Rozdział 14: " Thor"

614 57 11
                                    

Czy ja żyję?
Dla pewności wzięłam głębszy oddech. Powietrze cudownie wypełniło moje płuca. Najwyraźniej, jeszcze jakoś się trzymałam.

Delikatnie poruszyłam się, a w odpowiedzi słysząc dźwięk łańcucha, zadrżałam.
Bałam się tego, co mogłam zobaczyć. Nie chciałam otwierać oczu. Nie zniosłabym kolejnego tryjumfalnego uśmiechu Björna, a co dopiero widoku Jamesa.

Westchnęłam. Przecież nie mogłam siedzieć tak całą wieczność, udając,że nadal jeszcze śpię.
A może jednak?
Nie.
Zebrałam w sobie resztki odwagi i uchyliłam niepewnie powieki.

- Loki?- szepnęłam imię Kłamcy chyba z przyzwyczajenia.

- Nic mu nie jest- odezwał się gruby, męski głos- I ty też jesteś bezpieczna.

Spojrzałam podejrzliwie na kucającego przy mnie, dobrze zbudowanego mężczyznę o przyjaznych rysach.

- Gdzie jestem?- zapytałam.

- W Asgardzie- powiedział z miłym uśmiechem.

Ciężar kajdanek opinających moje nadgarstki, nie pozwolił mi jednak do końca wierzyć w jego przyjacielskość.

- Wiem jak to wygląda- musiał dostrzec moją nieufność, bo szybko zaczął się tłumaczyć- To dla bezpieczeństwa. Tylko do czasu, aż ustalimy twoją osobowość...ale nie martw się. Jeżeli to mój brat cię w to wszystko w ciągnął to bez problemu wyjdziesz na wolność.

Brat?
Zmarszczyłam brwi orientując się, że prawdopodobnie chodziło mu o Lokiego.

Wstrzymałam oddech.

- Thor?- prawie pisnęłam.

- We własnej osobie- zaśmiał się perliście. Jego blond włosy lekko rozburzyły się przy delikatnym ruchu głową.

- O...- odpowiedziałam jakże inteligentnie.
Ale hej! Nie codziennie ma się okazję widywać przyszłego władcę dziewięciu królestw z tak bliska.

Nie zirytowało go moje zmieszanie. Znów po prostu się uśmiechnął.

- Muszę iść, ale wrócę do ciebie nie długo- położył dłoń na moim ramieniu- Wszytko będzie dobrze.

Skinęłam, chociaż nie byłam co do tego przekonana.
Nie będzie dobrze i książę sam niedługo się od tym przekona. Jeżeli nie z zapisków to od Lokiego. Teraz  Kłamca bez wątpienia opowie mu o wszystkim. Na królu Elfów zaczynając i na próbie zabójstwa kończąc.
I wtedy w najlepszym wypadku będę tkwić tu do końca życia.
Choć może to i dobrze...Bo gdzie miałabym się podziać? Co ze sobą zrobić?

Thor opuścił pomieszczenie, zamiatając peleryną po podłodze.
Zniknął,a ja poczułam się obserwowana. Uniósłam wzrok i moje oczy skierowały się w stronę szyby. Zza niej spoglądała para zielonych oczu.
Zdziwiłam się, że też tu jest.
Uniósłam się i przysiadłam bliżej oddzielającej od siebie cele, szklanej powłoki.

- Cała twoja rodzina jest taka popieprzona?- był zły.

Czoło mężczyzny marszczyło się, a pomimo panującego półmroku dostrzegłam jak jego wargi drżą.

Chciałam go przeprosić, na prawdę. Ale swoimi słowami sprawił, że wszystko się we mnie zagotowało.

- Czy to ty przypadkiem nie mówiłeś jaka to twoja rodzinka jest pokręcona? Patrz na siebie, a dopiero potem oceniaj- wypaliłam.

- Czemu się nie przyznałaś, że jesteś tylko " na posyłki"? Wypełniasz rokazy? Masz coś z tego?- prychnął- Jasne, że nie. Nie jesteś nawet najemiczką. Powiedz, potrafisz chociaż posługiwać się poprawnie nożem?

- Nie masz o niczym pojęcia- krzyknęłam odrobinę za głośno łamiących się głosem.

Obróciłam się tyłem do mężczyzny, przycisnęłam nogi do klatki piersiowej. Nie ważne, że mężczyzna widział drżenie moich ramiona.
Byłam na dnie, a łzy spływające po policzkach dawały jedyną ulgę.

Nie chciałam dłużej udawać.

Dla Jamesa spędziłam dziesięć lat:
Wypełniając  misje i odliczając czas.
Zabijając  i odliczając czas.

Chciałam uciec, wiele razy, ale zostawałam. Odurzona marzeniem, wizją tego co będzie kiedy to wszystko się skończy. Wyobrażałam sobie kochanego, dobrego brata czekającego na mnie i wierzącego we mnie.

Sił dodawało mi nasze wzgórze i chmury.

James obiecał, że zawsze będzie przy mnie, a po tych wszystkich latach zrobił najgorszą rzecz. Odwrócił się ode mnie zostawiając samą sobie, bezradną.

W mojej głowie powstała przygnębiająca myśl.
Może go nie znałam nigdy tak na prawdę, a to co mówił było jednym wielki kłamstwem...

Muszę przestać samą siebie oszukiwać. To co było, nie wróci...A ja może jestem juz za duża na przybierające kształt zwierząt chmurki?

- Liv- usłyszałam.

Zapłakanymi oczami, niechętnie spojrzałam na Lokiego.

- Powiem ci coś ,tylko mi nie przerywaj- był poważny- domyśliłem się dla kogo pracujesz po twoim zniknięciu, kiedy odnalazłem nadajnik. Znam wszechświat znacznie lepiej niż ty. Zwłaszcza takie środowiska. Takie urządzenie mogło należeć tylko do Uciekniera z Walhalii. Mam rację?

Chciałam powiedzieć zanim doda coś jeszcze, że nie byłam jedną z nich, że nie byłam tam z wyboru. Jednak milczałam pozwalając mu kontynuować.

- Po twojej chaotycznej próbie wyjaśnia mi, że cię porwano. Byłem pewien, że coś kombinujesz- uśmiechnął się kpiąco.

- To czemu to ciągnąłeś dalej?- szepnęłam. Nagle zaczęłam się zastanawiać, czy te wszystkie słowa, które wypowiedział w czasie wyprawy do świątyni nie były tylko podstępnym kłamstwem.

- Miałaś nie przerywać- skarcił mnie- Kiedy mówiłem, że ci ufam w trakcie drogi to nie było kłamstwo. Po tym wsystkim wciąż ci ufam i to jedyne co zostało bez zmiany.

Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć. On też już więcej nic nie mówił.
Zamiast, położył dłoń na szybie.
Zdezorientowana, niepewnie ułożyłam swoją w tym samym miejscu tylko po drugiej stronie.
Nie padły między nami słowa " przepraszam", ani " wybaczam", chyba jednak roumieliśmy się bez tego.
Mały gest, a sprawił, że część moich obaw dopłynęła gdzieś w dal.
I patrząc tak na Kłamcę zdałam sobie sprawę, że nawet gdyby mnie nie zdemaskował, nie byłabym w stanie wbić sztylet w jego ciało.
Stał się zaledwie w kilka dni dla mnie równie ważny jak James i nie umiałabym podnieść na niego ręki...

----------------------
Taki rodzialik. Mnie, nie bardzo  się podoba ,chociaż pisało mi się go przyjemnie. Efektów tego jednak nie widać.

:/

Miłego wieczorku :*


Alone?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz