-7-

2.4K 200 47
                                    


Harry sam nie wiedział gdzie idzie, po prostu nogi go niosły w nieznanym mu kierunku. Zatrzymał się i podniósł wzrok, dotarł do Pokoju Życzeń, a drzwi były otwarte. Bez wahania wszedł i przeszedł przez labirynt gratów pozostawionych niegdyś przez uczniów, po chwili doszedł do Szafki Zniknięć. Spodziewał się tam ujrzeć blondyna, ale jego nie było. Chłopak z głupawą miną przypatrywał się magicznej szafce, która tak zaprzątała myśli jego partnera. Magiczny mebel wyglądał na zupełnie nie zniszczony ale z jakiś przyczyn Draco musiał go naprawić. Harry przeszukał swoją torbę w poszukiwaniu przedmiotu, który mógłby tam włożyć, bez rezultatu. Wtem usłyszał świergot ptaków, delikatny i cichy. Harry podążył za dźwiękiem, po chwili dotarł do klatki w której latały dwa, małe ptaszki. Potter bez wahania wyjął jednego i pomimo wściekłych pisków, Wybraniec wrzucił ptaszka do szafki. Zamknął drzwi i czekał. Nie wiedział tak naprawdę, co powinien zrobić. Słyszał jeszcze przez chwilę świergot małego stworzonka, i po chwili on ustał. Harry z niepokojem otworzył drzwi szafki i nie dostrzegł ptaszka. Zmarszczył brwi, zamknął drzwi przypatrując się uważnie meblowi. Usłyszał stuknięcie i po chwili wahania otworzył ponownie drzwi. Ptaszek zaćwierkał głośno, a do nóżki miał przywiązaną nitkę, której jej wcześniej nie było. W głębi sali Potter usłyszał ćwierkanie drugiego ptaszka, na ten dźwięk ten którego złapał wzbił się w powietrze i machając energicznie skrzydełkami odleciał w stronę klatki. Zafascynowany Potter pobiegł za nim. Przebiegł zakręt i nagle gwałtownie się zatrzymał. Obok klatki stał niedbale Draco z lekko rozchylonymi ustami. Na jego palcu siedział ptaszek z klatki, a na drugim właśnie przysiadł ten którego Harry zabrał. Skrzydlate stworzonko z czułością "przytuliło się" do swojego partnera. Malfoy'a oczy się rozjaśniły. Podniósł wzrok i spojrzał się z ciekawością na kochanka.

- Harry - szepnął zafascynowany, patrzył się na szatyna jak na obraz - jak to zrobiłeś?

- Ja...ja...- zaczął się jąkać zielonooki odpływając w jego niebieskich oczach. Draco energicznie włożył rozćwierkane stworzenia do klatki i podszedł do Harry'ego łapiąc go mocno za ramionami, potrząsając.

- Skup się, jak udało ci się wysłać ptaka i przywrócić go z powrotem i to żywego? Ja próbowałem już z jabłkiem, ale mi nie wyszło.

Potter zamrugał szybko wytężając umysł.

- Po prostu włożyłem tego jednego ptaszka do szafki i czekałem. Po chwili zniknął. Zamknąłem szafę ponownie i usłyszałem stukanie ze środka, kiedy ją otworzyłem ptak tam był i miał zawiązaną nitkę na nodze.

Malfoy'owi zalśniły oczy. Jego spojrzenie uciekło w dal, a usta poruszały się bezgłośnie.

- To oczywiste - szepnął bardziej do siebie.

- Ale co?

- No przecież...

- O co chodzi?

Blondyn spojrzał się uważnie w oczy zielonookiego.

- Aby istota wróciła żywa, musi ktoś na nią czekać. Ktoś bliski... - szepnął zafascynowany.

- O czym ty mówisz?

- Spójrz, Harry! To są papużki nierozłączki! Rozumiesz?

Harry'ego olśniło.

- Chyba...chyba tak!

- Czyli aby Śmierciożercy mogli tu przejść..., musi tu na nich czekać...

- Voldemort - dokończył za niego Potter.

Malfoy momentalnie poczuł jakby żywy ogień wypalał mu ramię, zgiął się w pół łapiąc za lewą rękę.

- To on, wzywa mnie - wysyczał przez ból. Szatyn ze zmartwieniem spojrzał się na chłopaka.

- Pójdę z tobą - oświadczył z troską. Draco pomimo bólu się wyprostował.

- Nie ma mowy.

- Ależ muszę! Chcę pomóc.

Niebieskooki wytrzeszczył na niego oczy.

- Czyli już wybrałeś stronę?

- Na to wygląda - burknął Potter - chyba twoja osoba mnie trochę..., popchnęła w tamtym kierunku - uśmiechnął się nieśmiało.

- Jesteś pewien?

- Tak i tak od dawna powinienem sobie uciąć głębszą pogawędkę.

Na twarz Dracona wykwitł uśmiech, który z sekundy na sekundę się poszerzał. Potter na ten widok zaniepokoił się trochę.

- Draco, wszystko...- ale nie dokończył bo blondyn zamknął ich usta w pocałunku, zielonooki po chwili oddał pocałunek z mruknięciem.

- Dziękuję - wyszeptał Malfoy.

- Ależ proszę - mruknął prowokacyjnie Wybraniec ciągnąc Ślizgona za koszulę.

- Chodź, Czarnego Pana się nie olewa - szepnął blondyn i pociągnął Harry'ego za rękę.

- Gdzie idziemy? - zapytał z ciekawością syn James'a.

- Do Severusa, on nam pomoże.

Jak powiedział, tak zrobił, po chwili stali pod drzwiami Mistrza Eliskirów. Draco zapukał lekko. Drzwi się otworzyły i zobaczyli nietoperza bez wyrazu na twarzy.

- Dawno się nie widzieliśmy - mruknął z niechęcią.

- Pana równiez miło widzieć, profesorze - wyszczerzył się sztucznie. Snape już miał go jakoś zgasić ciętą ripostą ale wtrącił się Książę Slytherinu.

- Czarny Pan mnie wzywa - walnął prosto z mostu. Książę Półkrwi wciągnął powietrze prostując się.

- Co tu robi pan Potter?

- Ufam mu - odpowiedział jedynie niebieskooki ukrywając targające nim emocje pod kamienną maską.

- Nie uważam aby...- Draco mu brutalnie przerwał.

- Potter idzie z nami. Ma coś do załatwienia z Czarnym Panem. Snape chciał ponownie zaprzeczyć ale stanowczy wzrok blondyna go uciszył.

- Chodźmy zatem.

Snape wyjął różdżkę i machnięciem ręki zamienił ich stroje w szaty Śmierciożerców.

- Ale czaaad - mruknął Potter oglądając swoją szatę.

- Panie Potter, proszę o zachowanie zupełnej ciszy - warknął Snape. Ślizgoni złapali swojego opiekuna za rękę i trójka się teleportowała.

Znaleźli się na cmentarzu. Harry'emu przypomniały się nieprzyjemne doświadczenia na jednym z cmentarzy. Ruszyli między nagrobkami, im dalej się posuwali, tym ból w miejscu blizny u Wybrańca się pogłębiał. Sapnął z bólu.

- Harry, wszystko dobrze? - zaniepokoił się Draco, jego głos drżał, a sam robił wszystko aby nad nim zapanować.

- Umm..., tak - wybełkotał Potter, zacisnął powieki i przyspieszył kroku.

Dotarli do opuszczonej katedry, drzwi do niej pilnowali dwaj Śmierciożercy, skinęło im głowami, trójka Ślizgonów bez problemu weszła do środka.

Śmierciożercy stali wokół tronu na którym zasiadał Lord Voldemort. 

- Młody Malfoy...- wysyczał, jego wzrok był przeszywający. 

- Panie - Draco pokornie się ukłonił. 

- Spóźniłeś się - zacmokał z dezaprobatą Voldemort, po czym po chwili krzyknął - crucio! 

Z gardła Dracona wydobył się krótki krzyk bólu, chłopak zgiął się w pół i upadł na posadzkę, jego oczy zaszły mgłą, z nosa zaczęła lecieć krew. 

- Draco! - krzyknął histerycznie Potter i pomimo własnego bólu blizny rzucił się do ukochanego obejmując go ramieniem. Draco jakby się rozluźnił, ból ustał pod dotykiem Harry'ego. 

- No, no...Harry Potter zaszczycił nas swoją obecnością - powiedział cicho Riddle nie ukrywając niedowierzania wymalowanego na gadziej twarzy. 

Release me || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz