Luna
Ostanie co pamiętam, to pytanie o Grovera, a później już nic.
Obudziłam się nad ranem. Leniwie otworzyłam oczy. Przy biurku siedział Carlos i trzymał Lucy za rękę. Rozmawiali szeptem.
Powieki strasznie mi ciążyły i byłam trochę otumaniona, ale ogólnie czułam się lepiej. Poruszyłam się, by podciągnąć do pozycji siedzącej. Dwie pary oczu zwróciły się w moją stronę.
– Lunita, już się obudziłaś. – jej głos dochodził jakby z daleka i był czymś tłumiony.
– Chcesz wody? – zapytał w zwolnionym tempie Carlos.
Pokiwałam twierdząco głową. Była tak ciężka, że wydawało mi się, że zaraz przeważy i spadnie na podłogę. Chłopak podał mi szklankę z przezroczystym płynem.
– Co się stało? – spytałam, gdy już zgasiłam pragnienie.
– Wpadłaś w hipertermie i miałaś drgawki. A teraz – przyłożył mi do czoła termometr. –pistolet– masz 36,8 stopni.
– Czyli rano wyjdę?
– Apollo tak zarządził. – westchnął. – Zezwolił ci nawet brać udział w bitwie o sztandar.
To mnie nie zadowoliło. Uważam, że ta "gra" nie dosyć, że jest bezsensu, to jeszcze jest bardzo krwawa. Miałam nadzieję, że chociaż z tego się wywinę, ale jak chcę być zdrowa, to na 100%.
– Zaraz – olśniło mnie. – Apollo?
– Uratował cię. Byłaś już tak blisko śmierci...
Nie musiał być ze mną aż tak szczery.
– Dlaczego wypiłaś ten nektar? – zapytał.
Spuściłam głowę. Teraz nawet ja zdaję sobie sprawę jakie to było głupie.
– Chciałam jak najszybciej wyjść z Izby Chorych, więc myślałam, że jeśli będę zdrowa, to szybciej mnie wypuścisz.
– Nigdy już tak nie rób. – oparł się na ramę mojego łóżka. – Gdybyś wzięła łyk więcej, zostałby z ciebie popiół.
– Która godzina? – postanowiłam zmienić temat.
– Szósta rano. Lepiej jeszcze się jeszcze prześpij.
Posłuchałam go i z powrotem się położyłam. Skoro przez ostatnie parę godzin nic mi się nie śniło, to może tak zostanie?
Ale Hypnos miał inny plan. Nie mogłam zasnąć. Senność w magiczny sposób przeszła, a ja przewracałam się z boku na bok.
– Temperatura książkowa, a ty jesteś zdrowa. – orzekł Carlos po badaniu oraz zmienieniu mi opatrunku na plecach. – Możesz iść na śniadanie. Ale jak poczujesz się gorzej, od razu przyjdź.
Powiedział tak tylko z obowiązku. Lada moment będzie mieć mnóstwo innych pacjentów z wielkimi obrażeniami.
Błądziłam nieco w korytarzach, aż wyszłam na werandę Wielkiego Domu. Moim oczom ukazał się typowy obozowy krajobraz: domki, pawilon jadalny, pola z truskawkami itd. Stąd jest dobry widok na wszystko. Wielki posąg Ateny wyglądał jeszcze bardziej dostojnie niż zwykle. Ruszyłam do domku Posejdona.
W środku nie było nikogo. Rzeczy Percy'ego jak zwykle leżały rozwalone na łóżku, ale widać było, że faktycznie posprzątał, nawet przemeblował. Położyłam torebkę na łóżku stojący w lewym kącie. Wyjęłam z niej ręcznik oraz świeże ubranie i poszłam do łazienki.
CZYTASZ
Herosi: dar czy klątwa
FanficŻycie herosa naprawdę nie jest łatwe. I nie mówię tylko o szkole (To nie ja panią wybuchnęłam, panno White), życiu towarzyskim (Mieliśmy tylko robić projekt, a nie go wybuchać!) czy obozie (To ta co wybuchnęła strzelnicę!). Często w grę wchodzi rów...