Percy
Rzuciłem plecak szkolny do kąta i położyłem się na łóżko. Wreszcie koniec liceum. I zdałem! Teraz po wakacjach czekają mnie studia w Nowym Rzymie. Przynajmniej będę bliżej Annabeth. Poza tym, oceanografia jest fajniejsza niż całki czy pierwiastki.
Po głowie cały czas chodziły mi słowa Grovera, którego iryfon wtargnął na lekcję historii, nieco ją urozmaicając.
– Chyba znalazłem kolejne dziecko Wielkiej Trójki! – mówił z podnieceniem kozłonóg. – Trochę dziwnie pachnie, ale z tego co się dowiedziałem od zwierząt, chyba pochodzi jeszcze sprzed wojny z tytanami. Czyli któryś z bogów złamał zakaz.
– Pewnie Zeus. – stwierdziłem, gdy klasa opustoszała w czasie przerwy.
– Może. – odparł nieprzekonany, przygryzając aluminiową puszkę. – Dzisiaj w nocy zamierzam to sprawdzić.
– To znaczy? – zmarszczyłem czoło.
– Włamię się do mieszkania. – podrapał się po koziej bródce. – Myślisz, że Pan D. będzie bardzo niezadowolony?
– Nie, sądzę, że będzie zachwycony, że będzie miał kolejne rodzeństwo albo kuzynostwo.
Satyr nerwowo zaczął żuć swoją bluzę.
– Percy, a mógłbyś mi pomóc? W sensie... Za każdym razem gdy próbowałem doprowadzić dziecko Wielkiej Trójki do Obozu Herosów, źle to się kończyło. Thalia, ty, Nico i Bianca...
Nie mogłem patrzeć na przyjaciela z tą miną zbitego psa. Mimo że tego dnia chciałem świętować zakończenie szkoły, zgodziłem się na prośbę Grovera.
– A gdzie ty jesteś?
Satyr był akurat na wakacjach, które połączył z szerzeniem wiedzy o Panie. Coś w rodzaju podróży misjonarskiej. Tym razem postanowił wybrać się do Europy, a później przez Rosję dostać się do Azji. Nie byłem zbyt dobry z geografii, więc nawet nie próbowałem się domyślać, gdzie Grover może teraz być.
– Prawie na drugim końcu świata. – odparł.
– W Teksasie? – postanowiłem zażartować, by trochę odstresować przyjaciela.
– Przekazałem Mrocznemu dokładne współrzędne, więc trafisz.
– Mam lecieć nad całym oceanem na pegazie. Nie sadzę, by to był dobry pomysł.
– Nie martw się, podróż potrwa tylko jakąś godzinę. Pegazy, jak centaury, potrafią zaginać przestrzeń, dzięki czemu w pięć minut możesz przebyć Amerykę w szerz.
Połączenie przerwało się akurat gdy rozległ się dzwonek na kolejną lekcję.
Zacząłem walić głową w poduszkę. Nic mi to nie pomoże, jednak wyładuję swoją frustrację. Leniwie wstałem z łóżka. Znając swoje cudowne półboskie życie, wmieszam się w coś dużego i zapewne niezbyt miłego. Wyjąłem z plecaka książki i inne bzdety, z których opróżniłem szafkę, a do środka powkładałem parę jeansów, obozowy T-shirt oraz kilka batoników z ambrozją. Zarzuciłem plecak na ramię i wyszedłem z pokoju.
Mama siedziała w pokoju i porządkowała ciuszki dla bliźniaków, które miały urodzić się lada dzień. Nadal kłóciła się z Paulem o imiona: ona chciała mieć Charlotte i Nicolasa, a mężczyzna Elieen i Eryka.
– To ja lecę, mamo. Dosłownie.
Kobieta przerwała składanie maciupkich śpioszków i podeszła do mnie. Pomimo wielkiego, ciążowego brzucha, zamknęła mnie w mocnym uścisku.
CZYTASZ
Herosi: dar czy klątwa
FanfictionŻycie herosa naprawdę nie jest łatwe. I nie mówię tylko o szkole (To nie ja panią wybuchnęłam, panno White), życiu towarzyskim (Mieliśmy tylko robić projekt, a nie go wybuchać!) czy obozie (To ta co wybuchnęła strzelnicę!). Często w grę wchodzi rów...