Rozdział 22.

21 7 0
                                    

Isabell's pov :
- C-co ty tu robisz? - spytałam drżącym ze strachu głosem. Gdzie się wszyscy podziali?

- Co ja tu robię? Odwiedzam moją córkę w szpitalu.  Chyba mi wolno, w porównaniu do tamtych chłoptasiów. -  odpowiedział głosem pełnym jadu.

- Od dnia kiedy pierwszy raz mnie uderzyłeś, nie masz do mnie żadnych praw, ja nie mam już ojca, umarł razem z mamą. A ty jesteś zwykłym pijakiem. - wygarnęłam mu. Nie wiem skąd we mnie nagle tyle odwagi, mam nadzieje ze nie będę tego żałować.

Jego twarz poczerwieniała ze złości, a dłonie zacisnął w pięści, taaak. To był chyba jednak błąd. Zaczął podchodzić do mnie szybkim, lekko chwiejnym krokiem. A moje tętno zaczęło przyspieszać.

- Jak śmiesz, smarkulo. To ty zabiłaś matkę! Byłaś tylko wpadką nie zapominaj o tym! Twoja matka tez cie nie chciała! Mieliśmy cie do domu dziecka dać po urodzeniu, ale musiałaś wszystko spierdolić! JESTEŚ. NIC. NIE. WARTYM. ŚCIERWEM. -  po mojej twarzy zaczęły spływać łzy, jak można powiedzieć coś takiego swojemu dziecku?  Ostatnie zdanie akcentował każde słowo z osobna. Znowu poczułam się jak totalne i nic nie warte zero. Ale tym razem nie dam mu tej satysfakcji. Bo tym razem mam dla kogo walczyć.

- Wyjdź stąd! Wynocha! Nie chcę Cię nigdy więcej na oczy widzieć! Wyjdź stąd i idź znowu chlać! -  wykrzyczałam panicznie i w furii . Nie chcę go znać.

- Nie będziesz mi mówić co mam robić!  -  jego palce chwyciły mnie za szyję i zaczął mnie dusić. Coraz ciężej było mi złapać oddech, przed oczami miałam mroczki. Nie mogłam nic zrobić. A to uczucie było najgorsze. Ta bezsilność. To że nie masz wpływu na to czy zaraz ktoś odbierze ci życie i stracisz wszystko. -  A teraz zapłacisz za to że zabiłaś swoją matkę i zniszczyłaś moją rodzinę!

Jego oczy poczerniały i widziałam w nich tylko pustkę,żadnego uczucia, nic. W jego ręce znalazł się skalpel z szuflady obok łóżka. Zaczęłam się szarpać ostatkami sił. Ale przestałam w chwili gdy ostrze znalazło się na moim dekolcie.

Spojrzałam mu przerażona w oczy, zapewne już cała czerwona z braku powietrza. Poczułam tylko rozgrywający ból, gdy rozcinał moją skórę. A chwilę przed stratą przytomności huk otwieranych drzwi...

Michael's pov :
Gdy tylko dowiedziałem się od pielęgniarki że ktoś jest u Isabell, już wiedziałem kto to. Nikt inny nie mógł by tam wejść niż jej ojciec.

Biegiem spanikowany ruszyłem do sali, ale gdy tam wszedłem pobladłem na widok, który zastałem,od razu podbiegłem do duszącego, już nieprzytomną dziewczynę mężczyzny i odciągnąłem go od  niej wołając o pomoc.

Mój aniołek miał dużą ranę ciętą na dekolcie. I znowu była nieprzytomna. Nie mogę przez to znowu przechodzić. Nagle maszyna zaczęła wydawać z siebie pikanie. A ja już wiedziałem co to oznacza.Nie,nie,nie...

Niech to będzie kolejny błąd maszyny! Błagam!

Ochroniarze przejęli ode mnie tego wariata i wezwali policję, a obok mnie pojawili się równie zdziwieni moi przyjaciele. Ja byłem za bardzo zszokowany.

- Mich, co tam się dzieje?  - pytali, ale ja byłem nie wzruszony, patrzyłem pustym wzrokiem na zamknięte drzwi- Mich! Odezwij się! - nie mogłem wydusić z siebie słowa, byłem jak w jakimś transie.

Ale mocny sierpowy od Zayna wrócił mnie do życia.

- Co do cholery? - złapałem się za bolącą od uderzenia szczękę. W odpowiedzi napotkałem zaniepokojone i pytające spojrzenia chłopaków.

Westchnąłem i opowiedziałem im wszystko. Znowu usiedliśmy bezradni na krzesłach, czekając na wiadomości. Normalnie pieprzone De ża vu.

~°~

Nie wiem ile czasu minęło, od tego zdarzenia, ale żaden z nas się nie odezwał. Gdy usłyszeliśmy szczęk otwieranych drzwi, wstaliśmy na równe nogi w oczekiwaniu na wiadomości.

- To tak, -  zaczął lekarz. - doszło do zatrzymania akcji serca, ale udało nam się w porę zainterweniować i serce pacjętki wróciło do normalnego rytmu. Niestety w skutek osłabienia organizmu i utraty krwi, będzie potrzebna transfuzja. Ale mam złe wieści, ponieważ pacjętka ma rzadką grupę krwi, a mianowicie 0RH - która jest trudna do zdobycia. A tu liczy się czas.

Chłopacy zaczęli klnąć pod nosem i nerwowo przeczesywać włosy, a ja wpadłem na pomysł, szczęśliwy że nie będę bezczynnie siedział i czekał na rozwój wydarzeń.

- A czy ja mogę być dawcą? Mam grupę krwi 0RH -. - zapytałem z nadzieją.

- Tak, może być pan dawcą, ale muszę Pana powiadomić o konsekwencjach, ponieważ potrzebujemy sporo krwi. I musi pan podpisać zgodę. - poinformował mnie.

- Pewnie, zaraz ją podpisze, ale może powie mi pan jakie są konsekwencje?- chociaż zgodziłbym się na wszystko byle ją uratować, ale wolę być przygotowany.

- Zgodę podpiszemy u mnie w gabinecie. A zagrożenia to zawroty głowy, osłabienie organizmu i niski poziom cukru. -  Czyli nie tak źle. Kiwnąłem głową i ruszyłem za nim do gabinetu.

Zayn's pov:

Mike poszedł z lekarzem aby podpisać jakieś potrzebne papiery, żeby mógł oddać krew Isabell. Jak to możliwe że takiej jednej niewinnej nikomu i niczemu nie zawadzającej dziewczynie dzieją się takie rzeczy? To niepojęte. Westchnąłem i spojrzałem na Rayan'a  i Harry'ego, którzy siedzieli obok siebie na krzesłach w takiej samej pozycji, czyli spuszczoną głową i rękami na kolanach. Wszyscy się cholernie martwiliśmy i mieliśmy nadzieję na dobre zakończenie. 

Ciszę przerwał mój telefon. Trochę zdziwiony wyjąłem telefon z kieszeni spodni, ale imię które widniało na wyświetlaczu sprawiło że jeśli myślałem, że nie może już być gorzej, myliłem się i to bardzo. Odszedłem na bok, by nikt mnie nie słyszał i odebrałem telefon.

- Logan? Nie mam pojęcia po jaka cholerę dzwonisz, ale wybrałeś nie najlepszy moment...

~*~

Hejka, i jak tam kolejny rozdział? 

Zaczyna być gorąco, Logan i Isabell w szpitalu, to chyba nie najlepsze połączenie. A wy co myślicie?

Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania!

Do napisania! :)

Mask - hidden feelingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz