Raz czuję, że jest dobrze, ale za minutę czuję, że umieram z powrotem.
~Stefano.*****Erik*****
Kończę piwo i odstawiam puszkę. Od kilku minut obserwuję, jak Rose bawi się z bratem Kathe. Dziewczyna wygląda na naprawdę zadowoloną. Patrzę na chłopaka. On też wygląda na dość szczęśliwego. Dosłownie pożera ją wzrokiem. Mam ochotę wybić mu wszystkie zęby, a jedyne co mnie powstrzymuje, to roześmiana buzia mojej siostry. Zaciskam dłonie w pięści. Jego uśmieszek starłbym raz dwa. Sięgam do kieszeni spodenek i nie wiele myśląc wyciągam telefon, po czym wybieram numer Li.
-Halo? Erik?
-Tak. - Chyba odrobinę bełkoczę.
-Piłeś?
-To nie istotne.
-Okej... Co tam słychać?
-Twój brat jest idiotą.
-Wiem, ale możesz jaśniej?
-Jakiś porąbany bad boy sprząta mu z przed nosa dziewczynę, a on co?
W słuchawce zapada cisza.
-Jesteś?
-Jak to sprząta? - Piszczy w słuchawkę. - Mówisz o Rose?
Wywracam oczami. No przecież nie o sobie!
-Normalnie kurwa Li, normalnie. Tańczy z nią, żartuje, rozbawia, a jeszcze wcześniej grał i śpiewał na gitarze jakieś płaczki.
-Ale przecież ona kocha....
Przerywam jej chamsko.
-Kocha, ale Will nic z tym nie robi, a ten tu z pewnością do niej zarywa i powiem Ci, że skurwiel jest naprawdę dobry.
-Mój brat to idiota.
Wywracam oczami.
-A co ja mówię?
Dziewczyna prycha.
-A co na to wszystko Rose?
Zaczyna mnie wkurzać.
-A myślisz, że ile minie nim się zauroczy, co?
Li wzdycha, a ja mam ochotę na nią wrzeszczeć. Mam ochotę krzyczeć na wszystkich.
-Nie mówię, że moja siostra jest łatwa, ale .... On jest taki jak ja, a sama dobrze wiesz, że tacy jak ja są piekielnie dobrymi w te klocki kutasami.
-Kurwa Erik. Zrób coś.
-Idź i mu przygadaj. Kogo posłucha jak nie ciebie?
-Jak ja mam to zrobić? - Jęczy w słuchawkę. -Dopiero co dowiedział się o mnie i Johnie.
Zamurowuje mnie.
Kurwa. Wiedziałem! Miałem rację. Nie wytrzymuję i wybucham śmiechem.
-Czego rżysz kretynie?
-Bo jak mówiłem debilowi, że jest coś na rzeczy, to nie słuchał.
-Bardzo zabawne, Erik. Oni się prawie pozabijali.
-Szkoda, że mnie tam nie było, pomógłbym Willowi.
-Erik!
-No co? Nawet ja bym cie nie tknął. Nie, że mi się nie podobasz, bo podobasz. Jesteś bardzo seksowna, ale....
Słyszę trzask w słuchawce.
-Halo? Li?
Cisza.
Rozłączyła się.
Kręcę rozbawiony głową i już chcę zadzwonić jeszcze raz, ale w tej chwili czuję na ramionach czyjeś dłonie. Chowam, więc telefon i się obracam.
-Cześć przystojniaku. - Mówi Kathe i całuje mnie w usta. Oddaję, więc pocałunek, a mój duży przyjaciel, jak zawsze niezawodny staje jak na zawołanie.
Kiedy ona przestanie mnie tak podniecać? Zachowuję się przez nią jak jakiś trzynastolatek. Może powinienem zaproponować jej seks w wodzie? To by było coś. Jest ciemno, dookoła ludzie.... A my w wodzie.... Odrywam się od dziewczyny i podekscytowany patrzę prosto w jej oczy, zastanawiając się czy na to pójdzie.
Uśmiecha się i ku mojemu zdziwieniu rumieni.
Unoszę brwi ku górze.
-Myślisz o tym samym co ja? - Pyta dziewczyna, a ja czuję, że zaraz eksploduję.
*****Rose*****
-Gdzie idziemy? - Pytam marudząc. - Tak dobrze się tańczyło.
Dylan się śmieje, ale nie przestaje ciągnąć mnie za dłoń.
-Muszę odpocząć. - Mówi i posyła mi łobuzerski uśmiech.
Mijamy bawiących się na plaży ludzi, a większość dziewczyn rzuca mi nienawistne spojrzenia.
-Dylan...
-Nie jesteśmy na ty kochanie.
Nie mogę się powstrzymać i wywracam oczami.
-Myślisz, że powinnam martwić się o swoje życie?
-Co? - Ogląda się na mnie zaskoczony. - Czemu?
-Rozejrzyj się dookoła.
Chłopak mruga, a potem wyraźnie widać po jego twarzy, że dociera do niego o co mi chodzi. Nie jest jednak tym przejęty, bo uśmiecha się rozbawiony. Co uspokaja mnie trochę.
-Zawsze mogę zamknąć cie w moim domu, gdzie nie sięgną ich macki.
-Ale mi rozwiązanie.
-Jak dla mnie idealne.
Chłopak prowadzi mnie na molo, po czym ruszamy nim, aż do samego końca, gdzie puszcza moją dłoń. Wyprzedza mnie i stając przede mną z rozłożonymi rękami, okręca się dookoła własnej osi.
-Widzisz to wszystko, Rosi? Czy to nie jest raj?
Rozglądam się i po prostu zapiera mi dech w piersiach. Przed nami rozciągają się wody Miami, łącząc z nocnym niebem usianym milionem gwiazd. Wymijam chłopaka i ostrożnie podchodzę do barierki.
-Tak. - Zgadzam się z nim. - To jest raj.
Czuję jak chłopak staje za mną.
-Więc zostań tu. - Szepcze mi do ucha, odgarniając włosy.
Przechodzi mnie dreszcz, ale nie jest tak silny, jak te które od zawsze powodował u mnie William.
- Na stałe?
-Tak. Czuję, że razem moglibyśmy wygrać życie, Rosi.
Przed oczami mam Willa, mam szkołę, znajomych, przyjaciół...
-Nie proponujesz mi związku, prawda? - Zgaduję i obracam się w jego stronę.
-Nie. - Odpowiada. - Nie chcę cie ranić. Jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną, ale wszystko co mogę ci teraz zaproponować, zresztą jak każdej, to dobrą zabawę.
Milczę przyglądając się mu.
Uśmiecha się smutno.
-Nie jestem teraz gotowy na poważne związki, ale może kiedyś....
Kręcę głową, po czym zbliżam się do niego i unosząc na palcach całuję go w policzek. On natomiast łapie mnie zdecydowanie w pasie i przytula. Trawmy w uścisku dłuższą chwilę, a panująca cisza wcale nas nie krępuje. Dylan jednak decyduje się ją przerwać, szepcząc mi do ucha, coś co kompletnie mnie zaskakuje.
-Rosi, pójdź ze mną na bal maskowy.
Zamieram.
-Bal? - Pytam i odsuwam się od niego.
-Tak.
Przygryzam wargę.
-Nic mi o tym nie wiadomo.
-Odbywa się on co roku w największym hotelu. Jest to naprawdę ogromna impreza.
-Tu w Miami? - Upewniam się. - Masz na myśli hotel przy wybrzeżu?
-Dokładnie tak.
Przełykam ślinę. Może i jestem wariatką i sama do końca nie wiem czym się kieruję, ale tak, zgadzam się.
Dylan posyła mi pełen uznania uśmiech.
-Spodziewałem się, że mi odmówisz.
-Dlaczego?
-Przecież masz mnie za dupka.
-Może teraz troszkę mniej...
-Troszkę dużo mniej? - Pyta, a ja się uśmiecham.
-Troszkę mniej!
*****Li*****
-Chcesz mu to powiedzieć?
-Nie mam wyjścia.
-Li.... - John mówi coś jeszcze, ale wychodzę i już tego nie słyszę.
Mijam szybko pojedyncze pary drzwi, aż wreszcie, albo i nie wreszcie, staję przed pokojem mojego brata.
Będzie dobrze. Będzie dobrze.
Biorę głęboki wdech i bez pukania otwieram drzwi.
Momentalnie staję jak wryta. Nadia siedzi na łóżku mojego brata.
-Co ty tu robisz? - Pytam.
-Gdzie jest twój brat? - Odpowiada pytaniem na pytanie.
-Niech cie to nie interesuje. - Warczę.
-Zawsze byłaś taka pyskata.
-Słucham?
-Natasza mi o tobie opowiadała. Siostra Willa. Wszędzie za nim, chociaż nikt jej nie chce.
Prycham.
-Masz złe wiadomości. - Rzucam i wychodzę, zostawiając ją samą.
Zbiegam po schodach czując w oczach łzy, a przed oczami mam Willa i Natasze. To ona, to wszystko jej wina. Przez nią Will się zmienił i już nie miał dla mnie czasu.
Pokonuję ostatni schodek i udaję się do magazynu.
Tak jak się tego spodziewałam mój brat wyżywa się na workach.
-Co tu robisz Li? - Pyta, gdy podchodzę bliżej.
-Muszę ci coś powiedzieć.
-Jeśli, to nic ważnego to możesz poczekać.
Olewam go.
To jest ważne.
-Rose kogoś poznała. - Wyrzucam z siebie nim się rozmyślę.
Chłopak sztywnieje, a worek uderza w jego ciało.
-Chłopaka?
Kiwam głową i aż ściska mi się serce na dźwięk jego zbolałego głosu.
-Skąd wiesz?
-Erik dzwonił.
-Czemu nie do mnie?
-Ja nie...
Will mija mnie i podnosząc z ziemi swój telefon rusza przed siebie. Nie mam pojęcia do kogo dzwoni, ale po słowach 'jak daleko to zaszło' mogę domyślać się, że do Erika.
Przygnębiona siadam na materacu.
Może John miał rację?
Przecież, to tylko wakacje, wróci tu i będzie z daleka od tego chłopaka...
Will zamyka się w pokoju, w którym kiedyś spała Rose.
Siadam i czekam.
Kiedyś musi wyjść, prawda?
Przecież nic sobie nie zrobi.
Nie jest głupi.
Li. Przestań.
Twój brat nie jest, aż takim kretynem.
Biorę głęboki wdech i chowam głowę między kolana.
Tylko spokojnie.
Gadanie do siebie, to może być objaw choroby kochana.
Will to dorosły mężczyzna....
Ach! Pieprzyć to!
Zrywam się na równe nogi i ruszam w stronę pokoju, po czym wpadam do środka.
William stoi pod ścianą.
-Też muszę ci coś powiedzieć. - Odzywa się pierwszy.
Blednę.
-O czym?
-O naszych rodzicach. - Mówi, a ja zamieram i to dosłownie. On nigdy nie chce o nich rozmawiać. - Chyba lepiej jeśli usiądziesz.
*****Rose*****
Molly piszczy i przytula się do mnie.
-Gratuluję! - Drze się mi nad uchem.
Wywracam oczami.
-Czego? - Słyszę z progu pokoju głos Margaret.
-Dylan zaprosił ją na bal maskowy! - Krzyczy moja koleżanka.
Ciotka przybiera posępną minę, ale tylko na chwilę, po czym uśmiecha się szeroko.
-No proszę, Dylan Flint i moja siostrzenica.
-To nic takiego. - Bronię się.
-Nic? - Moja koleżanka wariuje. - Przecież to Dylan! Elita! On nie zaprasza byle kogo.
Patrzymy z ciotką na siebie rozbawione.
-Cóż... Twoja matka twierdziła, że jesteś aspołeczna. Widocznie nic nie wie o swoim dziecku.
Wzdycham.
Byłam aspołeczna naprawdę długi czas, a matka chyba nawet nie zauważyła zmiany. Jest mi przykro. Bardzo przykro, ponieważ teraz ma na głowie mojego ojca. Tatusia, który bez skrupułów nas porzucił...
Wkurzam się.
-Margaret? A mówiła ci, skoro już tak dużo gada, kim jest ojciec jej obecnego dziecka?
Ciotka zaskoczona kręci głową.
-Moim ojcem.
-Słucham? - Kobieta jest tak zszokowana, że chwieje się w tył.
-Ach, a mówiła ci, że ten człowiek ma syna? - Ciągnę bezlitośnie. - Poznałaś już Erika, prawda?
-Chłopaka od Kathe? - Pyta słabo.
-Tak, mojego przyrodniego brata.
Ciotka łapie się za framugę drzwi. Przygryzam wargę. Wygląda na wściekłą.
-Chłopak przyjechał tu powiedzieć mi o tym. - Dodaję ledwo hamując łzy.
Margaret patrzy na mnie.
-On ci to powiedział? To ona powinna to zrobić! Och! Zabiję te moją siostrę! - Krzyczy, po czym jak oparzona wybiega z pokoju.
Spoglądam na Molly.
-Aspołeczna?
-Długo by opowiadać.
Dziewczyna kiwa głową.
-W przyszłym tygodniu pojedziemy po stroje? - Pytam chcąc zmienić temat.
-Tak, musisz wyglądać olśniewająco. - Wybucha, a ja robię naburmuszoną minę.
W co ja się wpakowałam?
****Li*****
Przerażona patrzę na brata i czuję jak moje własne życie wypada mi z rąk i upadając na podłogę, tłucze się rozpadając na milion kawałków.
Wreszcie dowiedziałam się dlaczego od pewnego czasu, od śmierci Nataszy; urywają się rozmowy, gdy wchodzę do pokoju, zapada niezręczna cisza, gdy zadaję pytania, dlaczego Erik, John i Will szepczą i mówią do siebie szyframi.
Natasza była dziewczyną Willa i jak się okazało nie była po naszej stronie. Może nie od zawsze, ale wiele się zmieniło, gdy zostali parą. To właśnie wtedy została 'przeciągnięta' na ich stronę. Na stronę tych drugich. Kazano jej nas szpiegować, jednym słowem miała nas zdradzić. I zrobiła to, chociaż do samego końca twierdziła, że nie była z Willem, tylko dla tego. Twierdziła, że naprawdę go kochała, ale to nie jest teraz ważne. Kiedy wszystko się wydało, mój brat się załamał, czuł zdradzony, ale zakochany w niej próbował przemówić dziewczynie do rozumu. Ona jednak nic sobie z tego nie robiła, zaczęła namawiać go, żeby poszedł z nią, żeby przeszedł na stronę tych drugich, tak jak zrobili lata temu nasi rodzice, porzucając nas.
Oczywiście mój brat odmówił, a Natasza mimo jego ostrzeżeń wróciła do nich.
Wróciła, a oni ją zabili.
Wiedziałam, to wszystko od zawsze, ale nie miałam bladego pojęcia, aż do dziś; jak dużą rolę w tym wszystkim odgrywali nasi rodzice.
Że to oni, moja matka 'przeciągnęła' Nataszę, wiedząc, że ta jest z Willem. To ona kazała jej nas śledzić, to ona kazała spróbować przeciągnąć nas na ich stronę, że to ona pociągnęła za spust zabijając Nataszę.
Zamykam oczy.
Że to ona grozi Willowi.
Nie, to nie jest moja matka. Ja już nie mam rodziców.
Przechodzi mnie dreszcz, a przed oczami mam scenę z podziemnego parkingu, i to jak przerażona próbuję znaleźć Willa. Widzę moment, gdy już słyszę go za rogiem, ale ktoś zachodzi mnie od tyłu i już nic nie widzę poza ciemnością.
-Mogłeś mi to powiedzieć. - Otwieram oczy.
-Po co?
-Czemu John tego nie zrobił?
-Obiecał mi. Nie miej mu tego za złe. To moja wina.
Kiwam głową.
-Po co jej my, Will?
Wzrusza ramionami.
-Jesteśmy cholernie dobrzy w tym co robimy. Chcieliby nas tam, a mnie obwiniają, o to że nie mają żadnego.
Podchodzę do brata i przytulam się do niego, czując jak obejmuje mnie w pasie.
-Dziękuję ci.
-Za co?
-Za to, że mnie tak chronisz.
-No coś ty, jesteś moją siostrą Lili, zawsze będę cie chronił.
Uśmiecham się.
-Ale na Johna i tak na krzyczę.
-Chciałbym to zobaczyć.
Odrywamy się od siebie.
-Jak się czujesz?
-Ja? - Pyta zdziwiony.
-No wiesz... Rose i ...
-Mam ochotę tam pojechać, ale nie mogę. Jestem obserwowany. Eli ostatnio przechwyciła ich rozmowy, mają mnie sprawdzać.
Krzywię się.
-Nawet jeśli byś pojechał, to jak zaproponować jej związek po kryjomu? Beznadzieja.
-Nie chcę narażać jej związkiem Li. - Wybucha. - Chcę jej, po prostu wszystko wytłumaczyć. Uciekła i teraz ma mnie za....
Chłopakowi brakuje słów, a mnie jest go żal.
Szczęście bliskich ponad własne, właśnie taki jest Will.
Nagle wpadam na pewien plan.
-Ja pojadę, wezmę Johna i ...
-Nie ma mowy! - Przerywa mi. - Nigdzie z nim sama nie pojedziesz!___________
Tam taaaa daaam !
Okej.
Tylko mnie nie bijcie!
Kocham was ❤.
Jak myślicie kto pojedzie? Li czy Will?
Czy zdadzą przed balem, na którym jeszcze tak wiele może się zdarzyć między Rose, a Dylanem?
Bo przecież wcale nie jest powiedziane, że nasza kochana Rose nie zawrócić mu jeszcze bardziej w głowie!
Wszystko się okaże!
Do nextu ❤.
A tak na piątek ; niech moc będzie z wami xD - Lubię Gwiezdne Wojny lalalalalal 💋💕👌.
CZYTASZ
(W Trakcie Korekty) Naucz Mnie Kochać (NMD II) ✔
RomanceOpowieść przedstawia dalsze losy osiemnastoletniej Rosaliny Clarkson. Dziewczyna nie boi się już dotyku, ale nadal nie potrafi zapomnieć o Willu, przez co nie może związać się z nikim innym, a chętnych nie brakuje! Czy na jej drodze pojawi się osoba...