32 Następczyni

8.1K 452 103
                                    


%%% Wymyślone przeze mnie odbiegające od prawdy.

"Co tu się dzieje?

Silne uderzenie w drzwi zwróciło oczy wszystkich w jej stronę . Na drżących nogach podeszłam do drzwi 'zdejmując' z nich zabezpieczenia. Chwyciłam za klamkę, delikatnie ją naciskając, a to, co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania."

- Tato? - głos mi drżał, a do oczu napływały łzy. Żuciłam się na niego, zakleszczając w mocnym uścisku. Poczułam delikatny dotyk na głowie i plecach.

- Tak bardzo cię przepraszam, że cię nie szukałam, ale tyle rzeczy się zdarzyło. Chciałabym ci o tym opowiedzieć, ale nie uwierzysz mi.. - plątał mi się język, czułam się winna zaginięcia ojca. Jak mu powiedzieć o istnieniu wilkołaków, o mojej 'przemienia'.

Jestem rozbita.

- Kochanie, nie musisz nic mówić, bo ja już wszystko wiem - odsunął mnie od siebie, kładąc rękę na policzku i ścierając łzę, która sama nie wiem, kiedy wypłynęła.

- Ale... Ale jak to? - skąd? Jak? Kiedy?

- Skarbie ja wszystko wiem. Widziałem, gdy zniknęłaś w lesie i pewny wilk uratował Ci życie. Uderzenie meteorytu na cmentarzu, porwanie przez Katarinę, twoją przemianę i ugryzienie - na dowód, przesunął moje włosy, ukazując już przybladłe ugryzienie. Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami, skąd on o tym wie!

- Skąd o tym wszystkim wiesz? - popatrzyłam głęboko w jego oczy ,gdzie o Boże szalały małe piorunki. Ten tylko się uśmiechnął i odsunął o dwa duże kroki.

%%%

- Jestem Pairos syn Odyna i Jörd Bóg burzy i piorunów. Przybyliśmy tutaj, aby powstrzymać moją siostrę przed zniszczeniem i przejęciem władzy nad tą ziemią.

- To niemożliwe co z babcią Grace i dziadkiem Gordonem?

- Zaklęci Mugole, którzy mieli za zadanie utworzyć pozory, dopóki nie nastąpi przemiana, a ty zostaniesz następczynią tronu Azgardu - to.. Wiele wyjaśnia. Tata w żadnym najmniejszym stopniu nie przypominał swoich rodziców. Myślałam, że odziedziczył wygląd może po jakimś pradziadku, czy coś takiego.

- Przecież Katarina to adoptowana siostra Kaidena, nie mogła być twoją siostrą to nierealne - powiedziała, gestykulując żwawo rękoma.

- W wieku dwudziestu lat poznałem twoją matkę, byliśmy w sobie bezgranicznie zakochani. Niedługo potem na świat przyszłaś ty. W  dniu twoich narodzin, do naszych bram zapukała dziewczyna. Matka była dobrą osobą, dlatego wzięła ją pod swoją opiekę. Gdy miałaś trzy latka, nastąpił zamach na mego ojca, którego przywódcą była Katarina. Zabrałem ciebie i matkę na ziemię, gdzie mieszkała wcześniej twoja mama, dopóki nie zabrałem jej do siebie. Gdy wróciłem, okazało się, że uciekła na ziemię, zmieniając w ludzką postać. I tak trafiła do rodziny wilków, gdzie zapoczątkowała upragniony mord na niewinnych.

Nie potrafię wypowiedzieć z siebie żadnego słowa. Okłamywali mnie przez tyle lat. Tyle lat w kłamstwie i niewiedzy. Ukrywali to przede mną.

- Dlaczego to przede mną ukrywaliście - pokreciłam z niedowierzaniem głową.

- Dla twojego bezpieczeństwa, teraz gdy jesteś taka jak ja, przybyłym tutaj, aby dokończyć to, czego mój ród nie zdołał dokonać. Zakończyć śmierć tak wielu osób, ochronić ludzi i nadnaturalne istoty - powaga w jego głosie mówiła sama za siebie. Mówił prawdę, z którą nie potrafiłam od dłuższego czasu się pogodzić.

- Ja nie potrafię, nie jestem taka jak ty. Jestem miękka. - powiedziałam łamliwym głosem. Nie jestem do niczego zdatna.

- Kochanie - położył ręce na moich ramionach - jesteś moją córką, jesteś potomkinią wielkiego rodu, który jest gotów oddać za ciebie życie - na dowód odwrócił się do mnie tyłem i o mój Boże, tam stoją setki nie tysiące ludzi z włóczniami w ręku, w złotych zbrojach unosząc się paręnaście centymetrów nad ziemią. To jest fikcja, nie to wytwór mojej wyobraźni - poprowadzisz ich do zwycięstwa.

- Czy potrafię? - zapytałam, ten pociągnął mnie na zewnątrz, stawając na zimnym chodniku.

- Tego musisz przekonać się sama, ale coś czuję, że tak - odwrócił głowę w moją stronę, posyłając uśmiech pełen troski.

- I co teraz? - byłam speszona, ponieważ staliśmy tak w ciszy już bodajże trzecią minutę.

- Chyba twojemu chłopakowi przydała by się pomoc w walce, nie uważasz - jego uśmiech się poszerzył.

Boże co za obciach.

- Tato... to nie jest mój chłopak - przetarłam ręką twarz z zażenowania.

- A to ugryzienie to od komara, a myślałem, że wilki oznaczają tak swoje partnerki - jego rozbawienie było wyczuwalne w głosie. Nie no ja go kiedyś zatłukę.

- A już bądź cicho - powiedziałam, oburzając się jak mała dziewczynka.

- Oj kochanie, kochanie - pogłaskał mnie po głowie, po czym wystawił rękę do góry.

Co on robi? Chce się rozprostował czy co?

*Mjöllniże do mnie! - krzyk rozniósł się po okolicy, aż ptaki pouciekały z pobliskich drzew.

Patrzyłam na niego z malującym się w oczach pytaniem.

Co ty robisz?

Ten tylko uśmiechnął się głupkowato. Świst, jaki było słychać, trochę mnie ogłuszył.

Mój ojciec dzierżył w swojej dłoni wielki młot, a jego dotychczasowe ubranie przykrywało się przez zbroję, pozostawiając głowę bez okrycia.

Jak to jest możliwe. Ja się pytam.

- Teraz ty - pokiwał ręką, (w której trzymał młot) w moją stronę.

- Ja tak nie potrafię - jestem bezradna, przecież ja nie potrafię takiego czegoś zrobić. Na co my się porywamy?
Jaka wojna?

- Wystarczy, że go wezwiesz tak jak ja, a on sam odnajdzie drogę do ciebie.

To nie będzie trudne co nie?
Wcale to tylko złapanie wielkiego młotu lecącego do ciebie z prędkością światła, którego nie masz bladego pojęcia jak używać.

Po prostu bombowo, ale muszę spróbować dla tych ludzi, dla watahy dla.... Niego.

*Mjöllniże do mnie! - zapomniałam o ręce, dlatego szybką ją wystawiłem. Czekanie było niemiłosiernie. Nie wiem, z której strony może nadejść.

Uderzenie w rękę było tak silne, że odchyliłam się do tyłu, ale nie spodziewałam się, że będzie taki lekki. Jak bym w ręku trzymała łopatę. Nie spostrzegłam się, gdy moje ciało pokryła złota zbroja, a z tyłu powiewała czerwona peleryna, jak u bohatera z komiksów.

- Gotowa - czy ja jestem gotowa na coś takiego. Na tak wielki obowiązek, jakim jest uratowanie tyłu istnień.

Odwróciłam się za siebie. Wszyscy wpatrywali się we mnie z wyczekiwaniem. Jestem ich Luną i jestem im to winna.

Pokręciłam potwierdzająco głową do ojca. Ten zamachnoł się młotem do tyłu, by po sekundzie wyrzucając młot w górę. Ten pociągnął go za sobą.

No to do działa.

CDN......
 
* Nie wiem jak to się piszę

Gwiazdki komentarze i kolejny wbija możliwe, że jeszcze w tym tygodniu daj Boże.

My Soulmate ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz