PROLOG

17.7K 852 569
                                    

Przystojny brunet w okrągłych okularach i z charakterystyczną blizną na czole w kształcie błyskawicy siedział na łóżku rozmyślając. Zawsze pragnął spędzić wakacje w jakiś inny, ciekawszy sposób.

Myślami ciągle wracał do gmachu Ministerstwa Magii, gdzie zginął jego ojciec chrzestny, ostatnia osoba, którą mógł śmiało nazwać rodziną. Po śmierci Syriusza pozostał tylko ból i świadomość pustki przeplatanej z żalem. Przez swojego największego wroga - Voldemorta, nie mógł nawet spokojnie spać, dręczony strasznymi wizjami morderstw rodzin zarówno czarodziei, jak i mugoli.

Najgorszym dniem Harry'ego były bez wątpienia jego urodziny, kiedy to został dotkliwie pobity przez swojego kuzyna. Dudley starał się za wszelką cenę dopuścić do tego, by brunet użył magii do obrony, tylko po to, by został wyrzucony z tej jego "szkoły dla dziwaków". Jednak chłopak nie chciał, by odebrano mu jedyne miejsce, w którym mógł czuć się swobodnie i bezpiecznie, bez pastwienia się nad nim.
 
Chłopak miał podbite oko, pęknięte okulary i rozcięty łuk brwiowy, nie licząc licznych siniaków na ciele po mocnych kopniakach kuzyna, gdy nie miał siły się podnieść. Czuł ból, ale dla niego to było normalne. Boli, bo musi. Miał chociaż świadomość tego, że nadal żyje, chociaż dla niego... było już wszystko jedno. Żył dlatego, bo miał bowiem za zadanie pokonanie Voldemorta tak, by nigdy więcej nie mógł się odrodzić. Ta myśl była na swój sposób niepokojąca. Jak miałby pokonać najpotężniejszego czarnoksiężnika, skoro nie potrafi się postawić kuzynowi?

Rozmyślałby dalej gdyby nie krzyk ciotki biegnący z kuchni.

- Potter! Chodź tutaj do cholery! Zapomniałeś o swoich obowiązkach?! - Ciotka była wyraźnie poddenerwowana.

Harry nie ociągając się zszedł po schodach na dół. Wiedział, że jak zaraz nie pojawi się na dole będzie tylko gorzej. Gdy tylko przekroczył próg kuchni, ciotka spojrzała na niego z wyższością.

- Nie znoszę, gdy zapominasz o wymyciu kuchni i łazienki. Myślisz, że będziesz tylko siedział i nic nie robił? Masz szczęście, cholerny bachorze, że Vernon jest w pracy, on dałby ci nauczkę, ja nie mam do ciebie cierpliwości! - krzyczała a Harry tylko wpatrywał się w nią zdezorientowany. - Na co się gapisz?! Do roboty, ale już!

- Nie masz prawa mi rozkazywać - powiedział cicho chłopak.

- Coś ty powiedział?! - huknęła z nadzieją, że się przesłyszała.

- To już zdarzyłaś ogłuchnąć, ciociu? -  W ostatnie słowo włożył cała swoją nienawiść i frustrację. - Nie masz do cholery prawa by mi rozkazywać, rozumiesz?

To były ostatnie słowa, które wypowiedział zanim zniknął ciotce z pola widzenia. Miał już dość. Przez te wszystkie wspomnienia, nad którymi niedawno rozmyślał czuł się cholernie zły. Z tą złością zaczął pakować swoje rzeczy do kufra. Wszędzie lepiej niż tu. Dlaczego ja tu muszę być? - pomyślał. Gdy wszystkie rzeczy były już spakowane zaczął schodzić ze schodów z kufrem i klatką Hedwigi w drugiej ręce, robiąc przy tym wiele hałasu. Już był przy drzwiach wyjściowych, gdy ktoś chwycił go za ramię uniemożliwiając jakikolwiek ruch.

Harry Potter i Mroczna MagiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz