"Nic nie ma sensu, potrzebuję alkoholu" rozdział trzynasty

193 9 0
                                    


Piątek, w końcu.

Dzisiaj umówiłam się z Tomem po szkole, naciskałam na niego by po mnie nie przychodził, ale uparł się. Nie chciałam się kłócić, więc przystałam na tym. Od poniedziałku jakoś za bardzo nie rozmawiałam z Adamem. Widziałam jak raz Mary czekała na niego pod szkołą.

Nie lubię jej, z resztą ona mnie też bo jest zazdrosna o moje relacje z Adamem. Chętnie oddam.

Adam był dzisiaj podejrzanie miły i rozmawiał ze mną, a bardziej ja z nim.

Cholera, nie wiem, co on znowu odwala. Nie wiem też co czuję, jestem zmieszana. Z jednej strony teraz powinnam odpuścić Adama, spotyka się z Mary i jestem totalnie neutralna dla niego. Jeśli chodzi o Toma to po prostu czekam na rozwinięcie sytuacji, chyba on sam nie wie, czego chce. Póki, co planuje zostać neutralna dla jednego i drugiego, chociaż może nie do końca. Bardzo zależy mi na moim dużym blondasku.


Wychodząc ze szkoły mój wzrok przykuł przeuroczy niebieskooki blondyn. Jak zwykle ubrany w laczki, dopasowane spodnie, elegancki płaszcz i ze skórzaną aktówką pod pachą. Na jego twarzy wymalowany był subtelny, ale urokliwy uśmiech. Jego oczy powędrowały prosto na mnie. Patrzyliśmy na siebie jakby nic dookoła nie miało znaczenia. Nie bałam się, chociaż w środku ściskało mnie niemiłosiernie. Ocknęłam się w końcu i podeszłam do chłopaka. Objął mnie ręką w pasie i poprowadził w stronę wyjścia z bramy szkoły. Na moje nieszczęście przy wyjściu minął nas Adam i pożegnał uśmiechając się podejrzliwie w stronę Toma.

-Co to było?- zapytał, gdy siedzieliśmy już w samochodzie.
-To był mój przyjaciel Adam. Nieważne. Nie rozmawiajmy o nim - wykręcałam się.
-Znowu on? Nie no ok nie ma sprawy-potarł dłonią moje udo spoglądając na mnie krzepiąco. Jego mima wyrażała coś na zasadzie "Każ mu wypierdalać".
-Gdzie mnie zabierzesz?- zapytałam podekscytowana.
-W takie jedno miejsce, w którym na pewno nie byłaś, a jest niedaleko- puścił mi oczko. Odpalił samochód, jadę z nim drugi raz, a już uwielbiam to robić.

Uwielbiam, kiedy zagryza wargę czekając na zmianę świateł, to jak skupia się na jeździe. Dzięki jego skoncentrowaniu na drodze mogę się na niego napatrzeć.

-Zaraz mi wypalisz połowę twarzy- zaśmiał się, wywołując u mnie rumieniec. Odwróciłam wzrok i przeniosłam go na biały puch po obu stronach drogi.

Skądś znam tę drogę, ale nie mam pojęcia skąd.

Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłam z samochodu, zabrałam również swoją torebkę. Podszedł do mnie pośpiesznie i złączył nasze dłonie, co znowu spowodowało fikołek w brzuchu.

-Ja wiem gdzie jesteśmy- wyszeptałam zdziwiona tym gdzie się znaleźliśmy- I zgadłeś, nigdy tu nie byłam.

Przed nami rozciągał się przepiękny widok. Wielki betonowy pomost, otoczony jeziorem. Wokół jeziora leżało mnóstwo śniegu, a trochę dalej znajdował się las iglasty. Niebo było różowo-fioletowe, a miejscami też pomarańczowe.

-Wow-powiedzieliśmy w tym samym momencie, kiedy ujrzeliśmy to miejsce.

-Zadowolona?-zapytał śmiejąc się. Ciągnął mnie schodząc z lekkiego wzniesienia, co chwilę obdarowując uroczym uśmiechem.

-Jest przepięknie, dziękuję-powiedziałam wtulając się w chłopaka, kiedy byliśmy już na miejscu. Zaprowadził mnie na sam koniec wielkiego pomostu. Po dwóch stronach usadowione były ławki oraz latarnie. Objął mnie od tyłu rękami i powoli zaczął obdarowywać pocałunkami moją szyję. Po chwili zaczął robić mi malinkę, jękłam cicho.

To takie przyjemne.

Odwróciłam się do niego twarzą z zamiarem pocałowania, ale on mnie puścił i się odsunął.

-Przyprowadziłem Cię tutaj, bo po pierwsze uwielbiam to miejsce i rzadko, kto tu bywa i po drugie, bo chyba musimy porozmawiać-zaczął, widziałam, że był spięty i co chwilę poprawiał włosy.

-Tom, co się dzieje?-zmarszczyłam brwi. Na jego twarzy szukałam jakiejkolwiek podpowiedzi.

-Na sam początek chcę ci powiedzieć, że jesteś dla mnie bardzo ważna, ale...-przeciągnął.

-Ale?- zapytałam chcąc otrzymać jak najszybszą odpowiedź. Cholera, cholera, cholera, co się mogło stać?

-Nie możemy być razem-powiedział szybko.

-Co?-znowu zmarszczyłam brwi- Naprawdę chcesz mnie zostawić?-zaszkliły mi się oczy.

-Tak-widziałam, widziałam, że skłamał. Tylko dlaczego?

-Naprawdę?- łkałam.

-Nigdy nie powinniśmy się spotkać- powiedział stanowczo.

-Ufałam Ci, ufałam- wykrzyczałam biegnąc w przeciwną stronę. Łzy spływały mi po policzkach. Co on sobie myślał.

-Lydia, cholera czekaj!- krzyknął za mną, kiedy odwróciłam się na chwilę widziałam, że zbliża się do mnie. Straciłam grunt pod nogami i upadłam obijając sobie kolano. Jęknęłam z bólu.

-Nic ci się nie stało?- usłyszałam jego głos, podbiegł do mnie i chciał podnieść.

-Zostaw mnie- wydusiłam przez łzy.

-Ale..

-Po prostu zostaw, nie chcę cię znać- wysyczałam.

Wstałam, odeszłam troszkę kulejąc i szukając najbliższego przystanku.

Niestety okazało się, że autobus będzie za czterdzieści minut. Nadal płakałam i nie zanosiło się na poprawę.

Nie mam nikogo, nic nie ma sensu. Nie wiem, co się stało. Nie wiem też co teraz zrobić.

-Pomóż mi Thea- wybełkotałam do telefonu.
-Cholera Lyd, co się stało?- była zmartwiona.
-Nic nie ma sensu, potrzebuję alkoholu.
-Przyjechać do Ciebie?
-Tak, jestem na przystanku koło tego zalewu- wyjaśniłam.
-Będę za dwadzieścia minut- powiedziała i rozłączyła się.


-Jestem idiotką, jak mogłam myśleć, że ktoś mnie będzie chciał...- wyszeptałam do siebie.
-Nadal chcę- odwróciłam się, a on stał obok mnie.
-Tak, wykorzystać i zostawić? Oh dziękuję- wymamrotałam sarkastycznie.
-Kurwa, to nie tak- uderzył z całej pięści w metalową płytę- nie mogę z tobą być zrozum.
-To nie ma sensu Tom- powiedziałam wycierając łzy- zostaw mnie i nie pogłębiaj mojej depresji.
-Wysłuchaj mnie Lydio...
-Nie, idź- znowu płakałam, chłopak widział jak trzęsą mi się ręce. Było cudownie, ale jak zwykle wszystko musiało się spieprzyć. O co mu w ogóle chodzi. Mówi mi że mu zależy, a potem, żebym spierdalała. Słyszałam jeszcze dźwięk silnika, a potem jedynie ciszę. Dziesięć minut później podjechała Thea swoim białym hyundaiem, do którego pośpiesznie wsiadłam.

-Nie pytaj, bo sama nie wiem, co się właściwie stało- uprzedziłam.
-Do sklepu? Czy masz w domu zapasy?-zapytała.
-Mam, ale potrzebuję czegoś innego.

Po pięciu minutach byłyśmy już w supermarkecie. Thea zdążyła mnie już trochę uspokoić i poprzytulać bym już nie płakała.

-To czy to?- zapytała trzymając w rękach dwie butelki whisky.
-To wygląda lepiej i widziałam, że Luke takie lubi - wskazałam na jedną z nich.
-Dobry wybór.

W międzyczasie zadzwoniłam do Luke'a który właśnie był w drodze do Leny. Wygadałam mu się o tym, co wydarzyło się dzisiaj. Wkurzył się bardzo i powiedział, że jeśli go jeszcze zobaczy to coś mu zrobi.

Piętnaście minut później byłyśmy pod domem.

-A rodzice?- zapytała Thea.
-Rodzice pojechali gdzieś na weekend jakąś godzinę temu- uspokoiłam.
-Więc mamy wolny dom?
-Tak-oświadczyłam.

Proszę o ⭐️ motywujące

ZauroczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz