Rozdział 22

21.2K 1.4K 356
                                    

*****Dylan*****
Widzę jak mój ojciec zatrzymuje samochód kawałek bliżej, niż dom ciotki Rose, więc również się zatrzymuję. Mężczyzna gasi silnik, ale nie wysiada. Wzdycham i wychodzę z samochodu, po czym udaje się do auta ojca. Otwieram drzwi, a on podskakuje.
-Dylan cholera!
-Jak ty się wyrażasz? - Karcę go.
-Podłapałem od ciebie.
Wsiadam do środka, po czym zamykam za sobą drzwi.
-O co chodzi z tą Margaret? Babcia ześwirowała całkowicie.
-Stara historia, byłem z nią zaręczony. Jeśli dobrze by poszło mógłbyś być jej synem.
Przełykam ślinę.
I kuzynem Rosi?
Ha ha.
Zabawne.
Chyba bym się pochlastał.
-Co się stało, że nie doszło do ślubu?
-A jak myślisz?
Kręcę głową.
-Odpuściłeś sobie taką kobietę?
-Nadal tak świetnie wygląda?
Prycham.
-Nie patrz tak na mnie. Byłem taki jak ty. Zawsze się buntowałem, a ten jeden jedyny raz posłuchałem mojej matki i żałuję do dziś.
Zapada cisza. Nie wiem co powiedzieć. Zaskoczył mnie. On i buntowanie się?
-To z Rosalin, to na poważnie?
-Tato, znam ją kilka tygodni.
-Przecież widzę jak się zachowujesz.
-Ona kocha innego. - Mówię. - Poza tym nie jestem teraz gotowy na związki.
-Poważnie?
Wzruszam ramionami.
-Chcę się wyszaleć.
-Jesteś pewny? Takich dziewczyn jak Margaret się nie wypuszcza, a jeśli ta Rosalin...
-Jestem pewny. - Wchodzę mu w słowo.
-Jesteś idiotą.
Śmieje się.
-Wiem, ale to moje wybory i błędy. Chcę się na nich uczyć sam.
Kiwa głową.
-Więc po co bierzesz ją na bal?
-Chcę by zapamiętała mnie do końca życia.
Uśmiecha się smutno.
-Ciekawe czy Margaret mnie pamięta.
-Babcia pamięta ją, aż za bardzo. A tak w ogóle, to wiesz jestem jej ulubieńcem.
-Naprawdę? - Zaskakuję go.
-Często wyciąga mnie z tarapatów. Śmieszne, zawsze myślałem, że to mój urok osobisty tak działa, ale teraz... Bo ja wiem? Może jej przypominam ciebie?
-Pamiętasz co ci mówiłem? Ta pewność siebie, albo zaprowadzi cię na szczyt, albo zgubi. Wracajmy do domu.
-Nie zapukasz?
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo jestem tchórzem. No już, zmykaj do samochodu.
Łapię za klamkę i wysiadam, ale nim zamknę za sobą pochylam się do przodu.
-Przynajmniej wiem, żeby nie słuchać babci w kwestiach sercowych. - Mówię i prostując się zerkam na dom Margaret. Na górze pali się światło, a w oknie widać Rose. Rolety są odsłonięte, więc bez problemu mogę się jej przyjrzeć. Przegląda się w lustrze rozczesując włosy.
-To ona? - Pyta ojciec.
-Ona. - Odpowiadam, po czym zamykam drzwi i ruszam do mojego samochodu.
*****Rose*****
Rozczesuję końcówki włosów patrząc w lustro i myśląc o Dylanie.
Naprawdę go polubiłam, ale to chyba nie to.
Nadal mam w głowie Willa.
Nadal to on jest moim centrum.
Jeszcze Li... Taka do niego podobna...
Wzdycham i zrezygnowana odkładam szczotkę.
Mam nadzieję, że Dylan trafi na odpowiednią dziewczynę, i że jej nie zrani.
Po ostatnich wydarzeniach wiem, że potrafi być naprawdę... Idealny.
Może gdybym nie znała Willa...
Nagle moja komórka zaczyna wibrować. Podchodzę do łóżka i zerkam na wyświetlacz. Moim oczom ukazuje się jedna nowa wiadomość od nieznanego numeru.
Zasłoń na noc rolety, kochanie ;**.
Uśmiecham się.
Dylan.
Zerkam w okno i odpisuję.
Lepiej nie, bo nie będziesz mógł się pogapić ;-) .
Rozbawiona gaszę światło i kładę się do łóżka.
***
Dwa dni później stoję przed lustrem w chabrowej sukni bez ramiączek, kończącej się przy samej ziemi, z przełożoną przez ramię czarną, małą torebeczką i w czarnych szpilkach. Oczywiście dwa dni ćwiczyłam w nich chodzenie. Ciotka wyperfumowała mnie i uczesała w wysokiego koka, upinając go, również chabrową spinką.
Na szyi mam złoty łańcuszek od Margaret, a w uszach małe diamenciki.
Kobieta stoi za mną ze łzami w oczach.
-To naprawdę twój pierwszy bal?
-Tak, ale nie płacz już, okej? Bo zaraz też się rozpłaczę, a makijaż który zrobiła mi Molly spłynie na ziemię.
-Nie przesadzaj. - Prycha. - Prawię w ogóle nie masz na sobie makijażu.
Śmieje się.
To fakt. Molly zna się na rzeczy. Zrobiła wszystko tak, że wyglądam całkowicie naturalnie.
-Pięknie ci w tej sukni.
Słyszę dzwonek do drzwi, więc biorę głęboki wdech i zakładam maskę.
-Pamiętaj, nie wolno ci jej zdjąć nawet na chwilę.
-Pamiętam, ale nie łapię po co mi w takim razie ten makijaż?
-Oczy i usta muszą się jakoś prezentować.
Ruszamy do drzwi.
Moja maska zakrywa mi górną część twarzy i pół policzków. Oczywiście ma otwory na oczy. Jest ona pod kolor sukni, w której tak na marginesie czuję się głupio. Nie sądziłam, że to powiem, ponieważ zawsze marzyłam o sukniach, ale tak. Czuję się głupkowato.
Wracając do maski. Ma złote wzory na około oczu i ....
Margaret otwiera drzwi, a ja podnoszę do góry głowę.
O mój Boże!
Czuję w brzuchu silny skurcz.
Stoi w nich...
O Boże...
Will?
Chłopak od razu kieruje swoje ciemne oczy na mnie, a ja zamieram wciągając z sykiem powietrze.
Ciotka patrzy, to na mnie, to na niego i chyba nie wie co zrobić.
Chrząka.
-Przepraszam, a Pan to kto?
-William. - Podaje jej dłoń. - Kolega Rosalin.
Na dźwięk wymawianego przez niego, mojego imienia cała drżę, a mój żołądek robi fikołka.
-Rosalin... Właśnie wychodzi.
-Widzę. - Odpowiada nie spuszczając ze mnie wzroku. - Wyglądasz naprawdę pięknie.
Nie jestem w stanie wydobyć z siebie słowa, a chwilę później pojawia się Dylan.
-Dobry wieczór. - Mówi niepewnie.
-Dylan. - Mówię cicho i ruszam do przodu.
Chłopak podaje mi dłoń patrząc na Willa, a ten w momencie, gdy go mijam łapię za mój nadgarstek.
Przechodzą mnie ciarki, a serce wali mi jak oszalałe i mam ochotę się rozpłakać.
-Rosalin...
-Williamie. - Jego imię wychodzi z moich ust. Patrzymy na siebie.
Boże, zapomniałam już jak piękne ma oczy.
Dylan mnie puszcza, po czym robi krok w stronę Willa i wymierza pięścią w jego twarz. Ciemnowłosy jest tak wytrącony z równowagi, że nie daje rady w porę zareagować, a pieść trafia go prosto w policzek, za który od razu się łapie.
-Dylan! Matko kochana! - Krzyczę, łapiąc jego rękę.
Wściekły Will patrzy na szatyna. Margaret wbiega między nich.
-Nawet cię człowieku nie znam. - Mówi oburzony. - Za co to?
-Teraz może zapamiętasz, żeby więcej nie ranić Rosi. - Warczy, po czym odwraca się do niego tyłem. - Czy nadal, po tym co zrobiłem chcesz iść ze mną na bal?
Przerażona patrzę na Willa.
-Chodź. - Mówi do niego moja ciotka. - Trzeba ci przyłożyć coś zimnego.
-Albo poprawić. - Mruczy Dylan, a moje serce zalewa dziwne uczucie. Obracam się i ruszam do samochodu chłopaka. Sama sobie otwierając i zamykając drzwi.
-Musiałaś? - Pyta Dylan siadając za kierownicą. Ruszamy. - Jesteś na mnie zła?
Uśmiecham się.
-Nie.
-Naprawdę? - Zaskakuję go.
-Sama miałam ochotę mu przywalić.
-Jeśli chcesz, to możemy wrócić. Przytrzymam go.
Śmieję się
-Myślę, że mu starczy.
Chłopak poważnieje.
-Przepraszam, nie chciałem żeby to wszystko się tak zaczęło.
-Nie masz za co.
Uśmiecham się szeroko i dokładnie zdaję sobie sprawę czemu. Will tu jest. Przyleciał mimo wszystko. Czuję w sercu radość, ale nie opuszcza mnie ból. Jeszcze mu nie wybaczyłam. Nadal czuję się krucha i nie wiem co dalej, ale dziś nie jest pora na myślenie o tym. Dziś nie mogę zawieść ciotki i Dylana.
-Wiem...- Odzywa się po chwili ciszy. - ....coś na temat mojego ojca i ...
-Margaret?
-Tak.
-Mi powiedziała Kathe.
-Co?
-No... jak byliśmy na zakupach.
-Skąd ona... Zresztą nie ważne. Ja dowiedziałem się dwa dni temu.
-Nie wiedziałeś?
-Nie.
Chłopak podjeżdża przed parking, pokazując strażnikowi jakąś kartkę. Ten natomiast kiwa głową i szybko udaje się by otworzyć szlaban.
Wjeżdżamy do środka.
-Czy...
-Czy... - Mówimy równo.
-Ty pierwsza.
Przygryzam wargę.
-Twój tata wie z kim idziesz?
-Wie.
-I..?
-Nie ma z tym problemu.
Kiwam głową.
-Teraz ty, o co chciałeś zapytać?
-Margaret coś mówiła?
-Nie chciała w ogóle na ten temat rozmawiać.
-Mój ojciec to idiota. - Mówi i parkuje. - Pozwól, że ja ci otworzę, okej?
-Jasne. - Zgadzam się nie chcąc urazić jego dumy, nie tutaj.
Chłopak wysiada, po czym okrążając samochód otwiera mi.
-Gdyby coś, to nie przejmuj się moją babcią. Ona dla nikogo nie jest miła.
Wysiadam.
-Dzięki za radę.
Ruszamy w stronę wejścia.
Słyszę muzykę, więc stresując się coraz bardziej, biorę głęboki wdech i daję sobie mentalnego kopa w tyłek na szczęście. Dylan ściska mi dłoń.
-Stresujesz się?
-Tak.
-Będzie tak jak na innych balach.
-To mój pierwszy. - Przyznaję, a on natychmiast patrzy na mnie, rzucając mi, z pod maski niedowierzające spojrzenie.
-Słucham?
-Pierwszy.
Przygląda mi się chwilę, a ja czuję, że maska zapewnia mi nieco komfortu. Czuję się w niej pewniej.
-W takim razie sprawię, że będzie to najlepszy bal w twoim życiu.
-To brzmi jakbyś chciał mnie po nim rozdziewiczyć.
Chłopak się śmieje.
-Teraz, skoro już to wiem, to zaczynam mieć na to ochotę. - Nachyla się do mojego ucha. - A tak w ogóle, to wyglądasz pięknie. Nie masz sobie równych Rosi.
-Nie widziałeś jeszcze innych. - Bąkam zawstydzona.
-Nie muszę ich widzieć, by to wiedzieć.
*****Will*****
-Auć! - Odsuwam głowę.
-To tylko lód! - Obrusza się kobieta.
-Nie zdaje sobie Pani sprawy jakie to zimne!
-Chcesz chodzić z obitą twarzą?
Wzdycham i ponownie daję sobie przyłożyć lód do policzka.
-Ma mocny sierpowy.
-Nie wątpię. To widać na oko.
-Czyli, to ten cały Dylan?
-Ma się rozumieć.
Uśmiecha się.
-Widzę, że wie Pani doskonale kim jestem.
-Chłopakiem, od którego uciekła Rosalin.
-Rose. - Mruczę.
-Słucham?
-Nie lubi, jak mówi się do niej pełnym imieniem.
-Naprawdę?
Kiwam głową.
-Ma swoje przeżycia.
-Nie zwróciła mi uwagi.
-I raczej tego nie zrobi. Jak ona się trzyma? - Pytam, a na samą myśl o tym, że teraz jest gdzieś z tym szatynem zalewa mnie złość.
-Chyba... Ciężko mi ją rozgryźć.
-Rozumiem co ma Pani na myśli.
-Ty nie miałeś z tym problemu.
Nie jest to pytanie, ale i tak odpowiadam.
-I tak, i nie. Wiele zaobserwowałem, ale sama też się przede mną otworzyła.
Zamykam oczy. Boże spraw żeby nadal mnie chciała. Czuję ogromny ból. To moja wina.
-A jesteś tu, bo...?
-Bo chcę jej wytłumaczyć, dlaczego to wszystko tak się potoczyło. Chociaż jak mniemam, moja siostra już to zrobiła i nic to nie dało.
Otwieram oczy.
Kobieta kręci głową.
-Twoja siostra to nie ty.
-Chyba już za późno. - Mówię słabo i sam nie rozpoznaję własnego głosu.
Czemu to tak boli?
Ból naprawdę jest niewyobrażalny.
Do tej pory nie był tak silny, ale teraz kiedy zrozumiałem, że może mieć ją ktoś inny....
-Śni o tobie. - Mówi nagle kobieta.
-Słucham?
-Nocami powtarza przez sen twoje imię. Prosi byś wrócił do niej. I nie słyszałam, by wymawiała imię Flinta chociaż raz.
Oczywiście dobrze wiedziałem kto to jest Flint. Sprawdziłem jego dane już dwa razy i nie powiem, by ucieszył mnie fakt, że to przyrodni brat Kathe.
Czuję się paskudnie, a ta bezsilność doprowadza mnie do szału.
Ona jest tam, teraz z nim.
Zaciskam dłonie w pięści.
-Dlaczego mi to Pani mówi?
-Bo sama byłam zbyt głupia i nie zawalczyłam o swoje szczęście.
Jej słowa odbijają się w mojej głowie jak echo.
Sama nie zawalczyła o swoje szczęście.
Czy ona daje mi zielone światełko?
Patrzę na kobietę i widząc jej smutną minę, zaczynam rozumieć dlaczego nie wyszła nigdy za mąż.
Miała pieniądze, była piękna i mądra, w końcu studia prawnicze nie są dla głupców. Zresztą czytałem kiedyś artykuł o jej pracy. Była najlepszym adwokatem, a na sali sądowej nie miała sobie równych.
Więc czemu taka kobieta była samotna?
Nie wyglądała na pracoholiczkę, a jedyny powód jaki przychodzi mi do głowy, to mężczyzna i niespełniona miłość.
Nie chcę skończyć jak ona. Samotny, kochając Rose do końca życia na odległość.
Przyglądać się jak ma ją ktoś inny.
Chcę z nią te życie przeżyć.
Nawet jeśli oznacza to, ciągłe ukrywanie się.
Przecież ją kocham.
Jak mogłem być takim głupcem?
Być może przez własną głupotę i chęć chronienia jej straciłem wszystko.
Tylko, co wtedy?
I wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? Że tak naprawdę do póki nie poznałem Rose, nie miałem pojęcia co znaczy, tak naprawdę kochać kogoś.
To ona mnie tego nauczyła.
To ona nauczyła mnie kochać.

________
Kolejny rozdział ❤.
Uuuu i to Dylan rzucił się na Willa, a nie na odwrót !
Uhuhuhu.
Dziękuję wam, że nadal jesteście ze mną i moimi bohaterami. Nie nudzimy się już wam?
Kto kocha Willa?
Kto woli Dylana?
Buziaki i do nextu! ❤

(W Trakcie Korekty) Naucz Mnie Kochać (NMD II) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz