Na początek chciałabym was przywitać w moim nowym opowiadaniu, mam nadzieję, że wam się spodoba! No ale, nie przedłużając, zaczynajmy...
__________
Blond włosy chłopak wszedł na peron 9 i 3/4 ściskając kurczowo w ręce swój bagaż podręczny jakim była teczka, drugą ręką natomiast lewitował kufer. Rozglądał się nerwowo po stacji jakby w poszukiwaniu zagrożenia, był blady, bardziej niż zwykle. Niebieskie oczy spoglądały na świat ze strachem i niepewnością, co było dziwne, ponieważ chłopak znany był ze swojej stanowczości i samokontroli. Zawsze hardo patrzył na świat z góry ze swoim ironicznym uśmieszkiem, nie tym razem. W te wakacje coś się zmieniło, jego ojciec Lucjusz Malfoy, został wtrącony do Azkabanu, a Czarny Pan wcale nie kwapił się aby pomóc mu stamtąd uciec. Malfoy zawalił powierzone mu zadanie i teraz musiał odpłacić winy. Lord Voldemort dał młodemu Draconowi zadanie, musiał znaleźć sposób na zabicie Albusa Dumbledore, sławnego i potężnego czarodzieja oraz zarazem dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Niebieskooki młodzieniec musiał również wprowadzić grupę uderzeniową Śmierciożerców do szkoły, co było bardziej niż niemożliwe, ponieważ zamek był strzeżony silnymi zaklęciami obronnymi. Natomiast Draco znalazł sposób, przez co zakiełkowało nasionko nadziei, Szafka Zniknięć. Jedna znajdywała się na ulicy Pokątnej, a druga (według właściciela sklepu) w Pokoju Życzeń, w Hogwarcie. Malfoy musiał jedynie ją znaleźć i..., no właśnie i co dalej.
Narcyza Malfoy z rodu Black'ów, matka Dracona położyła synowi rękę na ramieniu w pocieszającym geście. Nachyliła się nad nim z matczyną opiekuńczością wymalowaną na twarzy i szepnęła dziedzicowi rodu Malfoy'ów do ucha.
- Musisz być silny, Draco. Pamiętaj o naszej obietnicy - po czym odeszła pozostawiając zdesperowanego chłopaka na peronie. Ten jedynie odpowiedział w przestrzeń, bardziej do siebie niż do matki, cichym i poddanym głosem.
- Oczywiście, matko.
Wszystkiemu przyglądał się Harry Potter z okna swojego przedziału, w którym obecnie siedział sam, ponieważ jego przyjaciele, Ron i Hermiona byli prefektami naczelnymi Gryffindoru i mieli swoje obowiązki. Potter'a aż korciło aby podejść do blond-włosego Ślizgona i zapytać się o co chodzi. Oczywiście wiedział, że byłaby to najgłupsza rzecz jaką by w życiu dokonał, ponieważ zdesperowanym chłopakiem na peronie był Draco Malfoy, jego największy wróg. Choć jak tak Harry na niego patrzył, robiło mu się go żal i nie czuł takiej nienawiści jak kiedyś. Otrząsnął się z myśli o niebieskookim, co się z nim dzieje do cholery? Zdjął okulary ukrywając twarz w dłoniach.
Po chwili pociąg ruszył, a on nadal siedział sam błądząc myślami tu i tam. Nagle z szarpnięciem otworzyły się drzwi przedziału i weszli Ron i Hermiona, przywitali się z przyjacielem i usiedli obok opowiadając mu o swoich obowiązkach i głupich pierwszakach.
- No i mówię ci stary, ten mały nie wiedział co to..., - nagle Ron przerwał i spojrzał się marszcząc brwi na Wybrańca zapatrzonego w okno - Harry czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Yhym - burknął nieświadomie Potter, co tak naprawdę nie było prawdą, ponieważ głową był gdzie indziej zupełnie olewając paplaninę rudzielca. Wesley strzępił sobie język na marne.
- To dobrze, no i później... - kontynuował zaintrygowany Ron.
- Zaczekaj, Ronaldzie - przerwała mu Hermiona patrząc się w skupieniu na Harry'ego - Harry co się stało? Widać, że coś cię martwi.
Harry oderwał wzrok od okna i spojrzał się na skupioną przyjaciółkę, później na nic nie rozumiejącego Rona. Westchnął i oparł się wygodnie.
- Widzieliście Malfoy'a? - zapytał z mostu.
- Tak, byliśmy w jego przedziale. Jakoś słabo wyglądał - odpowiedziała powoli Hermiona mierząc wzrokiem szatyna.
- Pewnie płacze bo jego tatuś gnije w Azkabanie - mruknął Ron bez cienia współczucia.
- Też tak myślałem na początku ale wydaje mi się, że tu chodzi o coś więcej.
- Co masz na myśli, Harry? - zapytała Hermiona.
Potter wzruszył ramionami beznamiętnie ponownie wbijając wzrok w przemykający krajobraz.
- Kontynuując..., kiedy wszedłem do ich przedziału - kontynuował opowieść Ron.
- Och, zamknij się, Ron. Nikogo to nie interesuje - przerwał mu ponownie Potter gniewnym warknięciem. Wesley się speszył.
- Kiedyś cię to obchodziło - burknął pod nosem - chodź, Hermiono. Wielki Harry Potter ma dość swoich nudnych przyjaciół, zostawmy go w spokoju bo jeszcze nas przeklnie - pociągnął rozdartą mugolaczkę zatrzaskując drzwi przedziału.
- Idiota - mruknął do siebie z jadem Potter spluwając w miejsce gdzie przed chwilą stał Ron. Wrócił ponownie myślami do Dracona. Nagle wpadł na pewien pomysł. Wyjął pelerynę niewidkę z kufra, narzucając ją na siebie wyślizgnął się z przedziału kierując swe kroki w stronę przedziałów Slytherinu. Zgrabnie omijał stojących na korytarzu ludzi i złorzeczył na ich idiotyzm. Jak mają stać, to nich wejdą do przedziału, jak mają iść to niech idą, a nie kuźwa stoją jak kołki uniemożliwiając przechodzenie niewidzialnym chłopcom z misją specjalną. Otaczają mnie idioci.
Harry dotarł do przedziału w którym siedział Draco. Akurat wchodził przez nie Blaise, więc Potter zgrabnie wślizgnął się za nim. Rzucił proszkiem natychmiastowej ciemności. Przedział ogarnęła czerń, Ślizgoni zaczęli przeklinać, kichać i kaszleć, Harry wykorzystał okazję i wdrapal się do schowka na bagaże przez przypadek trącając nogą jeden z kufrów. Pył opadł, a wściekły Draco łypnął ze złością wzrokiem na korytarz.
- Głupi pierwszoroczni.
Na tym rozmowa się zakończyła, każdy Ślizgon zajął się czymś innym. Blaise układał kostkę Rubika, Pansy regulowała sobie brwi, Draco natomiast wpatrywał się w przelatujący w szybkim tempie krajobraz, sporadycznie rzucając spojrzenie w stronę Potter'a, którego nie widział.
Pociąg zaczął zwalniać.
- Hogwart, wreszcie. Chodź, Draco - uśmiechnęła się do niego mopsica.
- Idźcie, muszę coś sprawdzić - powiedział chłodno. Ślizgoni przyzwyczajeni do jego zachowania ze wzruszeniem ramion opuścili przedział bez słowa. Kiedy zamknęli za sobą drzwi Draco odczekał chwilę i jednym ruchem różdżki zasłonił rolety w oknach.
- Crucio - rzucił zaklęcie w stronę Potter'a i usłyszał krzyk i potem łoskot spadającego na podłogę ciała. Podczas lotu z Harry'ego zsunęła się peleryna niewidka odkrywając Wybrańca.
- Mamusia cię nie nauczyła Potter, żeby nie podsłuchiwać? - uśmiechnął się kpiąco na widok wroga, który wyciągał różdżkę.
- Expelliarmus! - Draco bez problemu rozbroił przeciwnika i kucnął przy nim z kpiącym uśmiechem. Potter patrzył się na swojego oprawcę dysząc z bólu wywołanego zaklęciem torturującym.
- Boli, Potter? - zapytał ironicznie Malfoy. Harry spojrzał się w oczy swojego wroga. Miał piękne oczy, takie niebieskie, zdradzały wszystkie jego emocje.
- Tak - szepnął jedynie czując, że nie umie kłamać kiedy patrzy się w oczy koloru nieba. Przez twarz Dracona przebiegł wyraz niedowierzania oraz...współczucia? Nie, musiało mu się przewidzieć. Draco Malfoy nikomu nie współczuje. Malfoy wstał unikając wzroku Wybrańca, rzucił jego różdżkę mu na kolana i opuścił przedział pozostawiając zdezorientowanego Harry'ego na podłodze.
- Co to było? - szepnął pod nosem do siebie Harry i ruszył do szkoły.
CZYTASZ
Release me || Drarry
FanfictionDrarry, czyli co może się stać przez brak wyboru. "Miłość i nienawiść to skrajności tego samego uczucia; nikt nie potrafi gardzić drugim gwałtowniej niż ten, kto wcześniej bezgranicznie kochał" ~ Adolf Heyduk