Rozdział 4: "Ta, która zabiła króla Elfów"

881 77 13
                                    

Krótki rozdział z dedykiem dla im_akven, która z niecierpliwością ( niecierpliwość to tutaj ogromne niedomówienie :D) go oczekiwała.
----------------------------
- Widzę, że świetnie się bawisz, książę- brodacz wyglądał na bardziej niż zadowolonego całą tą sytuacją.
W sumie kogo nie bawiłby Loki ( zwykle przecież tak dostojny, bez skazy, nie do złamania) leżący na dywanie...
Z dziewczyną...
Pod sobą...
Cholera!
Mocno się zarumieniłam uświadamiając sobie jak musiało to wyglądać z boku. Żenujące.
Wyślizgnęłam się spod Lokiego i stanęłam w cieniu rzucanym przez zasłonięte firany w nadzieji, że moje różowe policzki nie będą stąd tak łatwo dostrzegalne.
- To nie żadna z moich służek- Krasnolud podszedł do mnie i schwycil mój podbródek w swoje palce. Uderzyłam go z pięści w ramię. Krzyknął, a ja odsunąłam się na bezpieczną odległość.
- Ręce przy sobie- warknęłam. Brudne łapska skrzata były ostatnim czego potrzebowałam w tym ( i tak) okropnym dniu.
- Nie, Leonidzie. Jest ze mną. To trochę nieokrzesana zabójczyni.
Spiorunowałam go wzrokiem. Tylko wzruszył ramionami i poruszył ustami mówiąc bezgłośnie:
- Nie przeginaj.
Zaplotłam ramiona na piersiach starając się nie przejmować jego wysokością księciem egoistów.
- Nieźle- rozległ się obrzydliwy rechot krasnoluda, którego Loki nazwał Leonidem- ostatni raz, gdy widziałem cię w towarzystwie kobiety, to było z Sig...
Loki w jednej chwili znalazł się przy gospodarzu.
Złapał go za kołnierz koszuli.
Nie widziałam go wcześniej w takim stanie. Nawet mi nie udało się wyprowadzić Kłamcy z równowagi, aż tak bardzo.
Zwykle był raczej zimną górą lodową, niż gotowym do erupcji wulkanem.
- Gdybym chciał odbyć z tobą przyjacielską pogawędkę zaprosiłbym cię na kawę. Teraz powiedz- zamrażał go spojrzeniem. Wycofałam się o kilka kroków, sama trochę wystraszona. Na wszelki wypadek przybrałam pozycję obronną.- Masz to po co tu przyszedłem czy nie?
- Tak..tak, panie- Leonid zgubił gdzieś swoją zadziorność. Jego głos drżał- Czy ja kiedyś cię zawiodłem?
Kłamca puścił go, ale najwyraźniej postanowił przemilczeć pytanie.
Skrzat lekko zagubiony skierował się w stronę małej szafki. Wyciągnął ze środka zawiniętą w rulonik kartkę papieru. Z czułością rozłożył ją na stole.
Był to staranie namalowany plan z dodatkowo wyznaczoną ołówkiem trasą od małego punktu do czarnego krzyżyka.
- Moi ludzie znaleźli to tydzień temu w kopalni. Mapa była w takim drewnianym pudełku. Przez chwilę sądziłem; że to Klejnot, ale...teraz jestem pewien. Nie ma go na Nidavelirze. Elfy ukryty go, gdzieś w swoim świecie przed tysiącami lat w obawie, że ktoś mógłby znaleźć ich skarb.
Pochyliłam się nad blatem, by lepiej się przyjrzeć.
Kątem oka spojrzałam na Lokiego. Coraz częściej łapałam się na tym, że patrzę na niego tylko po to, by sprawdzić jak jego twarz zmienia się z minuty na minutę. Teraz był skupiony, a w oczach miał podekscytowanie i zaciekawienie.
- Powiedziałeś Elfy?- dopiero po chwili dotarły do mnie słowa krasnoluda- To chyba...nienajlepszy pomysł
-Co ? Dlaczego? Nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszego momentu. Są w rozsypce. Ich król właśnie zginął.
Loki uśmiechnął się pod nosem, ani na chwilę nie odrywając wzroku od planu.
- Mała poprawka: Ona zabiła ich króla.
Leonid otworzył szerzej oczy ze zdumienia. Wydał się zagubiony i zupełnie zbity z tropu.
- Imponujesz mi coraz bardziej, panienko.
Wzruszyłam ramionami patrząc na niego chłodno.
- Jeżeli jeszcze raz nazwiesz mnie " panienką" -skończysz jak on. Więc uważaj, krasnalku- uśmiechnęłam się wrednie.
Życie jest pełne niespodzianek! Nie sądziłam, że potrafiłabym znielubić kogoś tak jak Lokiego, a tu proszę. Krasnolud był równie okropny jak on, na swój obrzydliwie wredny sposób.
- Czyli ruszamy do Alfheim- Książę zwinął mapę.
Już nic nie odpowiedziałam. To był fatalny pomysł, ale kłótnia z Lokim nie miała sensu. I tak zrobi co chce.
- My?- Leonid odezwał się.
- Tak...MY. Chce mieć pewność, że nie zdradzisz- Niemal syknął- Wezmę starą sypialnie. Wyruszamy jutro. Chodź Liv.
Wyszłam za nim na korytarz niemal biegnąc, by nadążyć za księciem, w korytarzu.
Za mną rozległ się zbolały głos brodacza.
-Tak, panie.
***
Na palcach Lokiego zatańczyły zielone iskierki, a po chwili zamek w drzwiach, przed którymi staliśmy zachrzęszczał.
-Nazwałeś mnie Liv?-zapytałam mając na myśli jak zwrócił się do mnie kilka minut temu.
- Olivia jest zbyt długie.
Liv...
Uśmiechnęłam się. Jeszcze nikt nie skracał w ten sposób mojego imienia. Spodobało mi się, brzmiało uroczo, zwłaszcza w ustach zielonookiego.
- Mamy wspólny pokój- powiedział zmieniając temat.
- Mi to nie przeszkadza, a tobie?
-Nie.
W pomieszczeniu była szafa, fotele i dwa łóżka. Poza tym wystrój był skromny. Na ścianach zamiast obrazów wisiały kilofy- typowe dla krasnoludów.
Od razu opadłam na łóżko przy ścianie.
- Opowiedz o tym Klejnocie. Dlaczego jest taki ważny? Chciałabym wiedzieć czego szukam.
Kłamca rozsiadł się na fotelu jak władca na tronie.
-Klejnot Wieków. Równie stary co Kamienie Nieskończoności, jednak znaczenie poteżniejszy. Zmienia przeszłość, przepowiada przyszłość, spełnia życzenia.
-Hm...-zamyśliłam się.
Gdybym miała taki kryształ moje życie wyglądałoby inaczej.
Mogłabym ocalić siebie i Jamesa.
Wszystko byłoby inne. Bylibyśmy bezpieczni. Razem.
Przymknęłam oczy pochłonięta wyobrażeniami o pięknej przystani. Bezpiecznym domku. Wspólnych wieczorach z bratem.
-Liv.
Uśmiechnęłam się na wpół przytomna.
-Tak, wiem...nie krzyczeć zbyt głośno. Bo chcesz spać. Jasne, opanuję koszmary- nawet usypiając potrafię być ironiczna. Odkrycie dnia!
-Nie, ja....tylko chiałem powiedzieć: dobranoc...

Alone?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz