Po zjedzonym obiedzie, biorę się za zmywanie naczyń. Wkładam je wszystkie do zlewu i już mam zamiar myć, kiedy ktoś po prostu akurat w tym momencie musi pukać do drzwi. Rzucam gąbkę do zlewu i udaję się na przedpokój, po czym bez patrzenia w wizjer, otwieram i zamieram.
-Li?
-Tak, chcesz mnie dotknąć? Zapewniam, że jestem prawdziwa. - Mówi uśmiechając się, po czym bezczelnie pakuje się do środka.
Zamykam za nią drzwi.
-Co ty tu robisz?
-Nie cieszysz się?
-Jasne, że cieszę! Ale nie ro.... - Nie dane jest mi skończyć, ponieważ znów ktoś puka do drzwi. Podchodzę i bez namysłu otwieram je, a do środka wpada wściekły Erik.
-Gdzie ona jest?- Rozgląda się wkurzony, a kiedy jego wzrok pada na Li, zaczyna krzyczeć. - Zwariowałaś?!
Mrugam.
-Nie! Może i mój brat, to tchórz, ale ja nie zam....
-Li! - Nie widziałam jeszcze blondyna w takim stanie. - To są jego decyzje! Zachowujesz się jak szczeniak!
-Za to on jest bardzo dojrzały.
-A ty? Kto dojrzały ukrywa swój związek?
Zatykam sobie dłońmi uszy, po czym ruszam do kuchni.
Oboje milkną.
Świetnie.
Podchodzę do szafki i wyciągam pierwsze lepsze tabletki przeciwbólowe. Biorę szklankę i po pijam wodą połykając jedną z nich.
-Co ci jest? - Erik włazi za mną do kuchni.
-Boli mnie głowa od tych waszych wrzasków.
-Przecież nikt nie krzyczy. - Mruczy pod nosem Li.
Wzdycham.
-Mówię poważnie, jeśli chcecie się kłócić, idźcie sobie gdzie indziej.
-Ja się nie kłócę!
-Tak, Rose ma rację. Musimy pogadać. - Blondyn łapie ją za dłoń i niemal siłą wyciąga z domu.
Co to miało być?
Zdziwiona odwracam się do zlewu i kończę zmywanie.
Chwilę później rozglądam się zadowolona, po czyn wsuwam na stopy japonki.
Nie mam pojęcia dokąd poszła Li z Erikiem, ale nie mam najmniejszego zamiaru na nich czekać. Zerkam na zegarek. Za piętnaście minut jestem umówiona z Molly. No trudno, jakoś mnie znajdą. Mam tylko nadzieję, że się nie pozabijają.
Sama nie wiem co myśleć o pojawieniu się Li.
Tak, bardzo ją lubię, ale czy to nie oznacza, że i Will gdzieś tu jest?
Zamykam drzwi na klucz i niemal czuję strach. Jeśli on tu jest, a ja i Dylan...
Karcę się i ruszam.
To co z tego?
Przecież nie jestem z Willem.
Przechodzę przez furtkę, a następnie przez ulice i ruszam poboczem.
Dlaczego czuję się tak, jakbym popełniała zbrodnię?
Przecież przyjechałam tu, żeby zapomnieć.
Ha ha.
Śmieje się sama z siebie.
No to świetny sposób sobie znalazłaś, kretynko.
Wzdycham i ruszam schodkami w dół, a gdy znajdę się już na piasku starym zwyczajem, biorę buty w dłonie i udaje się boso w stronę baru.
Chwilę później siedzę już przy ladzie, a moja koleżanka robi mi drinka.
-Proszę bardzo. Na koszt firmy, od utalentowanej drinkarki.
-Drinkarki? - Wybucham śmiechem. - To takie słowo istnieje?
-Nawet jeśli nie, to co mi tam? Może zostanę pisarką i będę tworzyć nowe słowa?
-Zostań przy robieniu drinków. - Słyszę głos Dylana, a chwilę później chłopak nachyla się, by pocałować mnie w policzek.
Molly uśmiecha się jeszcze szerzej.
-Aż tak dobra jestem?
-Najlepsza. - Rzuca, po czym siada obok mnie, a ja po raz pierwszy cieszę się na jego widok. Co oczywiście od razu zauważa.
-Dobry humor? - Pyta mnie. - Czy to może ja, tak na ciebie działam kochanie? - Mówiąc to obejmuje mnie ramieniem.
Molly dostrzega coś, więc pochyla się w naszą stronę.
-Vanessa zabija was wzrokiem.
-Tak, już jedną nogą jestem na tam tym świecie. - Żartuje.
-Myślę, że już nie będzie twoją koleżanka. - Stwierdza Molly, a ja przytakuję.
-No co wy! - Dylan uśmiecha się jeszcze szerzej. - Myślicie, że znajdzie tu lepszego?
Wywracam oczami, a Molly odchodzi do klientów.
-Myślę, że dałaby radę. -Dobiega z za nas głos Li.
Obracam się do dziewczyny. No tak, wszystkie laski dookoła rzucają mordercze spojrzenia mi, a Li jedyna, wyjątkowa zabija wzrokiem Dylana.
-A ty to kto? Chcesz się założyć? - Pyta chłopak rzucając jej wyzywające spojrzenie.
Ciemnowłosa nic sobie z tego nie robiąc siada obok mnie.
-Nie muszę tego robić. Znam odpowiedź.
Szatyn prycha.
-Gdzie zgubiłaś Erika? - Wtrącam się.
-Rose. - Dziewczyna olewa moje słowa. - Wróć do domu, Will cie potrzebuje. - Mówi, a ja zamieram. Cały mój świat zaczyna wirować.
-O Boże, co z nim? - Wykrztuszam.
-Tęskni za tobą, naprawdę.
Zalewa mnie ulga, nic mu nie jest.
Zaciskam dłonie w pięści, mam już tego dość. Ulga, zamienia się w złość.
-Potrzebuje mnie? A gdzie niby był, jak ja go potrzebowałam? - Wybucham, a Dylan przyciąga mnie do siebie, za co jestem mu wdzięczna.
-Rose, nie dałaś mu szansy się wytłumaczyć, uciekłaś....
-Dość. Nie grasz sprawiedliwie Li. Miał czas i dobrze o tym wiesz. Nie odzywał się do mnie już na długi czas przed moim wyjazdem.
Dziewczyna otwiera szeroko usta, ale zaraz je zamyka i marszczy brwi, zupełnie tak jak robi to on, czym rani mnie do żywego.
-Jeśli cie tu przysłał...- Odzywa się Dylan. - Żebyś go broniła, tłumaczyła i zamiast niego namawiała do powrotu, to jest kretynem.
-To mój brat! Nie obrażaj go! I nikt mnie tu nie przysłał.
Mój towarzysz prycha.
- Mówi prawdę. - Odzywa się Erik, a ja mam ochotę stąd uciec. Blondyn dosiada się obok nas. - Przyjechała tu wbrew woli Willa.
A do mnie coś dociera.
-Hej! To dla tego się tak kłóciliście?
-Zachowała się jak gluciara, nie dała mu nawet znać, że leci. - Obrusza się mój brat.
O matko. Pierwszy raz pomyślałam o nim jak o bracie.
Przyglądam się mu dokładniej. Mój brat. Erik, ma na szyi wielką malinkę. Czy ta Kathe naprawdę musi to robić? Fuj.
-Uciekłaś? - Pytam Li.
-Tak. - Dziewczyna jest naprawdę z siebie dumna.
Kręcę głową, po czym łapię za dłoń Dylana.
-Przejdziemy się? - Pytam, a on zgadza się od razu.
-Nie skończyłam jeszcze! - Protestuje Li.
Schodzę z krzesła.
Molly obsługuję klientów, ale rzuca mi zbolałą minę.
-Dzwoniłaś już do Willa?
-Nie.
-To zadzwoń. Na pewno odchodzi od zmysłów. A... - Waham się. - Potem pogadamy. - Mówię, po czym trzymając za dłoń Dylana ruszam w stronę wody.
-Ale Rose!
-On się martwi Li! - Odkrzykuję uśmiechając się zadowolona, że będę mieć teraz, chociaż trochę spokoju.
Szatyn ściska moją dłoń.
Idziemy wolno plażą, zupełnie tak jakbyśmy byli parą.
-Nie wiem co właśnie się stało, ale ten twój Will ma dużo obrońców.
Uśmiecham się na tę myśl. Co by powiedział, gdyby zobaczył Sook, albo tą całą Nadię?
-Kochasz go?
Nie potrzebuję się nawet zastanawiać. Minęło tyle czasu, a to nadal się nie zmieniło. I chyba już nigdy nie zmieni.
Kiwam głową niepewna, własnego głosu.
-Przemyśl moją propozycję zostania. Ze mną byś się tak nie męczyła.
-Ale musiałabym się tobą dzielić.
-A co? Chciałabyś mnie tylko dla siebie?
-Może.
-Rosi, Rosi, Rosi. - Mówiąc to śmieje się, po czym obejmując mnie za szyję, przyciąga do siebie. Czuję jak całuje moje włosy i przechodzi mnie dreszcz, ale ten dreszcz jest inny. Czuję po prostu, że komuś na mnie zależy. Jestem szczęśliwa i chociaż, wiem że to nie ma przyszłości; nie przeszkadza mi bliskość Dylana.
Kocham Willa, ale go do bycia ze mną nie zmuszę. Zdaję sobie jednak sprawę, że być może wystarczyłby jeden telefon chłopaka, a ja już bym się pakowała.
-Dylan? Masz nadzieję, że się z tobą prześpię?
Chłopak się krztusi, a ja mam ochotę paść na ziemię ze śmiechu. Wreszcie, to nie ja krztuszę się z jego winy.
-Co?
-Proste pytanie.
Chłopak mruga.
-Szczerze?
-Szczerze.
-Z początku miałem taki plan, chciałem tego, ale teraz.... Poznałem cię. Czy to nie zniszczyłoby naszych relacji? - Wzrusza ramionami, a mnie uderza jego szczerość.
-No tak, tyle się namęczyłeś żeby je zbudować.
-Wiesz, chyba wolę mieć wieczną ochotę na ciebie. Tak chociaż będę pamiętał cię na zawsze.
-Masz na mnie ochotę?
-A co myślałaś?
-Pytam serio.
-Wziąłbym cię, chociaż by i zaraz na tej plaży.
Łapię powietrze, a moje policzki płoną.
-Nie rumień się, bo jeszcze bardziej mam przez to na ciebie chęć.
Jego słowa powodują, że robi mi się gorąco.
-Robisz to specjalnie!
-Sama zaczęłaś. - Wypomina mi rozbawiony. - Zresztą sądzę, że to wina twojego tyłka.
-Dylan!- Krzyczę i puszczam jego dłoń.
Chłopak rusza do przodu.
-Zapytaj kogokolwiek, jest naprawdę fajny. Mam zapytać kogoś żebyś uwierzyła? Może tego chłopak? - Wskazuje na grającego w siatkę blondyna.
-Dylan zabiję cię! - Drę się i rzucam za chłopakiem biegiem.
*****Will****
Trzymam w dłoń kupiony na przyszły tydzień bilet.
Eli patrzy na mnie smutna i bardzo dobrze widzę, że chce coś zrobić, ale sama nie wie co. Sooki siedzi obok i milczy jak zaklęta, a jej siostra zniknęła gdzieś po porannej awanturze.
-Nikt poza nami nie może się o tym dowiedzieć. Nie rozmawiajcie o tym, ani nie mówicie przez telefon. Po prostu zero.
-Nie wspominajmy Nadii.
-Sooki! To twoja siostra. - Upomina ją Eli.
Blondynka prycha.
-Natasza też nią była i co?
Wzdycham.
-Sook ma rację. Tylko nasza czwórka... Gdzie ten John?
-Od kiedy Li wyjechała siedzi, zamknięty w sali komputerowej i pracuje.
Uśmiecham się.
-Dobrze mu to zrobi.
Sooki chrząka.
-Jesteś pewien tego wyjazdu Will?
-Nie, ale muszę to zrobić. Inaczej ona... - Łamie mi się głos.
-Rozumiem. Pamiętaj tylko, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-Na nas. - Dodaje Eli, a ja się uśmiecham. Są naprawdę wspaniałe. O ile łatwiejsze było by bycie, z którąś z nich. Jednak rozum nie ma nic do gadania.
Serce nie sługa.
To nie one podbiły moje.
To nie Natasza je podbiła.
Tylko ona.
Rose zrobiła to całkowicie.
A teraz ja zrobię, to co już dawno powinienem był zrobić.
Zawalczę o nią mimo wszystko, jeśli tylko nie będzie już na to za późno.
*****Rose*****
Siedzę z Li na plaży obserwując zachód słońca.
-Ładnie na tym molo. - Mówi dziewczyna wspominając zapewne nasze wcześniejsze wyjście.
-Nocą wygląda jeszcze lepiej. Możemy iść tam za jakieś piętnaście minut.
-Mogę być szczera?
-Tak.
-Nie podoba mi się ten Dylan.
Uśmiecham się sama do siebie.
-Miałam o nim takie samo zdanie jak ty, wiesz?
-No i co się zmieniło?
-Poznałam go lepiej.
-Rose, czy to w ogóle ma sens?
-Nie wiem. - Kręcę głową. - Ale chcę się przekonać.
-Czy to co powiedziałam ci o mojej matce, niczego nie zmienia?
-Wiem, że Will mnie kocha, znam powód dla którego nie może ze mną być, ale skoro nie widzi dla nas szans, to tylko zapominając o nim mogę żyć dalej.
Dziewczyna kiwa głową.
-Ale ze mną nadal będziesz się przyjaźnić?
-Tak. - Mówię zaskoczona.
-Nawet jak nazwę Dylana skończonym palantem?
Marszczę brwi i niepewnie kiwam głową. Do czego ona zmierza?
-No okej. - Wzdycha. - W takim razie ten skończony palant właśnie tu biegnie bez koszulki i muszę przyznać, że wygląda naprawdę nieźle.
Śmieję się, po czym obracam za siebie, a chwilę później moje oczy spotykają się z oczami chłopaka.
-Cześć kochanie.
Uśmiecham się.
-Cześć mój palancie.
Li uderza mnie w ramię.
-Rose!
Dylan mruży oczy.
-To ta cycata czarnulka prawda? - Zgaduje, a ja słysząc jego słowa, zupełnie nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem, ale Li chyba jednak nie jest do śmiechu, bo krzywi się robiąc obrażoną minę.
-Oj Li! Nie przesadzaj. - Szturcham ją. - On naprawdę zyskuje przy bliższym poznaniu.
-Akurat.
-Blondyna też nie wierzyła. - Mówi i posyła jej ten jeden ze swoich olśniewających uśmiechów, a Li ulega mu na moich oczach.
-Zobaczymy.
-Co tu robisz Dylan? - Zmieniam temat.
-Chodź. - Wyciąga do mnie dłoń.
-Dokąd?
-Obie chodźcie.
Patrzę na Li, a ona wzrusza ramionami i wyciąga dłoń w stronę szatyna. Chłopak od razu pomaga jej wstać.
Chwilę później również i ja stoję na nogach.
-Biegnijcie za mną. - Mówi tajemniczo i rusza.
Mina mi rzednie, znów ten piach!____________
Halo kochani!
Mam już wymyślone zakończenie 😀😀😀.
Wczoraj dostałam wenę i pisałam rozdziały od 17 do 23 😍, aż nie mogłam ruszać dłonią😱😱😱. A rano wstałam i od nowa pomysły 😏😏. Tak się zapisałam, że skończyłam całą książkę - łącznie z epilogiem.
Może jeszcze coś zmienię, ale narazie powoli będę przypisywać z zeszytu tutaj rozdział po rozdziale 😀.
No, a co do tego rozdziału....
Pojawiła się Li.
Will podjął w końcu jakąś decyzję.
A przed nami bal!
Jak myślicie co Dylan chce pokazać Rose i Li?
Jak rozdział?
Wybaczcie błędy ! Jestem tylko człowiekiem 😜😘😜😘.
Kocham was z całego serca!
W tam tym tygodniu NMK miało 22 miejsce w romans ❤.
Dziękuję !
Do nextu ---> 💋.
Miłego dnia!
CZYTASZ
(W Trakcie Korekty) Naucz Mnie Kochać (NMD II) ✔
RomanceOpowieść przedstawia dalsze losy osiemnastoletniej Rosaliny Clarkson. Dziewczyna nie boi się już dotyku, ale nadal nie potrafi zapomnieć o Willu, przez co nie może związać się z nikim innym, a chętnych nie brakuje! Czy na jej drodze pojawi się osoba...