Rozdział 7.

106 23 3
                                    

Czego?-powiedziałam zapłakanym głosem
-Nie płacz piękna
-Kto mówi?...

-Z tej strony Dominik, powiesz mi co się stało?
Jejku!! No i co ja mam mu teraz powiedzieć? Że zastanawiam się nad tym czy rzeczywiście powinnam wykorzystywać Alana do zemsty na Natalce? Po tym co powiedziałam mu wczoraj wieczorem przed domem Damiana? O nie nie...Mowy nie ma. Muszę coś szybko wymyślić. Tylko co? Nie jestem dobra w wymyślaniu wymówek na poczekaniu. Uhh...trudno. Uwierzy albo nie innego wyjścia nie ma.
-No bo...ymm...no wiesz..pies mojej babci rozszarpał mi moją ulubioną bluzkę.
-Mhm. Uważaj bo Ci uwierzę. No ale dobra. Nie chcesz to nie mów. To twoja sprawa. Pamiętaj tylko, że nikt, podkreślam NIKT nie jest wart twoich łez.
-A powiesz mi w jakiej sprawie dzwonisz i skąd masz mój numer?-spytałam
-Dzwonię, aby zapytać czy wyjdziemy gdzieś jutro, a numer dała mi Laura na tej imprezie u Damiana.-odpowiedział
Jezu następny! Najpierw Alan teraz Dominik. Ludzie dajcie spokój no! I znowu wymówki. Bo Alan na pewno nie odpuści. Będzie naciskał dopóki się nie zgodzę. Nie chcę okłamywać Dominika ale jeśli mu powiem, że idę z jego rywalem to domyśli się, że to przez to płaczę.
-Przepraszam nie dam rady. Muszę się uczyć, aby nadrobić zaległości. Przecież nie było mnie cały tydzień. Może następnym razem.
-No dobrze. Dobranoc w takim razie. I nie płacz więcej.- powiedział po czym się rozłączył.
Dobranoc. Powiedziałam po cichu sama do siebie.
Dzisiaj to ja chyba nie usnę. Znowu ktoś dzwoni.
-Halo?-powiedziałam już trochę zirytowana.
-Uprzedzałem. Trzeba było się zgodzić- powiedział a ja już wyobraziłam sobie uśmiech na jego twarzy, bo to, że się uśmiechnął to było oczywiste.
-Alan...
-Zgadzasz się?
-Nie! A teraz idę spać. -powiedziałam zdenerwowana i nie czekając na jakakolwiek reakcję rozłaczyłam się.

Oho! On mi teraz spać nie da. Co ja najlepszego zrobiłam.
-Co znowu?- spytałam
-No zgódź się. -powiedział
-Nie.
-No ale dlaczego?
Chyba troszkę się zdziwił. Zgodziłabym się dla świętego spokoju ale trzeba mu pokazać, że nie każda może być jego bo on tak chce i koniec.
- Nie każda będzie twoja po pstryknięciu palcem Alanku.- powiedziałam po czym tak jak poprzednim razem nie czekając na jakakolwiek reakcję zakończyłam połączenie.
Znowu dzwonił. Tym razem nie odebrałam. Ale sytuacja się powtarzała. Za piątym razem odebrałam.
- Czy ty dasz mi się wyspać?!?-spytałam poirytowania
-Nie. Będę dzwonił dopóki się nie zgodzisz królewno.
- A to sobie dzwoń.
Połączenie zakończono.
Wyciszyłam dźwiek i poszłam spać.

------------------------------

Alan

-A to sobie dzwoń. -powiedziała wściekłym głosem po czym usłyszałem tylko krótki sygnał.
Nie...Ona musi się zgodzić. Muszę ją do siebie przekonać. Tylko jak ja mam to zrobić? Zrobię to jutro w kinie. Przynajmniej się postaram. A teraz muszę doprowadzić do tego aby Zuza w końcu się zgodziła. Może jak będę cały czas dzwonić to ustąpi.

Jest już 3:52. Od dobrych czterech godzin próbuję się do niej dodzwonić. Oczywiście bez skutku. Spróbuje jeszcze kilka razy, a jeśli nie odbierze będę musiał się do niej przejechać.
Dzwonię już chyba 15 raz i nadal nic...jadę
Tylko zaraz...gdzie ona mieszka?!? No nie. Jak można być tak głupim i zapomnieć. Alan! Myśl! Rusz swoje szare komórki! Dobra...wsiądę w samochód to mi się przypomni, przecież ją odwoziłem pod sam dom.
Tak jak sobie umyślałem tak zrobiłem.
Na początku nic...zupełna pustka. Ale w końcu coś zaczęło mi się przypominać. Powoli, stopniowo zacząłem sobie wszystko przypominać. Kiedy podjechałem pod jej dom w każdym pomieszczeniu było ciemno. Zresztą...czego ja się mogłem spodziewać o 4:40 nad ranem. Spróbuje zadzwonić jeszcze raz. Jeśli się nie uda zacznę stosować inne metody.

-----------------------------

Zuza

Przebudziłam się bo strasznie chciało mi się pić. Sięgnęłam ręką po telefon, który leżał na szafce nocnej aby zobaczyć, która godzina. To co zobaczyłam po wciśnięciu przycisku blokady mnie po prostu zamurowało. Miałam 340 nieodebranych połączeń. Czy on zwariował do reszty? Dobra nieważne. Pić!! Wstałam i wyszłam z pokoju. Zeszłam cicho po schodach po czym udałam się w stronę kuchni. Pijąc wodę dostałabym zawału. Przed moim domem dostrzegłam Alana, który wykrzykiwał moje imię. Zwariował. Teraz nie mam już żadnych wątpliwości. Szybko podbiegłam do drzwi aby je otworzyć po czym na boso, w dużo za dużej koszulce pobiegłam do chłopaka aby go uciszyć.
-Zamknij się idioto!- syknęłam przez zęby po czym ciągnęłam- chcesz wszystkich pobudzić? Nie masz co robić nocami tylko stać przed moim domem i się wydzierać?
-Trzeba było odebrać to nie byłoby tego wszystkiego.
-Trzeba było pogodzić się z porażką.
A teraz wchodzisz czy nie bo zaczyna mi się zimno robić.
-Oczywiście, że wchodzę. A tak w ogóle. Czy ty we wszystkim tak ładnie musisz wyglądać?
Nie odpowiedziałam. Po prostu poszłam. Ale słyszałam, że brunet podąża za mną.
- Idź na górę. Trzecie drzwi na prawo. Tylko cicho. Ojciec śpi.
-Dobrze.
-Chcesz coś do picia?
- Wodę jeśli można. - odpowiedział i udał się na górę.
Ja zaś poszłam do kuchni. Jezu jaka ze mnie niezdara! Rozlałam wodę, a kiedy już wytarłam podłogę i próbowałam wstać popchnęłam ręką z blatu nóż, ktory zatrzymał się na drugiej ręce. Jezu jaki ból! Zaczęłam krzyczeć. Z góry szybko zbiegł przerażony Alan.
-Boże Zuza! Coś ty najlepszego zrobiła?!?- patrzył raz na moją twarz raz na rękę, w której znajdował się nóż
-Alan...przepraszam...ja nie chciałam- powiedziałam i popatrzyłam na niego smutnym wzrokiem
-Już dobrze...to nie twoja wina. A teraz chodźmy szybko na górę założymy Ci jakieś spodnie i jak najprędzej do szpitala.
Rany! Jak to strasznie boli! Chłopak wziął mnie na ręce i zaniósł na górę. Tam pomógł założyć mi spodnie i zniósł mnie na dół, do samochodu. Jechaliśmy strasznie szybko. Z moich oczu znowu leciały słone łzy.
- Nie płacz. Już niedaleko. Zaraz będziemy.
Jak powiedział tak też było. W szpitalu szybko dali mi znieczulenie po czym powoli wyjęli nóż z ręki zszyli ją i zabandażowali. Całe szczęście nóż nie rozciął żadnej żyły więc mogłam wrócić do domu.
W drodze powrotnej znowu panowała ta niezręczna cisza. Alan postanowił ją przerwać. Bardzo dobrze. Ja pewnie nigdy nie odważyłabym się tego zrobić.
- Bardzo Cię boli?- spytał zmartwiony
- Bardzo, co widać chyba po moim wyrazie twarzy- odpowiedziałam
-No fakt, troszkę widać...czyli z kina dzisiaj nic nie będzie. No trudno. Ale pozwól, że posiedzę z tobą. Nie chcę abyś cały dzień siedziała sama jeszcze w dodatku smutna.
- No dobrze.- powiedziałam
W sumie...to miłe z jego strony...ale gdyby nie przyjechał pod mój dom to nic takiego by się nie wydarzyło... 

Cześć!  Dzisiaj troszkę dłuższy rozdział z racji tego, że jutro raczej nie będę miała czasu aby cokolwiek napisać ;c mam nadzieję, że się spodoba!💕💕

It's over? [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz