Rozdział 17

22.3K 1.4K 279
                                    

"Spotkaliśmy się z jakiegoś powodu, więc albo jesteś błogosławieństwem, albo lekcją..."

_______
*****Will*****
Zamykam się w swoim pokoju i znów mam ochotę się napić. Zagłuszyć te wszystkie cholerne myśli i głosy w mojej głowie.
Od kilku dni mam przed oczami twarz matki, a w nocy budzę się wciąż przez ten sam sen...
Prycham.
Gdyby, to był tylko sen, ale nie jest.
To prawda. To wszystko zdarzyło się naprawdę.
Noc w noc śnią mi się słowa mojej rodzicielki. Słowa, które powiedziała mi, gdy widziałem ją po raz ostatni.
Zabiję cie, ale wiesz co zrobię najpierw? Najpierw zabije tę, którą pokochasz. Żebyś poczuł jak ja czuję się bez was. Bez ciebie i Lili.
Łapię się za głowę.
Natasza straciła życie przeze mnie.
Rose nie może spotkać to samo.
Przecieram dłonią twarz.
Natasza mnie zdradziła.
Stanęła po ich stronie.
Przypłaciła to życiem, a wszystko dla tego, bo mnie nie posłuchała.
Bo uwierzyła im.
Bo ją kochałem.
Nie pozwolę by to samo stało się z Rose.
Matka obiecała mi, że jeśli jeszcze kogoś pokocham, że każdą osobę, którą pokocham zabije. Obiecała mi to, a ja jej wierzę. Zawsze dotrzymywała swoich obietnic. Zawsze.
Gdybym ją zabił....
Dlaczego nie pociągnąłem za ten cholerny spust?
Wzdycham.
Gdyby Li się o tym dowiedziała, na pewno przestał by mnie naciskać, ale jak powiedzieć jej, że ma jeszcze gorszych rodziców niż myśli?
Muszę je chronić.
Rose.
Li.
Siebie.
Znów mam przed oczami matkę.
A kiedyś jeszcze na pewno się zakochasz Williamie.
Miała rację.
Zakochałem się.
Kocham Rose.
Kocham siostrę mojego najlepszego przyjaciela.
*****Rose*****
-Dzięki. - Mówi łysy chłopak otrzymując swojego drinka.
-Proszę bardzo. - Uśmiecham się do niego.
-Długo tu pracujesz?
-Nie. - Odpowiadam i biorę się za wycieranie blatu.
-Może chciałabyś się ze mną umówić? - Pyta, a ja zamieram.
-Cześć Nicolson. - Słyszę głos Dylana, więc podnoszę głowę. Chłopak stoi za łysym i obejmuje go za ramię.
-Cześć Dylan.
-Próbujesz umówić się z tą Panią? - Wskazuje na mnie.
-Tylko zapytałem...
-Muszę cie rozczarować. Ona jest już zajęta.
Chłopak patrzy na mnie speszony, a moje wzburzenie rośnie.
-A to niby przez kogo?!
-Przeze mnie. Jak to przez kogo?
Łysy, to znaczy Nicolson rzuca mi spanikowane spojrzenie.
-Sory Dylan nie wiedziałem. - Mówi i zrywa się z krzesła zostawiając nas samych.
-Co ty wyprawiasz?! - Syczę podchodząc bliżej chłopaka.
-Ratuję cie. -Odpowiada siadając.
-Niby przed czym?
Wzrusza ramionami.
-Nicolson, to kretyn.
-Może pozwolisz, że ja to ocenię?
-Nie sądzę, by to było konieczne.
-A ja nie sądzę, by twój głos miał znaczenie.
Mierzymy się wzrokiem do półki jakaś ruda laska nie rzuca się chłopakowi na szyję.
-Dylan... - Szepcze mu czule do ucha. -Co cię zatrzymało? Czekamy na ciebie.
-Właściwie to nic.
-To nie karz na siebie czekać.
Widzę jak dziewczyna wkłada mu dłoń pod bokserkę i aż robi mi się niedobrze.
-Przepraszam. - Odzywam się wkurzona głośniej.
-Mhm? - Pyta ruda, po czym przysysa się do jego szyi.
Kątem oka dostrzegam idącą w naszą stronę Molly. Ma zniesmaczoną minę. Tego już za wiele.
-Jeśli chcesz go pieprzyć, to proponuję inne miejsce. Myślę, że trochę prywatności wam nie zaszkodzi.
Molly wypuszcza z dłoń szklankę.
Ruda odsuwa się od Dylana i sztywnieje, on zaś stara się ukryć uśmiech.
-A ty to kto?
-Pracuję tu.
-To pracuj dalej.
-Przeszkadzacie mi.
-Posłuchaj małolato, bo powiem to tylko raz. Mogę robić, to gdzie chcę i z kim chcę, a ty masz mieć, to w dupie.
Krew we mnie zawrzała.
-To teraz ja ci coś powiem; to jest moje miejsce pracy i jeśli będę chciała, to cię stąd wywalę, zrozumiano?
-Chyba sobie żartujesz.
-Bynajmniej.
-Myślisz, że ktoś posłucha się takiej gluciary? Która pojawiła się Bóg wie skąd?
-Myślę, że tak. - Uśmiecham się bezczelnie.
-Sprawię, że cie zwolnią.
Wybucham śmiechem, a Dylan, który cały czas obserwował całą tę sytuację z rozbawieniem, podnosi się z krzesła.
-Chodź Vanessa.
-Co?
-Głucha jesteś? Powiedziałem chodź. - Mówi chłopak, a dziewczyna, dokładnie ta sama za którą wybiegł z taksówki pierwszego mojego dnia tutaj, posyła mu wściekle spojrzenie, na szczęście, jednak chwilę później posłusznie rusza za nim.
Wzdycham, a z boku dochodzą mnie gromkie brawa. Spoglądam w tam tą stronę i nie mogę uwierzyć własnym oczom.
-Erik?
-Cześć Rose. - Mówi blondyn, a ja po prostu nie panuję nad sobą i wybiegając zza baru rzucam się mu w ramiona.
Chłopak obejmuje mnie i ku mojemu zdziwieniu całuje we włosy.
Zadowolona zaciągam się zapachem jego drogich perfum. Może i nie znam go długo, ale naprawdę stał się dla mnie bardzo ważny, zresztą oni wszyscy się stali dla mnie ważni.
Odsuwamy się od siebie, a obok nas nie wiadomo skąd pojawia się Kathe.
Znów patrzę na chłopaka i nie mogę uwierzyć w to, że naprawdę tu jest....
Nagle przechodzą mnie ciarki.
-Jesteś tu sam, prawda?
-Tak.
Ciężko mi się przyznać, ale zalewa mnie ulga. Nie mam pojęcia co mogło by się stać, gdyby przyjechał tu z Willem.
Uśmiecham się.
-Co ty tutaj tak w ogóle robisz?
-Jak to co? - Kathe prycha. - Przyjechał do mnie. To chyba oczywiste?
Staram się ukryć uśmiech.
-Czyli co? Jesteście parą?
-Co? - Kathe wydaje się zażenowana. Ona! Rozumiecie to?
-Nie. - Zaprzecza Erik.
-Okej...- Mówię z wyraźnym wahaniem. Chyba czegoś tu nie rozumiem.
-My się integrujemy. - Tłumaczy dziewczyna, a ja w końcu nie wytrzymuję i wybucham śmiechem.
Brakowało mi go.
Naprawdę.
***
Wieczorem znów udajemy się z dziewczynami na plażę, tyle tylko, że tym razem towarzyszy nam Erik.
Siedzimy na ciepłym pisaku i miło spędzamy czas opowiadając sobie różne historię, bądź śmiejemy z żartów blondyna.
Kłopoty wyczuwam dopiero wtedy, gdy na horyzoncie pojawia się Dylan.
-Cześć braciszku! - Szczebiota wesoło Kathe, a ja mam ochotę udławić się własną śliną.
-Cześć. - Chłopak wita się z każdym podając mu dłoń, a kiedy przychodzi kolej na mnie pochyla się i ustami muska mój policzek. Osłupiała zamieram, a on, jak gdyby, nigdy nic siada obok. Momentalnie wyczuwam na sobie czyjeś palące spojrzenie i jak się okazuję mam rację; Erik przygląda mi się z poważną miną. Przełykam ślinę. Okej... To w końcu przyjaciel Willa... Wzruszam ramionami, żeby pokazać mu, że to nic takiego.
-Gdzie masz Vanessę? - Pyta Molly, a chłopak zaczyna bawić się piaskiem.
-Pewnie się obraziła.
-Za co? - Jego siostra prycha głośno. - Ale sobie znalazłeś... Wygląda na zołzę.
Szatyn od razu podnosi głowę obrzucając ją spojrzeniem.
-Nie słyszeliście plotek?
-Jakich?
-O mnie i Rose? - Mówi szczerząc się w moją stronę, a ja krztuszę się po raz kolejny w jego towarzystwie piciem.
-C-co!?
-Jakich plotek? - Erik również ciekawy, kręci się niespokojnie.
-Ach no wiecie... - Dylan wywraca oczami. - Rose jest w ciąży i to ja jestem ojcem dziecka, a co najlepsze rzuciłem ją dla Vanessy, która o niczym nie miała pojęcia.
Mrugam i po prostu nie mogę w to uwierzyć.
-Słucham?
-Jesteś w ciąży?! - Erik dłużej nie wytrzymuje.
-Co? Nie! Zwariowałeś?
-Nawet jeśli by była, to co cię to interesuję? -Dylan wtrąca się unosząc brwi ku górze.
-Ona jest już zajęta! - Warczy blondyn, a ja nie jestem w stanie nic powiedzieć. Zajęta?
Szatyn przygląda mi się uważniej.
-Doprawdy? Myślę, że ona o tym nie wie...- Stwierdza w końcu. - Zresztą... Ty lepiej zajmij się moją siostrą.
-Dość! - Przerywam nim Erik mu się odszczeknie. -Wasza wymiana zdań jest bez sensu.
-Dokładnie. Erik? Za mną. - Mówi wkurzona Kathe i wstając rusza, nie oglądając się za siebie.
-Jeszcze z tobą nie skończyłem. - Rzuca blondyn i rusza za moją koleżanką.
Dylan prycha i leniwie rozkłada się na piasku.
Molly, która do tej pory nie zabrała głosu patrzy na mnie speszona.
-Kto gada takie bzdury? - Pytam ją.
-Zazdrosne laski... - Odpowiada natychmiast.
-Myślisz, że na Vanessę nie wymyślali? - Dorzuca chłopak.
Przyglądam się im.
-Zawsze tu tak jest?
Oboje kiwają głowami.
-Jeśli reprezentujesz dobry poziom... Nie możesz pozwolić sobie na błędy.
Wzdycham.
-Nie przejmuj się, nawet nie wiesz ile już słyszałem na swój temat plotek.
-A ja jestem kolejną.
Chłopak kiwa głową.
*****Erik*****
Dziewczyna patrzy na mnie, a jej mina nie wyraża nic dobrego. W końcu nie wytrzymuję.
-No powiedz coś.
-Przyjechałeś tu dla niej?
-Dla Rose? - Upewniam się.
-Tak.
-Kathe.. To nie tak...
-To jak? Kochasz ją?
-Czy kocham?
Kiwa głową.
Nie myślałem nad tym.
-Nie wiem, a da się pokochać kogoś, w tak krótkim czasie znajomości?
Bierze głęboki oddech.
-Czyli coś do niej czujesz...
-Tak, ale nie w taki sposób jak myślisz.
Mruży oczy.
-Robisz ze mnie idiotkę?
-Nie!
-W takim razie nic nie rozumiem.
Tym razem, to ja muszę wziąć głębszy oddech.
-Rose jest moją siostrą.
Blondynka mruga zaszokowana. Patrzy na mnie chwilę, po czym zaczyna się śmiać i to, aż tak bardzo, że po jej policzkach lecą łzy. Trwa to kilka minut,do póki nie zauważa mojej poważnej miny.
Natychmiast się uspokaja.
-Jaja sobie robisz?
Kręcę głową.
-Boże... Dlaczego mi nie powiedzieliście?!
-Bo... Rose jeszcze nic nie wie, a ja sam dowiedziałem się nie dawno.
Dziewczyna wygląda na naprawdę zaszokowaną.
-Co to znaczy?
-Okazało się, że mój ojciec, to też jej ojciec.
-Ale jak...
-Nie wiesz jak się robi dzieci? - Zaczyna mnie irytować.
-Wiem, tylko.... Matko! Przecież ty musisz jej, o tym powiedzieć!
-A myślisz, że co ja próbuję przez cały czas zrobić?
Wzrusza ramionami.
-Nie wiem. Po co w takim razie naskakujesz tak na Dylana?
-Bo Willowi na niej zależy.
-To dlaczego go tu nie ma? Ty jesteś, a on? Gdyby mu zależało, to on też by tu był.
-Kathe. - Ostrzegam ją.
-Taka prawda.
-Nic nie wiesz. - Warczę. - To nie jest takie proste.
Zapada cisza.
Patrzę wszędzie, tylko nie na nią, ale blondynka nie odpuszcza.
-Powiedz jej.
-Jak?
-I tak się kiedyś dowie, a tak chociaż nie będzie miała ci za złe, że jej nie powiedziałeś.
-Myślisz?
-Tak. - Odpowiada i bierze mnie za dłoń, a ja czuję, że własnie w tej chwili zyskała sobie mój szacunek i coś jeszcze, ale jak na razie nie potrafię jeszcze tego nazwać.
*****Li*****
-Erik wyjechał? -Pyta John, a mój brat kiwa posępnie głową.
-Kiedy?
-Wczoraj wieczorem.
-I tam też jest Rose?
Znów kiwa głową.
-Okej.
-No co się tak na mnie gapicie?
Wstrzymuję powietrze, to dla niego naprawdę delikatny temat, ale John ma chyba inne plany.
-Dlaczego nie pojechałeś tam z nim?
-A dlaczego miałbym jechać? To jej życie.
-Przecież ci na niej zależy. - Upiera się mimo, że szczypię go ostrzegawczo w ramię.
-John, dobrze wiesz o co mi chodzi.
Obaj mierzą się wzrokiem, a ja znów mam wrażenie, że o czymś mi nie mówią. Zupełnie, tak jak wtedy, gdy rozmawiał z Erikiem.
-Wiem, ale to nie zmienia faktu, że powinieneś o nią walczyć.
-Co ty pieprzysz?
-Taka jest prawda Will.
Przygryzam wargę.
-Hej, chłopaki! Spokojnie.
Will daję krok w stronę mojego chłopaka.
-Od kiedy ty się kurwa zrobiłeś taki romantyczny, co?
-Od kiedy się zakochałem! - Mówi, a ja zamieram.
Na litość!
Co on wyprawia?!
Will wybucha śmiechem.
-A niby w kim ty się tak zakochałeś, co?
Wciągam powietrze i nie jestem w stanie się poruszyć.
-Wiesz co Will? Jesteś tak zapatrzony w swoje problemy, że nawet nie widzisz oczywistych rzeczy, że ja i .... - W tym momencie otrząsam się, jakby rażona prądem i rzucam na Johna, zakrywając mu dłonią usta.
Chłopak urywa, ale jest już za późno.
-Pieprzysz się z moją siostrą!? - Wybucha mój brat, a mnie aż przechodzą ciarki na dźwięk jego głosu.
*****Rose*****
Zauważam, że Kathe wraca z Erikiem, więc bez słowa podnoszę się z pisaku i ruszam w ich stronę mijając bawiących się ludzi. Dziewczyna patrzy na mnie dziwnym, zamyślonym wzrokiem.
O czym rozmawiali?
Blondynka, jakby czytając w myślach odzywa się pierwsza.
-Chyba musicie porozmawiać.
-Kto?
-Ty i Erik.
-O czym niby mamy rozmawiać? -Zaczynam się denerwować.
-To raczej delikatny temat... - Mówi Kathe.
-Rose... - Widzę wahanie w oczach Erika i robi mi się słabo.
-O Boże, coś z Willem, tak?!
-Nie, nie!
Zalewa mnie taka ulga, że aż muszę ukucnąć.
Spoglądam na nich.
Chłopak wpatruję się w ziemię, a dziewczyna w niego.
Marszczę brwi.
-Kathe jest w ciąży?
-Co?! - Pyta Erik z niedowierzaniem. -Zwariowałaś Rose? Nikt nie jest w ciąży!
-Jeszcze nie dalej jak pięć minut temu sam mi, to zarzucałeś. -Przypominam.
-Ale, to było....
-Przestańcie! -Przerywa mu blondynka, a ja się prostuję.
-To o co chodzi?
-Może wy się przejdźcie, a ja powstrzymam Dylana, nim wam przerwie. - Proponuje i biegiem idzie w stronę już ruszającego do nas Dylana.
Patrzę zdezorientowana na Erika.
-Jeśli chcesz robić draki za jej brata, to uprzedzam cię...
-Nie.
-Nie?
-Nie.
Mrugam.
-To za Willa?
-To wasze sprawy, chociaż nie uważam, żeby ucieczka była dobrym rozwiązaniem...
Zgrzytam zębami.
Jak bym o tym nie wiedziała!
-To o co ci chodzi? - Pytam, a on nie patrząc na mnie rusza przed siebie, więc zaciekawiona udaję się za nim.
-O twoją mamę.
-O mamę? - Teraz to już nic nie rozumiem.
-I o jej dziecko.
Zatrzymuję się.
Robi mi się duszno.
Matko Przenajświętsza!
-Erik! Jak śmiałeś!? - Drę się, a chłopak i nie tylko on, ale i mijający nas ludzie; patrzą na mnie jak na wariatkę.
-Dasz mi skończyć? - Burczy.
-Zrobiłeś jej dziecko!?
-Nie ja! - Krzyczy.
Mrużę oczy, wydaje się mówić prawdę. Przyglądam mu się chwilę, a potem mnie olśniewa.
-Ale wiesz kto. - Mówię śmiało.
-Wiem.
-Kto to jest?
(Hahah, tu miałam ochotę napisać; Will 😂😂).
-Mój ojciec. - Odpowiada, a ja czuje, że zaraz osunie mi się ziemia.
-Skąd to wiesz? - Pytam słabo czując zawroty głowy.
-Bo....- Chłopak bierze głęboki wdech. - Bo, to też twój ojciec.
-Aha. - Jestem w stanie powiedzieć tylko tyle, ponieważ zalewa mnie ciemność.

_______
Uhuhuhu!
To znowu ja!
Tęskniliście kochani 😍?
Mam nadzieję, że tak! ;))
Uh, ale mnie bolą od pisania palce! 😱😱
Was też tak bolą? 😂
Okej. Teraz bez żartów. Co myślicie o rozdziale?
Starałam się jak mogłam 💋.
Co zrobi Will?
Co czuję Rose?
I czy połączy ją coś z Dylanem?
Polubiliście Kathe? ;**
Pozdrawiam, miłego wieczoru i do nextu❤.

(W Trakcie Korekty) Naucz Mnie Kochać (NMD II) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz