Part 11

153 6 0
                                    

Stałam kilka minut przed lustrem. Sukienka była śliczna, ale na mnie wyglądała jak na jakimś pasztecie. Mój brzuch wyglądał w tej sukience jakby miał zaraz wybuchnąć z przejedzenia. Nagle do przymierzalni wszedł Alex. Zaczął mi się dziwnie przeglądać. Gdybym go nie znała powiedziałabym, że jest jakimś pedofilem.

- Wyglądasz... świetnie. - wpatrywał sie we mnie jakby chciał mnie zgwałcić. - Szkoda, że to ze mną nie idziesz do tego klubu.

- Na pocieszenie powiem, że może następnym razem. - uśmiechnęłam się.

- Ale chwila, ty płaczesz?

- Nie, jest wszystko dobrze. - skłamałam. - A teraz łaskawie mógłbyś wyjść.

Chłopak wyszedł, a ja przymierzyłam sweterek i spodnie. Muszę przyznać, że spodnie lekko odstawały, mimo, że był to najmniejszy rozmiar. Sama nie wiem co mam o tym myśleć. Przebrałam się w ubrania, w których przyszłam i poszłam w stronę kasy. Gdy ekspedientka podała cenę za mój zakup wyciągnęłam portfel, ale gdy chciałam położyć banknot zobaczyłam, że sprzedawczyni wydaje reszty, które następnie bierze Alex. Czy on właśnie za mnie zapłacił? Kobieta zapakowała moje ubrania w torby po czym położyła na lądzie, a następnie ja je wzięłam i wyszłam ze sklepu. Nagle zobaczyłam, ze zgubiłam gdzieś mojego opiekuna, jak to mowil mój brat. Usłyszałam, że ktoś woła moje imię. To on. Siedział na jednej z ławek, na których można było usiąść, odpocząć.

- Czemu to zrobiłeś? - zaczęłam wypytywać.

- Nie rozumiem. Możesz jaśniej? - zaczął udawać głupiego, ale słabo mu to wychodziło.

- Wiem, że dobrze mnie rozumiesz, więc nie udawaj. - powiedzialam siadając na ławce obok chłopaka.

- Bo strasznie mi sie podobasz w tej sukience, cholera. I nie chcę żeby przyszło ci na myśl oddawać mi te pieniądze.

Po długich zakupach, zmęczona weszłam do domu trzymając w ręce resztę zakupow, których Alex już nie miał gdzie wziąć. Byłam wykończona, więc udałam się do mojego pokoju. Położyłam się na łóżku myśląc jak to będzie jutro. Jak ja w ogóle poznam chłopaka, który do mnie dzwonił? Postanowiłam nie zaprzątać sobie głowy tymi pytaniami i pójść pod prysznic, a następnie udać się do krainy Morfeusza.

Biegłam jakąś ciemną ulicą ze słuchawkami w uszach słuchając dość głośnej muzyki. Nagle ktoś do mnie zadzwonił. Numer, który ujrzałam na wyświetlaczu telefonu był mi kompletnie obcy. Odebrałam.

- Jeśli chcesz, żeby Twoi chłopcy, z którymi mieszkasz przeżyli musisz nam powiedzieć gdzie jesteś, a my zaraz kogoś po Ciebie wyślemy. - usłyszałam głos w słuchawce.

- Co chcesz im zrobić? - Zaczęłam się jąkać. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie mogłam kompletnie nic z siebie wydusić.

Podałam ulice, na której jestem, czego dowiedziałam się z tabliczki na jakimś bloku. Zgodnie z rozkazem mężczyzny stalam i czekałam, az ktoś po mnie przyjedzie. Tak bardzo się bałam. Czarne myśli krążyły po mojej głowie. Po kilkunastu minutach czekania podjechało obok chodnika, na którym stałam czarne Audi a7, dokładnie takie jakie ma mój tata. Usiadłam do samochodu przelotnie patrząc na kierowcę. Nie znałam go. Nie wyglądał groźnie, jak człowiek jakiegos gangu, ale mimo to się go bałam. Ale muszę przezwyciężyć strach i się zapytać o ci chodzi.

- Może ty łaskawie mi powiesz kim jesteś i co się dzieje? - zapytałam lekko podniesionym głosem.

- Spokojnie. Twój brat wygrał nielegalne wyścigi. I chłopak, który był królem toru nie mógł się pogodzić z przegraną, więc po prostu zaczął bić Twojego brata. Ale on nie pozostał mu dłużny, bo tego olladal pięściami.

- Czekaj. - przerwałam chłopakowi. - Czy ten król toru to Alex?

- Tak. Jeśli ty ich nie rozdzielisz to się pozabijają.

- Blagam szybciej. Im nie może się nic stać. - Łzy coraz mocniej napływały mi do oczu.

Po piętnastu minutach drogi zaparkowaliśmy ibok jakiegoś starego lotniska. Szybko wybieglam z auta i znalazłam się obok chłopaka, który złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę wyjścia. Pierwsze co ujrzałam to dwóch zakrwawionych chłopaków bijących się. Pobiegłam do nich. Zaczęłam wrzeszczeć, żeby przestali. Ale oni nie reagowali. Zaczelam krzyczeć jeszcze głośniej. Nagle jeden z nich upadł bezwładnie na ziemię. To Alex. Czy on? Nie. To nie może być prawda.

Obudziłam się. Dookoła było ciemno. Czułam, że mam Mokre policzki od nadmiaru łez. Dopiero po jakimś czasie dostrzegłam, że ktoś obejmuje mnie ramieniem i głaszcze po włosach.

- Spokojnie ksiezniczko. To tylko zły sen. Wszystko dobrze. Mogę z tobą zostać, jeśli chcesz. - Kiwnęłam głową wyrażając zgodę.

Nie czekałam długo, bo już po kilku sekundach chłopak leżał pod mija kołdrą przytulając mnie do siebie. Nie ukrywam. Podobało mi się to. Czułam się bezpieczna. Usnęłam.

Obudziłam się. Szczerze mówiąc, nie wyspałam się. Pewnie to przez ten sen. Nie widziałam sensu schodzenia do kuchni, bo zapewne musialabym jeść śniadanie, a chce tego uniknąć. Wzięłam wodę, która stała koło mojego łóżka, a następnie podeszłam do mojej szafy i spod ubrań, bo tam schowalam leki, żeby nikt nie znalazł, wyciągnęłam jedną tabletkę i wzięłam ja do buzi przebijając wodą. To dzisiaj już Poznań chłopaka, który najprawdopodobniej pomylił numery. Boje się jego reakcji.

Dochodziła godzina siedemnasta. Postanowiłam się szykować. Zaczęłam od wzięcia prysznica. Następnie zaczęłam się malować. Nałożyłam podkład, potem zajęłam się oczami. Nałożyłam srebrny, jasny cień. Eylinerem zrobiłam kreski, które jak nigdy wyszły mi bardzo równo. Usta pomalowałam czerwona, soczystą szminką. Na koniec nałożyłam lekko widoczny puder. Poszłam do szafy, z której wyciągnęłam moją nową sukienkę. Na nogi włożyłam czarne dziesięciocentymetrowe szpilki. Wzięłam swoją srebrna torebkę, do której zapakowałam telefon, portfel, papierosy, zapalniczkę, dokumenty i kilka kosmetyków na wypadek gdybym musiała poprawic mój makijaż.

Stałam przed klubem. Przyjechałam taksówką. Poszłam do wejścia. Tak strasznie się bałam. Udalam się w stronę wejścia. Od razu poczułam mocną woń alkoholu, papierosów i potu. Leciała głośna muzyka. Udałam się w stronę baru. Usiadłam na barowym, wysokim krześle. Rozgladałam się dookoła czy ktoś nie czeka niby na mnie. Nie znalazłam takiej osoby. Nagle w moją stronę zaczął zmierzać przystojny brunet o zielonych oczach. To napewno nie on. Bo osoba, która do mnie dzwoniła pomyliła numery. Chwila. Ja sobie tak wmówiłam, ale nie wiem czy tak jest.

- Cześć ślicznotko. Zapewne czkekasz tu na mnie, bo to ja do Ciebie dzwoniłem, żeby się z Tobą tu umówić. - patrzył prosto w moje oczy szeroko się uśmiechając.

- Emmm hej. - powiedzialam odwzajemniając ten cudowny uśmiech. - Skąd w ogóle Miałeś mój numer?

- Dowiesz się z czasem. A teraz cieszmy się chwilą. - powiedział odgarniając mój kosmyk włosów za ucho.

- Mam się Ciebie bać czy raczej nie? - zaczęłam chichotać. Wiesz nie na co dzień się spotykam z mężczyznami, którzy znają mnie, a ja nic o nich nie wiem.

- O to chodzi, żebym mnie poznała ksiezniczko. - pociągnął mnie za rękę w stronę parkietu.

Zazwyczaj zaczynam od alkoholu, a potem na parkiet, ale zasady trzeba łamać. Tańczyliśmy normalnie w rytm muzyki. Nasz taniec nie polegał na ocieraniu się o siebie. Poczułam zmęczenie i spragnienie. Złapałam chłopaka za rękę i poszłam do baru.

- Rozumiem, czyli coś zamawiamy. - zwrócił się do mnie, a następnie do barmana. - Dla tej perełki mojito, a dla mnie shota.

- Robi się. - wyszczerzył sie barman i zaczął nam przygotowywać drinki.

Zielonooki patrzył się na mnie. Nagle zaczął się przybliżać nie spuszczając wzroku ze mnie. Nasze twarze dzieliła niewielka odległość.

Nieznany numerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz