Rozdział 4 "Życie mi się wali"

1.1K 74 31
                                    

Luna

Rachel, ruda nastolatka, wydawała się roztrzęsiona. Półbogowie gadali, przez co wokół ogniska  zrobiło się bardzo gwarno. Ja siedziałam jak wyrzutek społeczeństwa, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nawet kiełbaska już mi tak nie smakowała. 

– Przeprowadźmy głosowanie, kto powinien jechać. – odezwała się Annabeth, dziewczyna Percy'ego, wstając i wychodząc na środek obok faceta na wózku elektrycznym. – Zacznijmy od córki Ateny. Zgłaszam swoją kandydaturę. Kto jest za? 

Niemal wszystkie ręce się podniosły. 

– Przegłosowane. – oznajmiła. – Córka Afrodyty. Kto się zgłasza? 

Podniosła się tylko jedna ręka, należąca do ładnej, brązowowłosej dziewczyny, która siedziała bardzo blisko przystojnego blondyna. 

– Kto popiera Piper? – uniosło się większość rąk, kiedy uzmysłowiłam sobie, że ta dziewczyna jest moją ciocią. – Przegłosowane. 

Ja nie brałam udziału w głosowaniach. Po pierwsze, nikogo tu nie znałam. Po drugie, nie byłam pewna, czy mam prawo głosu. A po trzecie, nie chciałam zwracać na siebie uwagi. Jeszcze mnie wysłaliby na misje, skoro ma pojechać aż dwójka dzieci Posejdona. 

– Syn Hefajstosa! Kto chętny? – podniosły się trzy ręce. – Kandydują: Leo, Christopher i Harley. Proponuję wykluczyć Harleya ze względu na zbyt młody wiek. – przebiegł pomruk akceptacji. 

– Ej! To nie fair! Mam prawie dziesięć lat! – wzburzył się mały chłopak, siedzący obok bandy osiłków, którzy kojarzyli mi się z mechanikami samochodowymi. 

– Kto głosuję na Christophera? – uniosła się połowa rąk. Annabeth zaczęła je liczyć. – A kto na Leo? – moim zdaniem zagłosowało tyle samo osób, ale dziewczyna ogłosiła. – Leo wygrywa czterema głosami. – Latynos, jeden z przybocznych osiłków, który wyglądał jak elf, wydał okrzyk radości. 

– Wśród dzieci Hadesa nie macie raczej zbyt dużego wyboru. – stwierdził ciemnowłosy nastolatek, blady jak trup, który siedział z tyłu. Uzmysłowiłam sobie, że to jego wzrok czułam wcześniej na sobie. 

Przeszył mnie dreszcz. Ten chłopak wyglądał przerażająco. Przypominał mi typ ludzi, od których trzymam się na dystans, kiedy idę sama po Nowym Jorku, szczególnie wieczorem. Był dosyć chudy, a jego oczy ciemne i straszne. Kiedy tylko na niego spoglądałam, zalewała mnie fala strachu. 

– Masz rację, Nico. – przyznała mu rację Annabeth. – Został nam więc Rzymianin... Czy oprócz Jasona znajduję się w obozie jakiś inny? – zapytała obozowiczów. 

– Wymiana właśnie się skończyła. – odpowiedział przystojny blondyn, siedzący obok Piper. 

Tak więc mamy już sześć osób z siedmiu: Percy, Piper – zaczęła wymieniać. – Leo, Jason, Nico, ja... I brakuje jednej osoby. 

– Drugiego dziecka Posejdona. – powiedział rudowłosy chłopak, który dalej uspakajał Rachel. 

Rozglądałam się, ciekawska. Chciałam zobaczyć, kto jeszcze jest moim bratem lub siostrą. Oby nie trafił się jakiś gbur. 

– Tyson jest teraz u ojca w pałacu. – oznajmił Percy. Jego wzrok powędrował do mnie. Wymienił spojrzenie z Annabeth.

– To dziwne, że pojawiła się akurat teraz. – stwierdziła, również patrząc się na mnie. 

Wszyscy zaczęli sprawdzać na co albo raczej na kogo gapią się Annabeth i Percy. Po chwili czułam, że wlepiają we mnie gały dosłownie wszyscy. Nigdy chyba nie byłam w aż takim centrum zainteresowania. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. 

Herosi: dar czy klątwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz