Harry dumnie wypiął pierś i uniósł podbródek.
- Przyszliśmy cię uwolnić, Gellercie.
Starzec się zaśmiał, przez co zaczął po chwili okropnie kaszleć i pluć krwią.
- Chcesz mnie tak po prostu wypuścić, chłopcze? Dla mnie już nie ma ratunku. Lata mojej świetności zostawiłem za sobą, teraz jestem jedynie jakąś wywłoką czekającą na ten ostatni dzień...- Grindelwald uważnie przyjrzał się twarzy młodzieńca - głupiec ze mnie, przecież ty coś ode mnie musisz chcieć. Czego potrzebujesz, Harry Potterze?
Potter patrząc się na niego z góry, kiwnął ledwo dostrzegalnie Śmierciożercom. Wystąpiło dwóch do przodu stając po bokach krat. Trzeci rzucił zaklęcie, przez co wypalił kraty, robiąc ogromną dziurę. W budynku zawył alarm.
- Pośpieszcie się, aurorzy z ministerstwa będą tu za niecałe dwie minuty - ostrzegł ich staruszek. Dwaj Śmierciożercy podeszli do czarodzieja i skuli go w magiczne kajdany, po czym podnieśli z ziemi. Starzec jęknął jedynie, ale posłusznie wykonywał polecenia narzucone mu siłą.
- Idziemy - zakomenderował Wybraniec. On idąc na czele wraz z Draconem kierował całą grupą, tył obstawiał Syriusz z Lucjuszem, po bokach natomiast chronili ich Śmierciożercy, a w środku szedł Grindelwald podtrzymywany przez Avery'ego i Dołhowa.
Z różnych korytarzy wybierali ochroniarze, którzy bez problemu zostali unieszkodliwieni za pomocą niewybaczalnych. Cała drużyna bez problemu wydostała się na zewnątrz.
- Aurorzy będą tu za niecałe pół minuty - powiedział ze zmęczeniem starzec. Harry skinął głową i ruszył ponownie przed siebie do miejsca w którym się tutaj pojawili. Bez trudu rozpoznał zbocze, połamane, stare, spróchniałe drzewo i sporej wielkości głaz.
- Przygotować się do aportacji! - krzyknął Lucjusz. Śmierciożercy zamknęli się w kręgu łapiąc za rękę.
- Na moją komendę!. - krzyki aurorów przedzierały się przez hulającą śnieżycę. Parę zaklęć przeleciało nad ich głowami.
- Trzy! Dwa! Jeden! - odliczył Lucjusz i wszystkie niewybaczalne trafiły celu, ale już po chwili cel zniknął.
Wszyscy upadli z łoskotem na podłogę w kwaterze Voldemorta, na chwilę obecną była to sala spotkań. Każdy sapał ze zmęczenia z wyjątkiem trzech osób. Potter podczołgał się do nich i obrócił na plecy.
- Martwi - ogłosił wszystkim.
Ci Śmierciożercy stali plecami do aurorów, przez co przyjęli wszystkie zaklęcia posłane w stronę grupy uderzeniowej. Ich ciała były zesztywniałe, a ręce w dziwny sposób powykręcane. W oczach zaćmionych mgłą widać było ból i cierpienie, ale Harry mógłby przysiądź, że nie słyszał żadnych krzyków.
Syriusz położył rękę na ramieniu chłopaka. Harry wstał otrzepując płaszcz ze śniegu.
Drzwi wielkiej sali otworzyły się i wszedł przez nie Riddle.
- Trzech nie żyje - powiedział bez zbędnych wstępów Potter.
- Kto?
- Smith, Crabbe i Nuramski, panie - odpowiedział za Harry'ego Lucjusz, który wiedział kim są zmarli Śmierciożercy. Voldemort skinął głową. Pstryknął palcami i trzech Śmierciożerców wy-lewitowało zwłoki.
Tom podszedł do skulonego staruszka, którego wciąż pilnowali Avery i Dołnhow.
- Kogo my tu mamy - mruknął groźnie.
- Nie stawiał najmniejszych oporów, panie - powiedział Avery.
- Wręcz nam pomagał - dopowiedział Dołnhow.
- To bardzo...dobrze. Wstań, Grindelwald, schlebia mi, że aż kurczysz się pod moją potęgą ale musimy jakoś porozmawiać. Starzec stęknął i napiął mięśnie do próby powstania, pomogli mu jego dwaj strażnicy. Skinął głową z wdzięcznością. Pochylił głowę z pokorą przed Czarnym Panem.
- Lordzie Voldemortcie, to zaszczyt. Najpierw Chłopiec - Który - Przeżył, teraz jego mość. Przepraszam za mój słaby stan zdrowia, ale to już nie te lata.
- Ta...- mruknął z odrazą Tom patrząc się na krzywy uśmiech na twarzy Grindelwalda - mam dla ciebie propozycję.
- Rozumiem, że nie do odrzucenia?
- Owszem, nie do odrzucenia. Avery, Dołnhow, zaprowadźcie go do komnaty. Niech się umyje i przebierze. Później macie go przyprowadzić do mojego gabinetu.
Dwaj Śmierciożercy skinęli głowami i pociągnęli wykończonego staruszka ze sobą.
- Spotkajmy się u mnie za jakieś pół godziny - powiedział Voldemort - a teraz możecie na razie się rozejść.
Wszyscy skinęli głowami i odeszli bez słowa. Draco ruszył z Harry'm w milczeniu do ich komnaty.
Potter usiadł przy barku i nalał sobie Ognistej Whisky, Malfoy zamknął cicho drzwi i usiadł na przeciwko niego.
- Myślisz, że...- zaczął blondyn ale się zaciął, ponieważ zielonooki z napojem w ręku usiadł mu na kolanach wtulając się w pierś.
- Mów, mów - mruknął ze zmęczeniem ziewając.
- Myślisz, że Grindelwald przystąpi na propozycję Voldemorta?
- Ja to się w ogóle zastanawiam co to jest za propozycja. Bo wiem to tylko tak powierzchownie, ale Tom mi w końcu nie powiedział co on chce zaproponować temu starcowi. Wiemy na pewno, że chce jakoś wykorzystać uczucia Gellerta względem Dumbledore'a, ale nie wiem dokładnie w jaki sposób. Co, zagrozi mu, że zabije Albusa jeśli ten nie będzie go szpiegował? To trochę takie...
- ...idiotyczne - dokończył za niego Draco.
- Właśnie. Naprawdę nie mam bladego pojęcia co planuje Riddle.
- Ufasz mu? - zapytał po chwili ciszy Draco.
- Co? - zapytał Potter nieprzytomnie.
- Czy mu ufasz? W sensie Voldemortowi.
- A co, zazdrosny jesteś? - zapytał z rozbawieniem szatyn unosząc wzrok ku górze.
- Wcale nie - burknął niebieskooki. Harry prychnął śmiechem.
- Draco, poważnie? Jesteś zazdrosny o Voldemorta? To jakbyś był zazdrosny o Syriusza.
Malfoy nic nie odpowiedział, jedynie wbił obrażone spojrzenie w ścianę. Harry ponownie się zaśmiał.
- To stąd te fochy. Draco Malfoy jest zazdrosny!
Blondyn warknął groźnie i zrzucił chłopaka ze swoich kolan. Harry upadł z łomotem na podłogę i zaczął się śmiać.
- No Dracooo - zamruczał mu do ucha stojąc za oparciem fotela. Blondyn nie odpowiadał.
- No Dracoo...
- Dracoo
- Darcuuuś
Harry wdrapał się ponownie na kolana czekając na zrzucenie ale nic takiego się nie stało. Z uśmiechem przyjął to jako zaproszenie.
Zaczął całować jego szyję, co niebieskooki skomentował pomrukiem zadowolenia. Podciągnął do siebie szatyna ściskając za pośladki. Odwrócił jego twarz w swoją stronę i pocałował w nos.
- Na ciebie nie można się za długo gniewać - westchnął i zamknął ich usta w pocałunku.
Drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem. Draco sapnął z irytacji, a Harry wtulony w jego tors warknął.
- Hej, hej, hej! Pół godziny minęło gołąbeczki - zawył radośnie Syriusz, co do słodzenia przypominało im ujadanie psa.
- Black - warknął ze złością Harry piorunując animaga wzrokiem. Łapa wyszczerzył się ponownie, zasalutował, odwrócił się na pięcie i wymaszerował zatrzaskując za sobą drzwi.
- Dobra, chodźmy - wymamrotał szatyn złażąc z kolan kochanka.
CZYTASZ
Release me || Drarry
FanfictionDrarry, czyli co może się stać przez brak wyboru. "Miłość i nienawiść to skrajności tego samego uczucia; nikt nie potrafi gardzić drugim gwałtowniej niż ten, kto wcześniej bezgranicznie kochał" ~ Adolf Heyduk