Rozdział 23

21.7K 1.4K 199
                                    

Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko?

~A. Einstein.
_____________________
Bal przebiegał bez większych problemów. Przywitanie organizatorów z gośćmi, wypicie szampana wznosząc toast za bal, a potem zabawa i tańce.
Stres opuścił mnie natychmiast. Maska dostarczała mi wiele prywatności, a dzięki temu nikt nas nie zaczepiał, by pogadać z dobrze wszystkim znanym Dylanem.
Jego babka prosiła przez mikrofon, by wnuk podszedł, ale ten udał, że go tu nie ma.
-Chcę mieć spokój. - Wyszeptał mi do ucha, gdy rzuciłam mu pytające spojrzenie.
Patrząc na jego babkę, doskonale go rozumiałam. Kobieta stała wyprostowana jak struna, a sam jej chód, głos czy też strój mówił 'ja jestem ta ważna'. I bez wątpienia taka była.
Dylan skłonił mi się, po czym podając mi dłoń poprowadził do tańca, a chwilę później wirowaliśmy wśród innych gości.
Chłopak nie spuszczał ze mnie wzroku, a ja nie mogłam przestać się uśmiechać.
Na początku ludzie byli naprawdę sztywni, ale później rozdawany poncz zrobił swoje. Atmosfera się rozluźniła, a ludzie pozwalali sobie na śmiechy.
Dylan przyciągnął mnie do siebie tak, że wpadłam prosto w jego ramiona.
Nasze oczy się spotkały, a czas jakby zwolnił, chłopak okręcił mnie, a moja suknia zawirowała. Czułam się naprawdę wyjątkowa.
-Chciałbym być inny. - Powiedział nie przestając tańczyć. Jedną dłonią obejmował moje biodro, a drugą dłonią trzymał moją dłoń.
Ja natomiast swoją miałam położoną na jego ramieniu.
-Dlaczego?
-Może wtedy potrafiłbym stworzyć z tobą związek.
Czuję dziwny skurcz w brzuchu.
-Jedni są na to gotowi wcześniej, inni później Dylanie. Takie jest życie.
Chłopak się uśmiecha.
Jego maska jest bardzo podobna do mojej, tyle tylko, że ma czarny kolor.
-Nadal nie przeszliśmy na ty, kochanie.
-W takim razie jestem Rose. - Przedstawiam się, a chłopak mnie puszcza i całuje moją dłoń.
-Dylan. - Mówi, a wszystkie światła nagle gasną. Rozglądam się dookoła.
-No, to się nazywa siła przedstawiania.
-Na dźwięk mojego imienia, nawet światła gasną. - Chłopak żartuje, przyciągając mnie bliżej siebie. -Rose?
-Tak?
-Jak się czujesz?
-Magicznie. - Rzucam bez zastanowienia, co rozbawia chłopaka, a na mojej twarzy wykwita ogromny rumieniec. Dziękuję w myślach Bogu, że zgasły światła. Wolałabym żeby szatyn nie dostrzegł tego, z pod mojej maski. W końcu połowę policzków miałam odkrytą.
-Może to kiczowato zabrzmi, ale mówiłem ci już, że jesteś niesamowita?
-Nie.
-W takim razie... - Czuję jak obejmuje mnie w pasie. - Jesteś wspaniała Rosi.
-Mówiłam ci już, że zmieniłam zdanie? - Pytam szybko, by uniknąć pocałunku. Teraz kiedy Will tu jest, nie była bym w stanie tego zrobić.... Wszystkie moje uczucia do ciemnowłosego zaczynają wypływać na powierzchnię.
-Na jaki temat?
-Twój.
-Na jakie? - Słyszę powagę w jego głosie.
-Lubię cię Dylanie Flint. Dopiąłeś swego.
-Dopiąłem. - Zgadza się, po czym czuję jak rozgląda się dookoła. - To pewnie chwilowa usterka. - Dodaje, a parę sekund później rzeczywiście światła się zapalają. Uśmiechamy się do siebie.
-Przepraszamy za usterkę, a teraz odbijany! - Mówi babka Dylana.
Patrzę przerażona na chłopaka.
-Odbijany?
-Musisz zatańczyć jedną piosenkę z osobą obok. Uwaga, teraz cię puszczę, ale zaraz znów zatańczymy razem.
Kiwam głową, a on wypuszcza mnie z objęć i obejmuje w pasie dziewczynę obok siebie, która wydaje mi się znajoma. Próbuję się jej przyjrzeć, ale wtedy inna dłoń obejmuje moją sprawiając, że na całym moim ciele pojawiają się ciarki.
Od razu obracam głowę w stronę mojego nowego partnera i, chociaż przyciemniono światła do właśnie rozbrzmiewającej z głośników wolnej piosenki i nie mogę dostrzec koloru jego oczu, od raz rozpoznaję kim jest.
Wystarczyło, że jego palce musnęły moje, a już wiedziałam, że to on.
Chłopak przyciągnął mnie do siebie, kładąc sobie moje dłonie na szyi, a swoimi objął mnie w pasie.
Czuję jak przechodzą mnie kolejne dreszcze.
-Boisz się mnie? - Szepnął, patrząc prosto w moje oczy, a mnie owiał dobrze znany mi zapach chłopaka.
-Nie.
-Cała drżysz. - Zauważa przejeżdżając dłonią, po moim ramieniu.
-Jak się tu dostałeś?
Cicho się śmieje, a ja już rozumiem. Brak prądu- to jego sprawka. Kręcę głową i zaczynam się zastanawiać co jeszcze potrafi. Nigdy tak naprawdę nie myślałam, jaką wykonywał pracę dla swoich szefów. Bo przecież ktoś jest nad nim, prawda?
-Kim jest twoja partnerka?
-Margaret.
-Jeśli Dylan ją rozpozna...- Przełykam ślinę przerażona. - Wiele ryzykuje.
-Coś mi się zdaje, że każde z nas chciało się tu dziś znaleźć.
Przygryzam wargę, ale nic nie odpowiadam. Czuję taką falę ciepła i miłości, że mam ochotę płakać. On tu jest i naprawdę z nim tańczę. Chociaż gdzieś tam na niego polują.
-Nie mogę bez ciebie dłużej żyć. - Odzywa się smutnym głosem. - I jeśli zabiją ciebie, nigdy sobie tego nie wybaczę.
Światła gasną po raz drugi, a Will wykorzystując to całuje mnie w usta. Nie umiem nie zareagować; od razu przyciągam go do siebie odwzajemniając pocałunek. I w tej chwili czuję wreszcie, że żyję, ale zaraz on wyplątuje się z moich objąć, zapalają się światła, a jego już nie ma. Rozglądam się dookoła i widzę, jak Dylan puszcza Margaret ruszając w moją stronę. Jednak nim jeszcze zaczniemy tańczyć, zauważam jak ktoś łapię ciotkę za ramię i czuję silny skurcz w brzuchu. Przyglądam się im w napięciu, ale zaraz, kiedy wiedzę jak mężczyzna przyciąga ją do siebie, przeradza się ono w zdezorientowanie.
Kobieta obraca się do niego, po czym zaczynają tańczyć.
Rozglądam się po raz drugi, ale nigdzie nie widzę Willa.
-W porządku? - Dylan obejmuje mnie w pasie.
-Z kim tańczy twoja partnerka?- Pytam, a on ogląda się za siebie.
-Nie wiem czy rozpo... - Urywa. - Tata?
Słysząc to, wciągam głośno powietrze zastanawiając się czy Margaret będzie miała duże kłopoty. Czemu Will jej nie pomógł?
Patrzę jeszcze chwilę na nich, ale oboje zachowują się tak naturalnie, tańcząc z gracją, że nie wiedzieć skąd zalewa mnie ulga.
Czy Will miał na myśli właśnie taki powód?
Patrzę na Dylana. Uśmiecha się do mnie. Muszę skupić się na nim. To w końcu nie tylko mój bal. On też musi zapamiętać go do końca.
***
-Chłopcze. - Słyszę za sobą głos babki Dylana. -Tu jesteś.
Wzdycham równo z Dylanem, przez co uśmiechamy się do siebie. Chłopak przestaje tańczyć, ale za to obejmuje mnie w tali, spoglądając na swoją babcię.
-Dobry wieczór. - Odzywamy się równo, co znów powoduję uśmiechy na naszych twarzach. Jego babka gromi nas wzrokiem.
-Dobry wieczór.
-Babciu, to jest Rosi. - Przedstawia mnie.
-Miło mi. - Mówię i mam ochotę przed nią dygnąć.
-Czy miło, to się dopiero okaże.
-Musisz?
-Twoje pełne imię, to Rosalin. - Zaczyna, kompletnie olewając wnuka. - A nazwisko?
-Rosalin Clarkson.
-Nosisz nazwisko swojej matki?
-Tak, proszę Pani.
-Czyżby nie znała twojego ojca? Zawsze była znana ze swoich krnąbrnych zachowań.
Chce mi się śmiać.
Krnąbrnych?
Co to w ogóle za słowo?
-Nie proszę Pani, wolała bym została przy nazwisku rodowym jej rodziny.
-Jesteś jedynaczką?
-Nie. Mama spodziewa się dziecka i mam jeszcze starszego brata.
Dylan uśmiecha się złośliwie.
-Brat Rosi przyszedł na bal z moją siostrą. - Mówi, a jego babka mało co się nie krztusi.
-Matko kochana! Wiedziałam, że jeszcze z wami będą kłopoty.
-Dość. Ani ja, ani Rosi, nie będziemy tego słuchać.
-Dylanie...
-Nie. - Odpowiada stanowczo, po czym odciąga mnie na bok, przepraszając.
-Musieliśmy jej nie źle zajść za skórę.
-Na to wygląda. Spróbuję dowiedzieć się czegoś więcej, ale teraz zajmijmy się sobą. Przepraszam cie za nią.
-Nie musisz. - Obejmuję go za szyję. - Pokażmy jej, że nie popsuje nam tego wieczoru.
-Chłopak nachyla się i całuje mój policzek.
-To mi się podoba kochanie.
*****Margaret*****
Kiedy otwierałam jasną, kremową kopertę czułam, że mój brzuch przechodzi rewolucję. Drżącą dłonią wyjęłam biały papier, dokładnie taki sam jaki dostałam lata temu, a moim oczom ukazała się identyczna złota, pochyła czcionka.
Serce waliło mi jak szalone. Nie musiałam czytać, by wiedzieć co zostało napisane.
To było zaproszenie, a pod spodem, został zapisany odręcznym pismem, krótki dopisek.
Chciałbym przeżyć, to z Tobą.
Greg.
Zamknęłam oczy i długo płakałam. Do balu został jeden dzień, ale ja miałam wszystko gotowe. Moja suknia i maska nadal wisiały w szafie. Wiedziałam, że się w nią zmieszczę.
Jeśli chodzi o bal... Nie byłam do końca tego pewna, póki nie zobaczyłam tego chłopaka, Willa karzącego się za swoją głupotę. To wtedy zrozumiałam, że jeśli nie pójdę również będę siedziała tak, jak on i żałowała swoich wyborów.
Cholernie się bałam.
A teraz tańczę w ramionach mężczyzny, którego tak bardzo kochałam i przeżywam, to co lata temu zostało mi odebrane.
-Pamiętasz, jak musiałem o ciebie zabiegać? - Pyta nie przestając tańczyć. Zawsze był z niego świetny tancerz.
-Pamiętam, miałam cię za strasznego zarozumialca.
Kręci rozbawiony głową.
-Kto by pomyślał, że mój syn znajdzie się w tak podobnej sytuacji, i to z twoją siostrzenicą.
-Masz rację. Kiedy zobaczyłam jak się sobie odgryzają, doznałam szoku. Zupełnie jakbyś, to był ty. Wszystko do mnie wróciło.
-On był, chociaż na tyle mądry, że zabrał ją na bal. Ja nie miałem tyle odwagi.
-Masz na myśli swoją matkę?
-Wpadła w szał na wieść, że to twoja siostrzenica.
Uśmiecham się.
-Dylan, to dobry chłopak, ale wydaje mi się, że Rosalin już znalazła swoją połówkę.
Mężczyzna rozgląda się dookoła.
-Ulotnijmy się stąd. - Mówi, a ja czuję te przysłowiowe motyle w brzuchu i pozawalam poprowadzić się mu przez tłum.
*****Rose*****
Siadamy na werandzie domu ciotki i oboje patrzymy się, jak w oddali robi się widno.
Dylan trzyma mnie za dłoń.
Panuje zupełna cisza, ale to nic.
Obojgu jest nam, to na rękę.
Oboje rozmyślamy nad tym co dziś przeżyliśmy.
Oboje chcielibyśmy, żeby trwało to jeszcze dłużej.
Spoglądam na chłopaka.
-Dziękuję Dylanie.
-Za co dokładnie?
-Za bal, było naprawdę...- Szukam odpowiedniego słowa. - Idealnie.
Uśmiecha się do mnie.
-Tak masz rację, nigdy tego nie zapomnę.
-Chodź. - Mówię, wstając i podaję mu dłoń. Chłopak od razu przyjmuje ją bez wahania, po czym razem udajemy się do pustego domu ciotki.
***
Następnego dnia budzę się dopiero późnym popołudniem. Przeciągam się nie otwierając oczu i zastanawiając, co by tu zjeść na obiado-śniadanie.
Nagle czuję na swoim policzku ciepłą, szorstką dłoń.
Przechodzi mnie dreszcz, więc otwieram oczy.
Obok mnie siedzi Will.
Siadam zdezorientowana czując skurcz w brzuchu.
Patrzymy na siebie w milczeniu.
Chłonę jego widok, a on mój.
Jego włosy, znów przycięte na krótko, jego ciemne oczy, jego kości policzkowe, pełne usta.
Moje serce przyśpiesza.
Jest taki piękny.
Zawsze był.
Jak te anioły malowane na obrazach. Dla mnie zawsze będzie idealny.
-Bal się udał? - Pyta.
-Tak. Margaret cię wpuściła? - Pytam, ale zaraz znów wzrokiem uciekam w stronę jego ust. Jakoś nie potrafię się skupić.
-Nie ma jej i chyba nie wróciła jeszcze od wczoraj.
Marszczę brwi.
Nie wróciła?
To naprawdę dziwne.
Może powinnam do niej zadzwonić?
-Rose?
Chłopak patrzy na mnie, a ja dopiero teraz zauważam jak bardzo jest smutny. Mam chęć go przytulić.
-Widziałem Dylana, jak wychodził dziś rano. - Mówi, a do mnie dociera, jak to mogło wyglądać.
Byliśmy razem na balu, potem on mnie przywiózł i został na noc.
Przełykam ślinę. Każdy pomyślałby jedno.
-Och, no tak. - Mówię patrząc mu prosto w oczy. - Został, żeby babcia nie suszyła mu głowy. Spał w salonie.
Patrzy na mnie, więc doskonale widzę moment, kiedy zalewa go ulga.
Ma takie ciemne oczy....
Czuję, jak cały mój świat wywraca się do góry nogami.
On zaś przykłada sobie dłoń do czoła i odchyla głowę w tył.
Wstaje, kładąc sobie dłonie na biodrach, po czym zaczyna krążyć po pokoju, od czasu do czasu przykładając bokiem do czoła pięść, jakby się nad czymś zastanawiał.
Ja natomiast, patrzę na niego i zastanawiam się chwilę w jakich włosach mu lepiej, ale tak szczerze nie potrafię się zdecydować.
-Musimy porozmawiać. - Odzywa się w końcu, a ja spuszczam wzrok i zaczynam interesować się pościelą. Jest taka....
Chłopak siada obok mnie, trzymając chwilę obie dłonie z tyłu na głowie, ale zaraz widzę kątem oka, jak przejeżdża nimi po twarzy.
-Naprawdę musimy porozmawiać. - Powtarza się, więc podnoszę do góry głowę, czując ogromny skurcz w brzuchu.
-Masz rację Williamie, musimy. - Odpowiadam, a nasze oczy spotykają się ze sobą.

___________
Obiecałam dziś i jest dziś ❤.
Rozdział średni xd już wcześniej jak go pisałam taki mi się wydawał, ale nie moge jakoś go przerobić , nie mam pomysłu 😱
Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze. 💜💚❤
Gdy zaczynałam, to pisać naprawdę nie spodziewałam się tak ogromnej ilości osób, które będę to czytać.
Dzięki wam... Zaczynam poznawać siebie.
Zaczynam czuć się pewniej.
Miłego czytania.
I...
Do nextu 💕❤.

(W Trakcie Korekty) Naucz Mnie Kochać (NMD II) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz