Rozdział 16

20.6K 1.3K 164
                                    

Okej. Dziś bez żartów, bo za dużo osób chce mnie zabić xD

Miłego czytania ;** !

_____________
Następnego dnia postanawiam nie ruszać się nigdzie, ale to nigdzie z domu, a o wczorajszym incydencie postanawiam zapomnieć i w ogóle o tym nie myśleć.
No okej, może to nie do końca takie łatwe, ale ....
Boże ja go naprawdę pocałowałam!
Czuję jak moje policzki zaczynają robić się czerwone ze wstydu.
Głupi alkohol!
Od dziś nie pije!
Gdybym nie była wstawiona, to na pewno i jestem w stu procentach pewna, nigdy w życiu nie pocałowałabym tego chama.
Wzdycham, ale na szczęście cały dzień idzie wszystko zgodnie z moim planem, a problem pojawia się dopiero wtedy, gdy Margaret informuje mnie, że wybiera się na kolację z Seanem.
Ciotka w ogóle nie zauważyła mojego złego nastroju, więc pokiwałam jej grzecznie głową i życzyłam udanej zabawy.
Jak tylko wychodzi zaczyna doskwierać mi samotność i to tak bardzo, że mam dosłownie ochotę krzyczeć.
Zerkam na telefon. Nie mogę zaprosić ani Molly, ani Kathe, ponieważ cały dzień wmawiałam im, że jestem chora.
Zgrzytam zębami, nie, nie wytrzymam tu dłużej!
Zrywam się z miejsca i biorąc w dłonie koc, postanawiam wyjść na plażę przed dom.
Zamykam, więc drzwi na klucz, a następnie udaje się w wybrane miejsce. Tu raczej nikt nie powinien mnie znaleźć. Zadowolona ze swojego pomysłu rozkładam pod balkonem mojego pokoju koc i upewniając się, że ani klucze, ani telefon nie wypadną mi z kieszeni, kładę się na plecach, a przed oczami mam niesamowity widok. Niebo, a na nim miliony gwiazd.
Może doszukam się jakieś spadającej?
Co prawda nie do końca wierzyłam, że moje życzenie się wtedy spełni, ale przecież spróbować nie zaszkodzi.
Durny Will...
Wszystkie moje myśli uciekają w jego stronę.
Czemu czuję wyrzuty sumienia?
To wszystko jego wina. Gdyby nie kochał Nataszy....
Nie!
Dość.
Nie mogę go obwiniać, ani oczekiwać, że nagle się zjawi.
Sama tu przyjechałam, mogłam zostać i walczyć, ale ja uciekłam.
Jestem tchórzem. Zwyczajnie bałam się walki o niego, tego że przegram, że wtedy zostanę na dnie.
Zamykam oczy, ale nagle słyszę coś za sobą, więc zrywam się do pozycji siedzącej rozglądając dookoła.
-Spokojnie, to tylko ja.
-Kathe? Co ty tu... - Urywam. No to po spokoju.
-Nic. Sprawdzam, tylko jak bardzo jest z tobą źle.
-Nie ma tragedii.
-Na zewnątrz może nie. - Mówi i siada, a ja się zastanawiam czy pije do mojej udawanej choroby.
Wzdycham.
-To moje sprawy, nie zawracaj sobie nimi głowy.
-Szczerze mówiąc nie zamierzałam, ale jakoś cie polubiłam i ... -Urywa. - A w ogóle pytał o ciebie Erik.
-Nie mówiłaś mu chyba, o... - Patrzę na nią przerażona.
-Nie. - Uśmiecha się, ale zaraz smutnieje. - Martwi się o ciebie.
-Zupełnie nie rozumiem czemu....
Kathe przygryza wargę.
-Chyba.. - Podejmuje niepewnie. - Jest za tobą.
Patrzę na nią i widzę jak próbuje ukryć swoje uczucia za maską obojętności i w jednej chwili spływa na mnie olśnienie.
-Zależy ci na nim?
Wywraca oczami.
-Może, ale czy to ma znaczenie?
-A nie ma? - Unoszę brwi ku górze.
-Jeśli mu nie zależy....
Zamykam oczy smutniejąc.
-A już myślałam, że tylko ja mam taką do dupy sytuację.
*****Erik*****
-Jadę. - Mówię i uderzam w twarz naszego rudego nieprzyjaciela.
-Gdzie? - Pyta Will i wyciera dłoń z krwi.
Ron cicho jęczy.
Uderzam po raz kolejny.
-Do Kathe.
Ciemnowłosy rzuca mi dziwne spojrzenie.
-Zależy ci na niej?
-Mam zamiar pilnować Rose, a że dziwnym zbiegiem okoliczności jest też tam Kathe.... No cóż, jest moim pretekstem.
Chłopak kiwa głową.
-Myślisz, że powinienem go zabić? - Wskazuje na rudego zmieniając temat.
Wzruszam ramionami.
-Dzięki niemu poznałeś Rose...
-Tak. - Wchodzi mi w słowo. - Masz rację, to kolejny powód do zabicia tego gnoja.
Wywracam oczami, miałem zupełnie co innego na myśli. Patrzę na Willa i jest mi go żal. Minęły już trzy tygodnie od wyjazdu Rose, a on dopiero drugi raz wyszedł z domu. I mogę się założyć, że gdyby nie złapanie Rona, nadal tkwiłby w domu, nic nie robiąc, pijąc i użalając się nad sobą.
Wzdycham i uderzam Rona tak, że traci przytomność.
-Jeden wróg mniej. Nie chcesz jechać ze mną? - Pytam, ale widząc jego minę zaraz tego żałuję.
Przeklinam się w duchu. Idiota ze mnie.
-Powodzenia Eriku. - Rzuca i wychodzi z sali.
Odchylam głowę w tył .
Znam go od zawsze, wiem że kocha te małą blondynkę. Wiem, że Natasza, to przeszłość, ale czemu się do tego nie przyzna?
Wróg wrogiem, ale to już paranoja...
Chociaż...
Czy gdybym wiedział, że chcą mnie zabić właśni rodzice, to czy też bym nie panikował?
Patrzę na nieprzytomnego Rona i prycham.
Też mi przyjaciel.
Byłem taki głupi.
Drzwi od sali się otwierają i do środka wchodzi Taylor.
Kiwam mu głową.
-Chyba powiedział już wszystko.
-To dobrze. - Mężczyzna się uśmiecha.
Wymijam go i wychodzę, ale nim jeszcze zamknę za sobą drzwi do moich uszu dociera pojedynczy strzał.
Tak.
Zdecydowanie przydadzą mi się wakacje, a Will... Poradzi sobie.
Wzdycham i dobrze zdaję sobie sprawę, że gdyby nie fakt, że Rose jest tam gdzie Kathe, to prawdopodobnie w ogóle bym nigdzie nie pojechał.
To moja siostra.
Chce jej o tym powiedzieć.
*****Li*****
-John cholera puszczaj!
-Co mam puszczać?
-Moją nogę.
-Przecież spadniesz!
-Puszczaj kretynie!
Chłopak wydyma usta i robi co mu karzę. Oczywiście tak jak podejrzewał ląduje twarzą, a później resztą ciała na ziemi.
-Nie da się z tobą spać. - Burczę.
-Ze mną?
-Tak z tobą. Kręcisz się jak byś miał owsiki.
-Ja się kręcę!? To ty całą noc wędrujesz po łóżku jak opętana.
-O wypraszam, to so....
Drzwi do mojego pokoju otwierają się gwałtownie.
-Jesteś Li? - Słyszę głos Willa.
-Nie zapalaj światła! - Krzyczę i biegnę w stronę chłopaka.
-Dlaczego? - Pyta i nim go powstrzymam w pokoju robi się jasno.
Przerażona obracam się w stronę łóżka, ale nikogo już na nim nie ma.
Mrugam.
-Halo! Tu ziemia. - Mówi mój brat, a do mnie dociera, że John leży pod łóżkiem.
-C-co? Mówiłeś coś?
-Czemu miałem nie zapalać światła?
-Bo...eee no mam taki bałagan.
-Zawsze masz.
-Chciałam posprzątać.
-Jest środek nocy Li.
-Nie mogę spać.
Mruży podejrzliwie oczy. Przełykam ślinę.
-Po co przyszedłeś?
-Nie widziałaś Johna?
Kręcę głową.
-Chciałem przekazać mu czego dowiedzieliśmy się od Rona.
-Czy on...
Chłopak kiwa głową.
Zamykam oczy.
Może i to świadczy, że jestem złym człowiekiem, ale czuję ulgę. Ron bez wahania zabiłby nas wszystkich.
-Po co chcesz mu to mówić teraz?
Można o tym porozmawiać rano. I czemu to mnie o niego pytasz?
-Bo ma pokój na wprost ciebie. Mogłaś go widzieć.
-Nic mi na ten temat nie wiadomo.
-Dobra...- Rozgląda się. - Idź spać.
-Dobrze tato.
-Mówię poważnie.
Wzdycham.
-Wiem.
-Gdybyś go przyuważyła daj znać.
-Jasne.
-Dobranoc. - Mówi i rozglądając się po raz ostatni wychodzi.
Od razu podbiegam do drzwi i najciszej jak mogę zamykam je na klucz.
Po czym obracam się w stronę łóżka i zauważam wychodzącego z pod spodu Johna.
-Mało brakło.
-On nas zabije.
-Mnie to mówisz? - Pyta. - Mnie na pewno, a ciebie może ułaskawi.
Chichoczę.
-No co?
-Nic.
-No powiedz.
-Ułaskawi? A co ty na audiencji u króla jesteś?
Chłopak się szczerzy.
-U królowej na pewno.
-Mówisz, że jestem królową?
-Tak.
-Jesteś okropny! - Mówię i popycham chłopaka.
Zdezorientowany opada na łóżko.
-Co? Dlaczego? Li!
-Nie jestem, aż tak stara! - Drę się i udając obrażoną otwieram zamek, po czym wychodzę głośno trzaskając drzwiami. Niech się trochę po martwi.

__________
Krótkie, ale chwilowo brak mi weny xd
To chyba wszystko przez tę burze i deszcz i wiatr i wgl co to za pogoda 😱😱😱.
Wybaczcie błędy ;**.
Ekhm!
Dziś chciałam znów podziękować 😀. Tym razem za to, że jesteście ze mną i moimi bohaterami.
Kocham was !
Do nextu ❤.

(W Trakcie Korekty) Naucz Mnie Kochać (NMD II) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz