"Cholera jasna, byłam tak cholernie szczęśliwa" rozdział 30

235 4 0
                                    


Stresowałam się jak cholera, ale po prawie trzech tygodniach od zdarzenia byłam gotowa na zeznania.
Przypilnowałam by nikogo, a zwłaszcza mamy, nie było w domu. Kolega taty - prawnik miał przyjść o czternastej i był bardzo punktualny, bo gdy wybiła druga usłyszałam dzwonek do drzwi. Tata miał być w pracy, ale przyjechali razem. Przywitałam miło mężczyznę po czym udaliśmy się wszyscy do stołu w jadalni. Ojciec usiadł koło mnie, a pan Blayley naprzeciwko.
– Lydio, chciałbym Ci zadać kilka pytań. Mogą nam pomóc przy rozprawie, a poza tym policji są potrzebne zaznania. – oznajmił wyciągając z teczki dokumenty.
– Czy ona na pewno jest goto... – Tata zaczynał mieć wątpliwości.
– Zach, przecież rozmawialiśmy o tym. Lydia się zgodziła. Jak nie dostarczę papierów do końca tygodnia to będzie musiała się pojawić na komisariacie. Wiesz dobrze, że tam będzie nie przyjemnie. – przerwał ojcu karcącym tonem. - Na pewno chcesz być przy tej rozmowie? Łatwiej by było jakbym został z nią sam. – spojrzał na niego znacząco.
– Będę w gabinecie - zwrócił się do mnie, posyłając uśmiech, który miał mnie podnieść na duchu.

– Teraz włączę dyktafon, twoje zaznania przegeneruje później na formę tekstową. – Pokiwałam głową, czując narastający we mnie stres. Położył telefon na stole, a potem spojrzał na kartkę.
– Opowiedz mi od początku co robiłaś w TEN wieczór. Jeśli będę miał jakiekolwiek pytania to pozwolisz, że Ci zadam je na końcu.
– Dobrze - wzięłam głęboki oddech – W piątek wieczorem miałam spotkać się z Tomem z jego mieszkaniu. Przyszłam tam pieszo.

Od razu wróciły do mnie obrazy z tamtego wieczoru.

– Tom podał mi wcześniej kod do domofonu, który wpisałam i poszłam pod jego mieszkanie. Zadzwoniłam dzwonkiem (...) Obudziłam się w szpitalu. – opowiedziałam całą historię. O dziwo Pan Blayley nie przerwał mi ani raz. Spojrzałam na niego drugi raz odkąd przyszedł. Wzrok miał utkwiony na kartkę, pisząc coś zawzięcie.
– Teraz zadam Ci pytania – spojrzał na mnie współczująco. – Nie pamiętasz jak znalazłaś się w magazynie?
– Nie – wpatrywałam się w swoje ręce, próbując powstrzymać zbliżający się płacz.
– Będzie trudniej niż myślałem - powiedział jakby sam do siebie, wciąż coś notując.
– Nie wiesz też co się z Tobą działo przez trzy godziny przed trafieniem do szpitala. To nie ułatwi postępowania. A może to i lepiej... - Ostatnie dwa zdania powiedział dość cicho, współczująco?
– Chcesz zobaczyć protokół z obdukcji lekarskiej? – spojrzał znów na mnie unosząc brew. Pokiwałam głową, zgadzając się. – Uważaj.
Wzięłam kartkę od mężczyzny.
"Potłuczone żebra (...) ślady duszenia, siniaki (...) napastowana seksualnie, prawdopodobnie zgwałcona. Znaleziono materiał genetyczny sprawcy"

A jadnak to prawda, ale do cholery czego mogłam się spodziewać. To było pewne.

Położyłam kartkę na stół, skuliłam się i przetarłam łzy. Przyłożyłam ręce do twarzy i zastygłam tak na chwilę. Przeszyły mnie nieprzyjemne dreszcze.

Nie wiedziałam co mi było, nie potrafiłam spojrzeć na siebie w lustrze. Nawet przy braniu prysznica patrzyłam w inną stronę. Teraz uświadomiłam sobie, co tak naprawdę się stało. Ból znów rozlewał się w moim wnętrzu.

Nie wiem czemu wcześniej do mnie nie dotarło. Zostałam zgwałcona. Nie wierzę, że nie pamiętam tego co mi zrobił. Ale to może lepiej?

Nagle wszystko wokół mnie stało się inne, niebezpieczniejsze, mniej pewne.

– Aron, skończyliście? – zapytał tata, który prawdopodobnie wszedł do kuchni.
Spojrzałam na niego z wciąż załzawionymi oczami.
– Lydio, zostały nam jeszcze informacje o tym co działo się w czasie twoich luk w pamięci. Wiesz też, że czeka nas proces, w którym będziesz musiała się pojawić na sali. Być może zmierzyć z Maximilianem.

Nie wytrzymałam.
Wstałam i przebiegając koło zdezorientowanego ojca uciekłam szybko do pokoju. Opadłam na podłogę, kiedy zamknęłam drzwi.

Co się do cholery ze mną dzieje?

Skuliłam się obejmując rękami. Znowu poczułam ten nagły napad lęku. Za każdym razem gdy przypominałam sobie jego twarz. To co mi robił. Czułam do siebie jeszcze większą odrazę.

Nie powstrzymałam kolejnych łez. Aż dziwne, że jeszcze się nie odwodniłam bo przez ostatnie dni to jedyna czynność którą robłam.

Lydia, kurwa weź się w garść.

– Lyd, musimy porozmawiać. – oznajmił tata otwierając drzwi, by po chwili pojawić się w środku. Usiadł koło mnie na podłodze. Wyglądało to dziwnie, bo był elegancko ubrany. Miał na sobie  dopasowane szare spodnie, idealnie wyprasowaną koszulę i marynarkę do kompletu z dołem. Spojrzałam na siebie. Moje czarne dresy i bluza przy nim wyglądały dość śmiesznie. Wpatrywałam się w szare panele. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy.

– Wiesz że zrobię wszystko żeby Ci pomóc. Tylko powiedz mi czego potrzebujesz? – zamartwiał się. Sama nie wiedziałam, co mi jest.
– J-ja nie wiem – odważyłam się spojrzeć na niego. Naprawdę się martwił. Wiedziałam to w jego oczach.
– Może chciałabyś iść do jakiegoś specjalisty? Lydia, kochanie znajdę Ci najlepszego na świecie.– zaproponował tata.
– Nie, nie. Ja potrzebuję czasu i będzie dobrze. – wyszeptałam, nie patrząc już na ojca. Już nie potrafiłam. Widziałam jak z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem, jego serce łamie się coraz bardziej. Nie chciałam zadawać bólu bliskim, już nigdy.
– Okej, jakbyś coś potrzebowała to jestem na dole. Porozmawiam jeszcze z Aaronem. – mrugnął do mnie, posyłając mi lekki krzepiący uśmiech.

Z dźwiękiem drzwi, rozbrzmiał żałosny głos mojego płaczu. Zamknęłam na klucz wszystkie drzwi w pokoju i usiadłam na dywanie, by móc w spokoju płakać. Owinęłam się mocno kocem. Przykładałam kilkukrotnie kawałek koca do ust by nie usłyszeli mojego załamania. Po jakimś czasie poczułam, że tak już nie mogę. Uniosłam się i błądziłam po pokoju. Podeszłam do komody, by wziąć z niej kilka starych fotografii. Dokładnie przeanalizowałam każde z nich. Nie miałam pojęcia skąd, ale na jednym byłam ja i Tom. Cholera jasna, byłam tak cholernie szczęśliwa i uśmiechnięta kiedy wtulałam się w jego ramie.

Byłam.

Będę taka. Zostanę Lydią jaką miałam być. Nie mogę z nieskończoność być siedzącym w domu warzywem. Będę sobą taką, jak dawniej.

Automatycznie poczułam dziwne uczucie w miejscu gdzie dotychczas odczuwałam ból. Muszę być taka dla nich, dla Niego.

W łazience przemyłam twarz, zrobiłam lekki makijaż składający się z cienkiej warstwy podkładu i pudru oraz tuszu do rzęs. Rozczesałam włosy. Mimo, że ostatnio nie dbałam o nie, to jakoś nadzwyczajnie dobrze się ułożyły. W szafie znalazłam - o dziwo - coś innego niż bluza i dresy. Założyłam dopasowane czarne spodnie, szarą koszulę, a na nią czarny cienki sweterek. W takich kolorach czułam się bezpieczna i maksymalnie ubrana. Znowu usiadłam na dywanie. Wpatrując się tępo w przestrzeń, po tym wszystkim w mojej głowie pojawiła się pustka. Nie czułam nic oprócz bólu, ale tego fizycznego. Wypłakałam chyba już wszystkie swoje łzy.

Będę twarda, choćbym miała być pieprzonym kamieniem.

Przekręciłam zamek w drzwiach, ale ich nie otworzyłam. Usiadłam na fotelu, by chwile później ugrzęznąć w kolejnych zadaniach domowych. Szukałam w sobie siły, której nie miałam. Jutro pójdę do szkoły, na twarzy nie mam już siniaka, ani strupków więc mogę wytłumaczyć się chorobą. Spojrzałam znów na siebie. Nie wyglądałam jak ja. Coś się we mnie nie zgadza, ale może to lepiej. Nałożę maskę i będę Lyd z przed kilku tygodni, prawda?

ZauroczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz