Stałem na jednym z bloków w nieciekawej dzielnicy. Spojrzałem ponownie w stronę okna jednej z kamienic, nie posiadało zasłon, dlatego doskonale widziałem wysokiego i muskularnego mężczyznę o bardzo jasnych blond włosach. Siedział na starej, zniszczonej, zielonej kanapie, zaś na kolanach trzymał dziecko o białej, roztrzepanej czuprynie. Zaciekawiło mnie to...
Dlaczego okręgowy prokurator, bogacz i człowiek uznawany za skurwiela, nie wspominając już o tym, że ma żonę na drugim końcu miasta, zajmuję się jakimś dzieckiem? Złapałem za lornetkę leżącą na niskim murku i przyłożyłem ją do oczu. Wtedy doskonale widziałem, jak mężczyzna zataczał małe kręgi w powietrzu niebiesko-czarnym, drewnianym samolotem nad głową białowłosego chłopca o nieskazitelnych, niebieskich oczach. Na młodziutkiej buzi widniał uśmiech, a w pulchnych policzkach ukazywały się dołeczki. Do głowy przyszła mi myśl, jednak wątpiłem w to, że prokurator zdolny byłby do pedofilii. Po pewnym czasie do salonu weszła kobieta o kasztanowych, długich lokach, ubrana w skromną, żółtą sukienkę. Na drewnianym stoliku postawiła dwie filiżanki z kawą oraz szklankę z pomarańczowym sokiem. Miałbym wtedy idealną okazję na strzelenie prosto w głowę mężczyzny, jednak coś mi mówiło, abym nie robił tego przy niewinnym dziecku. Kobieta usiadła na zielonkawym fotelu i napiła się kawy, zabierając wcześniej filiżankę z stolika kawowego. Mężczyzna sięgnął po picie, jednak zabrał sok zamiast kawy, ku memu zdziwieniu. Przybliżył naczynie do chłopca i podał mu je do ręki. Białowłosy podniósł szklankę do ust, jednak po chwili upuścił ją. Pomarańczowy sok rozlał się na białą i zapewne drogą koszulę prokuratora. Kobieta gwałtownie wstała i podeszła do mężczyzny z przestraszoną miną. Nie dziwiłem się, ten skurwiel mógłby zażądać odkupienie jej, co pewnie wiązałoby się z końcem dla brązowowłosej. I znów, ku memu zaskoczeniu, mężczyzna machnął jedynie lekceważąco rękę i poczochrał kudełki dziecka.-Co on odpierdala...? - szepnąłem do siebie. Prokurator wstał, wcześniej ściągając ze swoich kolan chłopca. Kobieta coś powiedziała i razem opuścili salon, zostawiając dziecko same w salonie. Nie mogłem przepuścić takiej okazji na zaspokojenie mojej ciekawości. Jak najszybciej zeskoczyłem na schody pożarowe i zbiegłem po nich, na odpowiedniej wysokości przeszedłem po rurach, potem po dachu innego budynku i wskoczyłem na kolejne schody pożarowe odpowiedniej kamienicy. Gdy znalazłem się obok okna, zapukałem w nie i poczekałem, aż chłopczyk odważył się podejść do niego. Zdziwiło mnie to, że zrobił to bardzo szybko i od razu otworzył okno. Wyglądał na pięć-sześć lat.
-Kim pan jest? - zapytał, siadając na drewnianym, szerokim, parapecie pomalowanym na zielono z dwiema czerwonymi poduszkami ustawionymi po bokach.
-Nieważne, maluchu - powiedziałem miękko, co nie zdarzało mi się często - Powiedz mi, proszę, kim jest ten pan, który przed chwilą bawił się z tobą? - zapytałem, kucając przed nim.
-Wujek Edd? - powiedział, a bardziej spytał, przechylając głowę w prawo.
-Tak, wujek Edd - przytaknąłem - Co on tutaj robi?
-Bawi się ze mną, czyta bajeczki i uczy! - pisnął słodko, zmiękczając głoskę. Nigdy dotąd nie zdarzyło się, aby jakieś dziecko rozczuliło mnie tak bardzo, jak ten chłopiec. Jego niewinność i naiwność śmieszyły mnie i martwiły w takim samym stopniu.
-To bardzo fajnie, a powiedz, co jeszcze robi? - zapytałem, uważnie nasłuchując, czy ktoś się nie zbliża.
-E... nie wiem - zamyślił się - Jak mamusia płacze, to ją przytula i mówi, że wszystko będzie dobrze - powiedział. Zaskoczyło mnie to. Chciałem się jeszcze zapytać, dlaczego jego matka płacze, jednak usłyszałem zbliżające się kroki.
-Dziękuję, że mi powiedziałeś, ale teraz obiecaj, że nikomu nie powiesz, że tu byłem - oznajmiłem. Wiem, że nie było możliwości, aby taki malec mnie zapamiętał i powiedział, jak dokładnie wyglądałem, jednak wolałem się upewnić.
-Nawet mamusi? -zapytał.
-Tak, nie mówimy nawet mamusi - przytaknął na moje słowa i wyciągnął dłoń w moją stronę.
-Na mały paluszek! - pisnął. Śmiejąc się, złączyłem z nim mały palec i wstałem z klęczek.
-Jeszcze jedno, nie otwieraj obcym okien i drzwi, dobrze? - zapytałem, na co białasek przytaknął zmieszany głową. Zza rogu wyszła postać mężczyzny, a ja czym prędzej schowałem się za oknem i po cichu wróciłem do mojego wcześniejszego miejsca obserwacji.
Przeczesałem dłonią moje, przydługie, farbowane, rude włosy. Teraz niezbyt chciałem zabić Edda, jednak taka była moja praca. Zagryzłem dolną wargę i obróciłem się, widziałem go. Siedział na parapecie i patrzał tymi oczami wprost na mnie - Ogarnij się, Logan - warknąłem na siebie. Znalazłem się znów na moim starym miejscu, wystarczyło poczekać, aż mężczyzna wyjdzie, strzelić mu w głowę, odebrać kasę i wrócić do domu... i zapomnieć o tym dzieciaku.-----------------------------
Witam w moim drugim yaoi, mam nadzieję, że zostanie przyjęte równie ciepło jak poprzednie.
Zapraszam do czytania.
CZYTASZ
Zobacz echo moich słów
RomantikNathaniel jest niewidomy, jego rodzice to zabiegani ludzie często wyjeżdżający na delegacje. W ten dzień znów przyszedł do pustego domu, jednak coś było nie tak. Czuł obecność drugiego człowieka... ktoś był w jego mieszkaniu. Postanawia nie pokazywa...