Rozdział 8: "Beztroska?"

638 54 17
                                    

Tak więc,( co chyba mogę dopisać śmiało do osiągnięć życiowych) udało mi się namówić Jego Książęcą Mość na spacer. I nie licząc tych kilku razy, kiedy od czasu do czasu burknął coś pod nosem to nawet za bardzo nie narzekał.
Przechadzaliśmy się brzegiem jeziora. Loki stawiał długie, posuwiste kroki, a ja podskakiwałam cały czas, by zrównać się z jego tępem.

- To miał być spokojny spacer, a nie maraton- zagadnęłam, kiedy odeszliśmy juz spory kawałek od obozowiska, a ja czułam, że powoli zaczynają mnie już boleć nogi.

Kłamca spojrzał na mnie unosząc zadziornie brew. Zwolnił lekko, a ja od razu poczułam ulgę. Teraz szło mi się zupełnie inaczej. Lepiej.

- Może jeszcze powiesz żebym cię poniósł, buntowniczko?

Zaśmiałam się i niesiona niezrozumiałym impulsem wyciągnęłam w jego stronę ręce.

- Mógłbyś...

Przez chwilę sądziłam, że jak zwykle mnie oleje i pójdzie sobie dalej, jednak...po chwili poczułam jak moje nogi odrywają się od ziemi, a ja znajduję się w objęciach Kłamcy. Jego chłodna dłoń obejmowała mnie w talii, drugą wsunął pod moje kolana. W zasadzie, choć chyba powinnam, nie czułam się nieswojo. Było mi bardzo dobrze. Przez głowę przemknęła mi głupia myśl, że mogłabym zostać tak na zawsze.

- Widzisz jaki potrafisz być przydatny?- pogłaskałam go po wlosach rozbawiona.

Potrzasnął głową odtrącając moją rękę. Na jego twarzy pojawił się, zbyt dobrze mi już znany, wredny uśmieszek. W jego oczach zajaśniały psotne iskierki. Zadrżałam domyślając się, że coś kombinuje...a skoro to Loki to powinnam się bać.
Kiedy zbliżył się ze mną w stronę jeziora wszystko stało się dla mnie nipokojąco jasne.

- Niee! Ostrzegam cię!

Zaczęłam się szarpać próbując wyrwać z jego objęć, ale to było na nic. Trzymał mnie mocno.
Nie przejmując się moimi okrzykami wszedł do wody na głębokość kostek.

- Przydatny, powiadasz?- zaśmiał się.

Złapałam się kurczowo jego ramienia.

- Loki!- krzyknąłam, ale nic to nie dało. Po chwili leżałam w chłodnej wodzie. Wzdrygnęłam się czując jak ubranie zaczyna się coraz bardziej przyklejać do mojego mokrego ciała.

Co było w tym jednak najgorsze?
Loki.
Stał trzymając się za brzuch i śmiejąc bardzo głośno.
Poczerwieniałam z zażenowania i złości.
O, nie.
Nie zamierzałam pozostać bierna, kiedy on miał niezły ubaw.

Przytuliłam się do jego nóg.Zachwiał się lekko.
Uśmiechałam  się mocniej oplatając go rękami.

- Aaa!- krzyknął. Machął rękami bezradnie lądując w wodzie.

Patrzył na mnie mrugając szybko powiekami jakby nie wierzył, że był w stanie do tego dopuścić. Teraz to ja parsknęłam śmiechem.

-Gdybyś widział jak śmiesznie teraz wyglądasz.

Spoglądał na mnie. W jego oczach była złość? zdenerwowanie? Miałam wrażenie, że jednak było to coś innego...rozbawienie...

- Zaraz zobaczysz co to zemsta boga.

Zaczął chlapać mnie wodą, a ja w odwecie odwdzięczyłam mu się tym samym.

Śmialiśmy się oboje. Jakby wsystkich bariery między nami zniknęły. Nie było księcia i najemnicy. Były dzieci, które zbyt wcześnie dojrzały i dopiero teraz w dorosłym życiu odkrywały na nowo przywileje dzieciństwa: beztroską zabawę i szaleństwo.

            ***
Dopiero po kilku godzinach wyszliśmy z jeziora.
Przysiadłam na piaszczystej plaży wyciskając wodę z mokrych włosów. Loki zajął miejsce obok mnie.
Jego włosy, teraz mokre, zaczęły lekko kręcić się i zwijać ku górze. Kiedy tak na niego patrzyłam wyglądało to na prawdę uroczo.
Oplotłam kolana dłońmi. Kłamca spoglądał w stronę zachodzącego za horyzont słońca.

- Wiesz- odezwałam się- pomyślałam...

- No cóż, najwyższa dla ciebie pora na nauczenie jak się korzysta z mózgu.

Przewróciłam oczami.

- Ach, te żarty na poziomie- rzuciłam ironicznie.- Tak na poważnie. Zastanowiam się czy nie mógłbyś mnie pouczyć magii, bo wiesz nie jestem w stanie walczyć z istotami magicznymi bez niej.

W oczach mężczyzny pojawiła się niepewność. Lekko odsunął się ode mnie.

- Ja? Mam cię uczyć magii?

- Wiesz...Wtedy będę bardziej przydatna. Juz żaden przeciwnik nie podejdzie mnie w ten sposób jak tamten Elf.

Na prawdę chciałam opanować sztukę zaklęć. To było coś czego brakowało mi od zawsze, a czułam, że mogę być w tym dobra. Kiedy ktoś rzucał na mnie zaklęcie w pierwszym momencie moje ciało stawiało opór jakby było zdolne się temu sprzeciwstawić...potrzebowałam tylko bodźca, kogoś kto pokazałby mi jak uruchomić to w sobie.
Poza tym to był sposób na uwolnienie Jamesa i szybsze spłacenie długu. To było rozwiązanie, którego szukałam.

- Na prawdę sadzisz, że mógłbym to zrobić?- był poirytowany. Jego twarz znów przybrała surowe rysy- Nie ufam ci na tyle.

Wstałam, by zaprotestować, jakoś go przekonać, ale on już rozpłynął się w zielonkawej mgle.

" Nie odchodź": chciałam krzyczeć. Złapałam się za klatkę piersiową czując ból, kiedy w mojej głowie na nowo odtwarzały się jego słowa.
"Nie ufam ci!"
Zacisnęłam drżące dłonie w pięści.
Nie mogłam uwierzyć,że zepsuł tak piękny dzień. Kiedy już myślałam, że między nami jest szansa, by wszystko się ułożyło. By nie traktował mnie już tylko jak przedmiot.
- Możesz mi ufać - szepnęłam cicho. On jednak nie mógł tego usłyszeć.
------------------------
Witam,

Rozdział niezbyt długi, ale wiecie te całe przygotowania do roku szkolnego * płacz* pochłaniają strasznie dużo czasu.

Życzę wam wszystkim miłego ostatniego wieczoru bez szkoły i jutro optymistycznego rozpoczęcia roku z usmiechem i wogóle. :)
Ech, kogo ja oszukuję...
Po prostu spróbujcie przeżyć jutrzejszy dzień. Mam nadzieję, że ten rozdział trochę osłodzi wam powrót do szkoły :*





Alone?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz