sposób.
Po co komu głębsza relacja? Mi wystarczył do szczęścia zadziornym uśmiech Kłamcy. Dogadywaliśmy się najlepiej właśnie wtedy,gdy droczyliśmy się ze sobą. Bez wzajemnego tłumaczenia się, bez zobowiązań.

Alone?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz