Problemem nie jest problem.
Problemem jest twoje podejście do problemu.-Kapitan Jack Sparrow .
_______________________
*****Will*****
Rozłączyła się.
Rzucam telefonem.
Rozłączyła się! Tak po prostu się rozłączyła.
O Boże!
Odchylam głowę w tył i biorę głęboki oddech.
Ona nic nie rozumie.
Nie rozumie, że tu nie chodzi o Nataszę, tylko o jej życie.
Uciekła.
Nie chce mnie.
Już nie.
Nigdy nie chciałem żeby, to się stało.
Ale... Tak jest lepiej. Lepiej dla niej. Teraz jest bezpieczna. Teraz... Teraz ja muszę zapomnieć. Dlaczego to takie trudne? Dlaczego nie mogę od tak, o niej zapomnieć. Dlaczego rozrywa mnie, to wszystko od środka?
Zerkam na zegarek. Dochodzi dwudziesta. U dziewczyny jest dopiero po południu. Ciekawe co robi. Wydawało mi się, że jest na plaży, ale może to tylko złudzenie? Tak samo jak całe moje życie.
Wzdycham.
Zapomnij o niej kretynie!
Jest bezpieczna.
Kurwa!
Siadam i łapię się za głowę.
Co ona pierdoli?! Nie kocham już Nataszy! Ja już nie umiem kochać! Nikogo...
Boże! Dlaczego mi na niej tak bardzo zależy? Dlaczego czuję się kłamcą, gdy mówię że nikogo nie umiem kochać?
Jestem egoistą. Pieprzonym egoistą.
Wbrew wszystkiemu, całemu temu zagrożeniu i rozsądkowi, chcę, by tu była.
Nie, nie, nie! To nie możliwe! Nie mogę jej kochać.
Jestem żałosny.
Muszę się napić, muszę...
Nagle do głowy wpada mi genialny plan.
Wyścigi.
Tak, tego mi trzeba.
*****Rose*****
-Nie daj się prosić Rose! - Błaga mnie Molly, robiąc maślane oczy i składając dłonie jak do modlitwy.
Wywracam oczami.
-Ale ja nikogo tu nie znam.
-To poznasz. Proszę!
-Nie masz innych koleżanek? - Warczę już zirytowana. Truje mi dupę od rana.
-Mam. - Śmieje się, najwyraźniej w ogóle nie czując się urażona. - Ale chcę z tobą! Nie daj się prosić.
-Na co? - Słyszę za sobą i aż włosy jeżą mi się na karku.
-Cześć Dylan. - Dziewczyna od razu zmienia się w wesołą flirciarę. - Ciekawość, to stopień do piekła.
-Jeśli ty tam będziesz... Cóż, zaryzykuję.
Mam ochotę się zaśmiać. Co za tanie teksty.
Obracam się w stronę chłopak i rzucam mu kpiarskie spojrzenie.
-Co blondyneczko?
-Posiadam imię wiesz?
-Nie lubisz blondyneczki? To może powinienem mówić kochanie? Chcesz być moim kochaniem?
-Wiesz co? Wypchaj się Dylan.
-Przeszliśmy na ty? - Mruży oczy i daje krok w moją stronę.
-Dupek! - Syczę.
-Do usług kochanie. - Uśmiecha się bezczelnie, a ja mam ochotę mu przywalić.
-Czy on będzie na tym ognisku? - Pytam Molly, a ta speszona kiwa delikatnie głową. - W takim razie ja, nigdzie się nie wybieram. - Kończę i zostawiam ich samych.
Resztę dnia spędzam na tarasie pijąc koktajle i czytając ulubione romanse. Jane Austen jest świetna. Dopiero co zaczęłam czytać Rozważną i Romantyczną, a już prawie kończę setną stronę. Tak, losy Marianny i Eleonory oczarowały mnie całkowicie.
-Rose... - Z błogiego stanu wyrywa mnie głos stojącej nade mną Margaret. - Nie idziesz na ognisko?
Mrugam.
-Nie mam jakoś...
-Bo ja zaprosiłam Seana i .... - Mówimy równo, obie urywając speszone.
W jednej chwili zrywam się z leżaka.
-Okej. Rozumiem. Nie ma sprawy, zaraz się zmyję.
-Nie, nie! - Kobieta macha mi przed twarzą dłońmi. - Nie chcę cie wyganiać, po prostu myślałam...
-Margaret, naprawdę nie ma sprawy. Molly mnie zaprosiła, mogę iść.
-Na pewno?
-Tak. - Uśmiecham się i czuję narastające wyrzuty sumienia, postanawiam jednak je zignorować. Wymijam ciotkę i udaję się do pokoju. W biegu wsuwam na nogi klapki i gotowa zbiegam po schodach.
-Będę później!
-Dzięki Rose!
Uśmiecham się, Sean wydaje się w porządku. Może chociaż jej się poszczęści? Wychodzę przed dom mijając zadbany trawnik, rozmaite kwiaty i krasnale ogrodowe, po czym kieruję się w lewo. Nie mam zamiaru iść na ognisko. Na pewno nie dziś. Rozglądam się i ruszam w stronę plaży. Słońce chyli się już ku zachodowi. Wchodzę na piaszczystą dróżkę i schodzę w dół czując pod nogami coraz więcej piasku. Mijam bawiących się ludzi, aż wreszcie dochodzę do w miarę spokojnego miejsca. Zrezygnowana siadam na tyłku i nie mając nic lepszego do roboty obserwuję jak ostatnie promyki słońca chowają się za horyzontem. Widzę jak na wodzie unosi się jeszcze parę osób pływając na deskach, ale kiedy tylko zaczyna otaczać nas intensywna szarość mająca za chwilę przejść w czerń, zbierają się do powrotu.
Wzdycham, a woda obmywa mi delikatnie stopy.
Jest dosyć ciepła,wiec jakoś bardzo mi to nie przeszkadza.
Rozczulam się do reszty.
Może tak miało być?
Może...
Nie powinnam tyle, o tym myśleć.
Jeśli mamy być razem, to nasze drogi jeszcze się zejdą. Tyle w tym temacie.
Siedzę na piasku i starając się nie myśleć o niczym ważnym, obserwuję jak ostatnia osoba łapie falę i swobodnie płynie do brzegu. Chwilę później wychodzi na mokry piasek obok mnie i dopiero wtedy dostrzegam kim jest.
Z torsu chłopaka kapię woda, a ja muszę odwrócić wzrok, bo to dla mnie zbyt wiele. Jest naprawdę dobrze zbudowany.
-Blondyna? - Pyta podchodząc bliżej.
-Czego chcesz?
-Czemu siedzisz tu sama? - Pyta jakbym w ogóle się nie odezwała.
-Czy to ważne?
Dylan wzdycha głośno i podchodzi jeszcze bliżej, po czym ku mojemu zaskoczeniu siada obok.
-Co ty wyprawiasz?
-Zostaję z tobą.
-Po jaką cholerę?
-Bo jesteś jedyną osobą, której nie interesuje, dlaczego nie mam ochoty iść na ognisko.
Patrzę na niego. Gapi się przed siebie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. I tak, ma rację. Mam, to w dupie.
-Mogę zostać? - Pyta znów mnie zaskakując.
Wywracam oczami.
-Zostań, ale nie mów do mnie.
-Tak się nie da.
-Da.
-Nie.
-Tak.
-Idź sobie.
-Nie ma mowy.
-W takim razie ja sobie pójdę. - Mówię i wstaję.
Oczywiście chłopak musi iść za mną.
-Dokąd pójdziesz?
-Przed siebie.
-Zabłądzisz. - Dogania mnie.
-Może znam drogę.
-Nie znasz.
Zaciskam dłonie w pięści. Tylko spokojnie Rose.
-Denerwujesz mnie! Czemu się nie odwalisz?! - Przystaję i patrząc na niego na znak irytacji wyrzucam w górę ręce.
-Bo... - Zaczyna przygryzając wargę, a ja dopiero teraz zauważam jakie ma niesamowite usta. Oczywiście Will bije go na głowę, ale....
Moje rozmyślania przerywa chłopak, który łapie mnie za nogi i jednym zwinnym ruchem bierze na ręce.
Piszczę.
-Co ty wyprawiasz?! Puść mnie! Natychmiast mnie puść! - Uderzam go mocno w głowę, ale on nie słucha, tylko rusza zadowolony w stronę wody. - Dylan!
-Mówiłem ci kochanie, że nie przeszliśmy na ty. - Śmieje się i zaczyna biec.
-Twoja deska! Ktoś ci zwinie! - Krzyczę. - Puść mnie!
-Niech leży. Teraz mam ochotę się z tobą wykąpać. - Mówi wchodząc na coraz głębszą wodę, a ja uczepiam się jego szyi jak małpka. - Co prawda w wannie mogłoby być przyjemniej, ale... Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Prawda?
-Nie zrobisz tego!
-A właśnie, że zrobię! - Odpowiada i stając na głębokości swojego pępka, nie wypuszczając mnie z rąk, przykuca zanurzając się, tak że oboje zamaczamy się cali.
Zaczynam drzeć się i chlapać na wszystkie strony jak wariatka, ale nic mnie to nie obchodzi. Chłopak oczywiście dopinając swego puszcza mnie i odpływa kawałek dziko się śmiejąc.
-Kretyn! Idiota! - Krzyczę i wściekła ruszam za nim. - Nienawidzę cie!
-To też uczucie. - Odkrzykuje.
-Ja ci dam uczucie! Zabije cie!
-A to karalne! - Mówi i biegnie do brzegu.
Przemoczona dalej ruszam za nim wyciskając wodę z koszulki. Całe szczęście, że nie wzięłam ze sobą telefonu.
Patrzę jak ten debil bierze w dłonie swoją deskę, która samotnie leży na piasku i posyła mi bezczelny uśmiech.
-Widzisz? Teraz wyglądasz seksownie.
Nie wytrzymuję i nie panując nad sobą rzucam się w jego stronę piszcząc na całe gardło. Chłopak jest naprawdę szybki i chociaż mam sporą wprawę w bieganiu, to piasek znacznie utrudnia mi dogonienie go.
-Dopadnę cie jeszcze! Ty... Ty....
-Na razie mała! - Krzyczy i ginie mi z oczu.
-Idiota! - Wydzieram się po raz ostatni, a potem zdyszana opadam na piasek. Zaraz jednak przypominam sobie o mokrym ubraniu, więc zrywam się na równe nogi i szybko otrzepuję.
Cholera, przecież nie mogę teraz iść do domu i się przebrać. Cholerny dupek!
Nie chcę im przeszkadzać, ale trudno i tak nie zostanę tu całej nocy. Może uda mi się jakoś wejść nie zwracając na siebie większej uwagi.
Niech ja go tylko spotkam!
Napluję mu do drinka!
Obiecuję!
Zrezygnowana wspinam się w górę i wychodzę na drogę akurat w momencie, gdy zapalają się lampy. Spoglądam na swoje ubranie i aż muszę jęknąć. Prześwituje mi cały stanik!
Chwilę później z mojej rozpaczy wyrywa mnie odgłos jadącego samochodu. Obracam się za siebie i ostrożnie schodzę z drogi. Mija mnie ciemny kabriolet z odsuniętym dachem. Kierowca, jak mi się zdaje mężczyzna, przejeżdża obok mnie, nagle zwalniając i zatrzymując się kawałek dalej.
Przechodzi mnie dreszcz i nie jest on wcale przyjemny. Łapię głęboki wdech i już chcę przejść na drugą stronę, kiedy słyszę ten wstrętny, chamski głos i mimo woli cała się spinam.
-Co tak stoisz jak ten słup? - Pyta Dylan i ogląda się na mnie. Uspokajam się i przybierając obrażoną minę ruszam do przodu, mijając chłopaka bez słowa. Ha! Nawet nie spojrzałam w jego stronę. Zaraz jednak mina mi rzednie, ponieważ słyszę jak szatyn odpala samochód i rusza za mną.
-Ej no mała!
Zaciskam wargi.
-No weź!
Przygryzam wargę.
-No nie bądź taka. To tylko zabawa.
Zgrzytam zębami. Rose, tylko spokojnie! Upominam się w duchu.
-Wszystkie jesteście takie sztywne, tam skąd pochodzisz?
-Słucham?! - Nie wytrzymuję. - Ja wcale nie jestem sztywna!
Wywraca oczami.
-Wsiadaj wziąłem ci coś na zmianę.
-Co zrobiłeś? - Zatrzymuję się i zaszokowana, po prostu gapię się na chłopaka.
-Ubrania dla ciebie.
Mrużę oczy.
-Po co?
-Przeze mnie wyglądasz jak miss mokrego podkoszulka, pomyślałem więc, że....
-Wal się! - Warczę i ruszam do przodu.
-No przecież, to komplement! - Krzyczy za mną, a chwilę później słyszę za sobą trzask drzwi.
Obracam się i widzę, że chłopak biegnie w moją stronę.
-Chyba mnie nie lubisz. - Mówi i nim się obrócę, łapie moją dłoń zmuszając mnie do stania w miejscu.
-Nie toleruję kretynów i zapatrzonych w siebie bufonów! - Pyskuję, a on wybucha śmiechem. Może ma coś z głową? - I co cie tak bawi?
-Wiesz.... - Próbuje powstrzymywać śmiech. - Już dawno nikt mnie nie obrażał.
-Aha... - Rzucam i tak szczerze mówiąc gówno mnie, to obchodzi.
-Wiesz o tym, że tu mnie prawie wszyscy lubią?
-Nie ja.
-Może dla tego, że mnie nie znasz? - Unosi brwi ku górze.
Prycham.
-Spotkałam cie już parę razy i jakoś wcale lepszego wrażenia nie robisz.
-Bydlak ze mnie, co?
-Słucham? - Nie mogę za tym chłopakiem nadążyć.
-Powiedz to.
-Ale co?
-Że jestem bydlakiem.
Mrugam.
-Jesteś bydlakiem... - Mówię niepewnie, a on uśmiecha się łobuzersko.
-Tak sądziłem. - Puszcza mnie.
-Ale co? - Pytam i widząc, że wraca do samochodu, ruszam za nim.
-Nawet obelgi w twoich ustach brzmią seksownie.
Zatrzymuję się gwałtownie, wciągając z niedowierzaniem powietrze. Czuję jak moje policzki czerwienieją i nie mając pojęcia co odpowiedzieć z największą gracją na jaką mnie stać obracam się w tył. Nie dam mu tej satysfakcji. Zapanuje nad sobą. Nie dam.... Podskakuję.
Chłopak mija mnie trąbiąc.
-Na pewno nie chcesz ubrań?
Nic się nie odzywam, chociaż mam na końcu języka kilka wyzwisk.
-To nie. - Rzuca i dodaje gazu wreszcie dając mi spokój.
*****Will*****
Słyszę pukanie do drzwi i zastanawiam się po cholerę, ktoś tak wali? Przecież nie jestem głuchy! Czego oni ode mnie chcą z samego rana i to jeszcze w środku tygodnia?
Głowa mi pęka, więc otwieram drzwi, by jak najszybciej pozbyć się tego natarczywego pukania. Do środka wpada Li i niemal żałuję, że otworzyłem.
-Czego chcesz?
-Jak to czego? Musimy porozmawiać.
Wzdycham i wracam do sypialni.
-Co ty wyprawiasz? - Pyta oburzona i z całej siły ciągnie mnie do salonu. Jestem całkowicie wypompowany i nie mając siły protestować poddaje się. Idę za nią, a potem ruszam samodzielnie w stronę sofy i już chcę usiąść, ale ona jak zwykle ma jakiś problem i nie daje mi tego zrobić. - Nie będziesz tu gnił.
-Żartujesz prawda?
-Nie. Spróbuj usiąść, a cie uderzę.
Mrugam i zaraz potem się uśmiecham.
-Mówię poważnie Will, uderzę cię.
-Grozisz mi siostrzyczko?
-Tak.
Uśmiecham się jeszcze szerzej.
-A co jeśli chcę, żebyś mnie uderzyła? Co wtedy Li?
-Uderzę cię. - Mówi, a ja patrząc jej w oczy widzę, że mówi prawdę. Zrobiłaby to. I jestem pewny, że bolałoby.
I właściwie sam nie wiem czemu to robię. Może potrzebuję dostać po ryju? Nie mam pojęcia, ale siadam. Siadam, a chwilę później czuję ostry ból prawego policzka.
Zrobiła to.
Uderzyła mnie.
Należało mi się, ale nie za siedzenie tu, tylko za Rose.
-Otrząśnij się.
-Li, ja naprawdę nie mam teraz chęci na awantury.
-Dlaczego do niej nie zadzwonisz?
-Nie odbierze.
-Próbowałeś chociaż?
Kiwam głową.
-Rozłączyła się.
Dziewczyna wzdycha i siada obok.
-Jedź za nią.
-Nie mogę.
-Dlaczego? Na miłość Boską!! Przecież widzę, że ci na niej zależy!
-No i co z tego? Co z tego Li!? Zależy czy nie, jej bezpieczeństwo jest najważniejsze.
-Przy mnie jakoś nic jej nie grozi! -Dziewczyna wybucha, a ja zaczynam się śmiać.
-Jesteś śmieszna, nic nie wiesz.
-Czego nie wiem? - Pyta zdziwiona.
-Nic nie wiesz Li. - Powtarzam i śmieje się już na całego. - Oni chcą mnie zabić.
-Kto? - Pyta i tym razem patrzy na mnie przerażona. Sam nie wiem czym bardziej; czy moim zachowaniem, czy może moimi słowami.
Wstaję powoli i biorę ze stołu butelkę z niedopitą wódką.
-Wszyscy. - Odpowiadam na jej pytanie i unoszę w toaście do góry butelkę. - Także moje zdrowie. - Mówię i przykładam do ust wódkę._____________
Wiem wiem wiem miała być Li i John, ale .... Jakoś nie wyszło xd
Co myślicie o tym rozdziale?
Ja jestem zadowolona xd
Poważnie hahah 😂 mało kiedy , to się zdarza, ale tak to jest właśnie ten moment. Jestem zadowolona 😀.
Chciałabym podziękować wam za tak liczne komentarze i gwiazdki, naprawdę nie spodziewałam się aż tylu. Wiecie jak to motywuje? Tak bardzo, że aż dziś napisałam kolejny rozdział i wrzuciłam od razu chcąc się nim z wami podzielić 😍😍😍.I o Boże ! Dzięki wam NMD jest 20 w rankingu romans !!! Natomiast NMK jest już 40 ! Aaaaaaa <3 . Kocham was <3 .
Wybaczcie błędy !
Okej kochani , miłego wieczoru! Mój dziś spędzę na oglądaniu meczu, a wy ? Co macie ciekawego w planach?
Do nextu ! ❤❤❤❤
CZYTASZ
(W Trakcie Korekty) Naucz Mnie Kochać (NMD II) ✔
RomanceOpowieść przedstawia dalsze losy osiemnastoletniej Rosaliny Clarkson. Dziewczyna nie boi się już dotyku, ale nadal nie potrafi zapomnieć o Willu, przez co nie może związać się z nikim innym, a chętnych nie brakuje! Czy na jej drodze pojawi się osoba...