24

12.2K 666 52
                                    


Głucha cisza i ciemność.

Uchyliłam powieki, a w moje oczy uderzyła struga światła oślepiając  biedne oczy. Rozmywający się obraz zaczynał tworzyć jedną całość.

Leżałam na dużym czarnym łóżku, przykryta czarną satynową pościelą. Pokój, w którym byłam był w kolorach brązu i czerni- stonowany, uspokajający.

Czułam, że kiedyś tu byłam, ale nie pamiętałam jak i kiedy. Przeciągnęłam się tyłkiem po pościeli, by zawisnąć na skraju łóżka. Ześlizgnęłam się z niego, a moje gołe stopy przeszedł zimny dreszcz na spotkanie ciepłych stóp z zimnymi panelami.

Jak burza uderzyła we mnie fala wspomnień ze snu. Jeśli pamięć mnie nie myli, należał on do chłopaka z moich snów. To znaczy do Kaidena. We śnie należał do niego, ale nie mam pojęcia jak jest w rzeczywistości.

Właśnie! Kaiden.

Jak burza zerwałam się z łóżka i ruszyłam do drzwi wyjściowych. Mam w dupie to czy to jego dom czy nie, ale muszę to sprawdzić. Kto nie ryzykuje ten nie żyje pełnią życia.

Tak?

Prędkość, z jaką wybiegłam spowodowała, że uderzyłam nosem w ścianę. Dotknęłam pulsującego nosa, ale na szczęście chyba nie był złamany. Jeszcze tego by brakowało. Otrząsnęłam się z niepotrzebnych myśli, zaczynając biec przez korytarz, który był niczym ten ze snu.

Identyczny.

Biegłam po srebrnych schodach, o mało nie spadając z pierwszego stopnia. Cudem złapałam poręcz. Stałam się słaba, a moja zręczność z przed paru dni mnie opuściła. Jakbym straciła całą energię.

Zatrzymałem się w połowie drogi, słysząc czyjąś rozmowę. Na palcach pokonywałam kolejne stopnie, przybliżając się do rozmówców, bodajże kobiety i mężczyzny. Gdy byłam na samym końcu, złapałam dwoma rękami za poręcz i wychyliłam się w bok, aby sprawdzić, kto to.

Jaka była moja ulga, widząc białą czuprynę i okrągłe okulary. Odetchnęłam, wchodząc do jasnej kuchni, ale to był mój błąd. To nie była dwójka osób, a pięćdziesiąt. Głównie mężczyźni ubrani w stroje moro, czerń i szarość. Momentalnie spaliłam buraka.

Stoisz w progu drzwi, ubrana w pomiętoszoną sukienkę i najpewniej opuchniętymi oczami, zasapana jakbyś przebiegła maraton. Super pewnie mają ze mnie niezły ubaw. Patrzę w stronę pary, która stoi przy blacie i posyła mi słabe uśmiechy. Podchodzę do nich, miętosząc w ręku skrawek sukienki.

Mogłabym przysiąść, że ich głowy pochyliły się na dół.

Umysł płata mi figle.

Stanęłam przed nimi nie potrafiąc wydobyć z siebie najmniejszego słowa. Jak mam ich o cokolwiek zapytać… Co to są za ludzie? Gdzie my jesteśmy? Czy Kaiden......

- On żyje i czuje się już lepiej  -  powiedział a mojego serce zaczęło szybciej bić.
Niczym dzwon.

- Mogłabym go odwiedzić? -  Powiedziałam robiąc oczy szczeniaczka.

Po takim wypadku będzie cudem, jeśli mnie do niego zaprowadzą. Jeszcze pogorszyłby się jego stan, a wszystko przeze mnie, bo nie potrafię usiedzieć na miejscu.

- Oczywiście, że tak - uśmiechnął się szeroko i pomachał na kogoś za nami.

Nie minęło parę sekund, a obok mnie stanęła dwumetrowa postać (media) ubrana w spodnie moro i czarne ciężki buty. Biło od niego chłodem, męskością i siłą. Jak od większości mężczyzn tu zgromadzonych.

My Soulmate ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz