Holly Minight
Rodzice wybrali się na kolację do restauracji, a ja wykończona położyłam się do łóżka. Leżałam chwilę, a mój telefon zaczął dzwonić.
ROZMOWA:
- Halo?
- Dzień dobry czy rozmawiam z panią Holly Minight?
- Tak.
- Dzwonię ze szpitala, pani rodzice mieli bardzo poważny wypadek. Proszę przyjechać. – zatkało mnie.
Na dworze panowała straszna ulewa. Zobaczyłam, że światło zmienia się czerwone, więc przycisnęłam pedał gazu i przejechałam przez ulicę. Gnałam coraz szybciej i szybciej. Chciałam po prostu znaleźć się obok mamy i taty. Wybrałam do Will'a i powiadomiłam go o wszystkim. Powiedział, że przyjedzie najszybciej jak będzie mógł. Wbiegłam do szpitala i skierowałam się do recepcji.
- Dobry wieczór, przywieziono tu moich rodziców.
- Nazwisko.
- Minight.
- Twój tata jest na operacji, a mamę przygotowują do operacji. – zakręciło mi się w głowie, odchyliłam się do tyłu, a ona podbiegła do mnie i pomogła usiąść. – Bardzo mi przykro. Bądź dobrej myśli.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer mojego narzeczonego.
ROZMOWA:
- Jace.... mógłbyś przyjechać... do szpitala. – płakałam.
- Boże Holly, co się stało! – usłyszałam przerażony głos Jace'a po drugiej stronie.
- Moi rodzice... oni... mieli wypadek. Proszę, przyjedź.
- Tak kochanie już jadę.
Po dziesięciu minutach pojawił się w szpitalu. Kiedy tylko mnie zobaczył podbiegł do mnie i mocno przytulił.
Czekaliśmy całą noc na jakąkolwiek wiadomość o stanie naszych rodziców, Will przyjechał jakieś pięć godzin po tym jak do niego zadzwoniłam. W pewnym momencie z sali operacyjnej wyszedł lekarz.
- Co z mamą i tatą?- zapytałam.
- Państwo są?
- Jesteśmy ich dziećmi, a to mój narzeczony.
- Aha, więc pani Minight jest w stanie ciężkim, ale za kilka dni powinna dojść do siebie.
- A co z tatą?
- ... Bardzo mi przykro, ale... podczas operacji wystąpiły komplikacje.
- Ale on żyje, tak? – oznajmił Will.
- Przykro mi, ale nie. Pan Minight nie żyje. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale obrażenia były zbyt rozległe.
- To jakiś żart, tak? On już leży na sali i jest z nim wszystko okay.
- Nie, bardzo mi przykro, ale on nie żyje.
- To nie jest prawda! – krzyknęłam i wybiegłam ze szpitala z płaczem. Wsiadłam do ukochanego samochodu taty i jeszcze raz odetchnęłam jego perfumami. Włączyłam silnik i ruszyłam ze szpitalnego parkingu z piskiem opon.
Zatrzymałam się przed domem. Wbiegłam do niego i poszłam do ich sypialni. Zgarnęłam w dłonie ich wspólne zdjęcie i przytuliłam do siebie.
- To wszystko moja wina. Przepraszam was... bardzo was przepraszam. Po jaką cholerę kazałam jechać wam na tą kolację. Po jaką cholerę! – upadłam na kolana, wybiegłam z sypialni. Weszłam do swojego pokoju i zaczęłam zrzucać wszystko z szafek. Z szafy powyrzucała wszystkie ubrania. Zaczęłam uderzać pięściami i nogami we wszystko co znalazło mi się pod ręką. Ktoś złapał mnie z tyłu i przytrzymał. Obrócił w swoją stronę i otarł z twarzy łzy. – Jace, to wszystko moja wina.
- Nie to nie jest twoja wina.
***
Mama obudziła się na drugi dzień, była tak samo wstrząśnięta co ja. Wypuścili ją ze szpitala i jakoś próbowała stanąć na nogi po śmierci ojca, ale nie dawała rady.
Dziś miał odbyć się pogrzeb. Znaleziono winnego, wjechał w nich, bo był pod wpływem alkoholu.
Założyłam czarną długą suknię, włosy rozpuściłam i założyłam sandały. Odebrałam bukiet anemonów od mojego narzeczonego i pojechaliśmy pożegnać mojego tatę.
Staliśmy na cmentarzu, ja wtulona w mamę i Will'a. Próbowałam nie płakać, ale nie mogłam opanować emocji.
- Holly, chcesz coś powiedzieć tacie.. – słowa skierował do mnie ksiądz.
- Dziękuję, proszę księdza. Ja... Chciałam powiedzieć, że tata był... najlepszym ojcem jakiego mogłam mieć i jestem bardzo z niego dumna. – płakałam jeszcze mocniej. – Zawsze mnie wspierał, pomagał mi i ochrzaniał za drobnostki, ale dzięki niemu i mamie jestem taka jaka jestem. – klęknęłam przed trumną i szepnęłam: - Dziękuję... i przepraszam cię, tato. Bardzo cię kocham. – trumna z moim tatą była spuszczana w dół, a ja wstałam rzuciłam kwiaty, garść ziemi i powiedziałam: - Nigdy o tobie nie zapomnę, tato. Żegnaj.
***
Niedługo potem Jace wyjeżdżał do Walii.
- Kochanie, a może ja tu jednak z tobą zostanę, co?
- Nie, dam sobie radę. – zaparkowałam na parkingu i wysiedliśmy z auta.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Ale na pewno dasz sobie radę?
- Tak... Jace, bo... jak wyjedziesz to chcę , żebyś był szczęśliwy i w ogóle. Cholera, tyle razy układałam te rozmowę, ale i tak wyszłam źle. Rozstańmy się.
- Słucham?
- To nie będzie miało sensu. Ty tam ja tu. Przyjedziesz za trzy lata... może się spotkamy, jeśli nie to znaczy, że nie byliśmy sobie pisani i tyle.
- Na pewno tego chcesz?
- Nie, ale nie mamy innego wyboru. – zdjęłam pierścionek z palca i położyłam na jego dłoni.
- Obiecaj mi, że zdejmiesz go dopiero wtedy kiedy przestaniesz mnie kochać, dobrze? – włożył go z powrotem na palec. – Zawsze będę cię kochać Holly. Zawsze, rozumiesz? Nie zależnie od tego ile kilometrów będzie nas dzielić czy kto będzie nas dzielić... Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham Jace.
- Obiecuję, że wrócę. A jeśli jakiś dupek mi cię zabierze to obiecuję, że osobiście skopię mu tyłek. – spojrzałam w oczy mojego narzeczonego i ujrzałam w nich łzy, jedna spłynęła mu po policzku, oparłam ją kciukiem i namiętnie pocałowałam.
- Będę szczęśliwa jeśli ułożysz sobie życie z inną kobietą. – odpięłam z naszyjnika, którego dostałam od bruneta połowę serce i dałam mu je. – Ja będę mieć drugą część. Idź, bo samolot ci odleci.
- Ale ja nie chcę iść.
- Musisz, pa. – pocałowałam go i lekko klepiąc w tyłek.
- Opiekuj się naszym szczeniaczkiem. Do zobaczenia.
Jace dał mi swojego pieska, ponieważ nie mógł trzymać zwierząt w akademiku.
I poszedł. Kiedy wróciłam do domu mama siedziała w salonie i płakała.
- Mamo... - przytuliłam ją do siebie.
- Kochanie zawieziesz mnie do lekarza? – zapytała cicho.
- Co się dzieję?
- Boli mnie głowa i to bardzo.
Lekarz dokładnie zbadał mamę i przepisał jej leki. Powiedział także, że takie bóle głowy będą silne, ale w pewnym czasie będą znikały.
I jak? Mam nadzieję, że Wam się podoba... zostawcie komentarz lub gwiazdkę
CZYTASZ
Nie pozwól odejść
RomanceStanął naprzeciw mnie, oplótł ręce wokół mojej talii i przyciągnął do siebie. Ja przełożyłam dłonie na jego ramiona. Prawie się stykaliśmy, mimo tego żadne z nas nie zrobiło nic... tylko patrzyliśmy na siebie lekko uśmiechnięci. Położyłam dłoń na po...