26. Nie płacz, proszę

8.3K 884 128
                                    

Siedziałem na brzegu materaca dzielnie znosząc jego słowa i słabe uderzenia w klatkę piersiową. Każde jego słowo, łza, krzyk, szloch łamało moje serce.

-Nienawidzę cię! - usłyszałem po raz kolejny, a białowłosy uderzy słabo pięścią w moją pierś. - Zostaw mnie! Żałuje, że mnie nie zabiłeś wtedy! - coś się stułko czy to moje serce się rozpada? - Zabij już mnie teraz! Ulży ci co?! Jeszcze lepiej będzie jak mnie przelecisz! Bo co innego może ci dać kaleka, co?! Weź to co chcesz i mnie zabij! Na co czekasz?! - jego głos słabnął coraz bardziej. W końcu zmienił się w cichy szloch. - Jestem nic niewartą kaleką, co ja mogę komuś dać? Dodatkowe zmartwienia, kłopot, potłuczone wazony? - szlochał. Jedną ręką przybliżyłem jego twarz do mnie, a on bezwiednie wtulił nos w zagłębienie w mojej szyi. Złożyłem pocałunek na jego włosach. Delikatnie odczepiłem jego dłonie od materiału mojego t-shirtu i położyłem je na moim sercu. Objąłem go ponownie. Nie mówiłem nic, czekałem, aż białowłosy się uspokoi. Minęło jeszcze kilka minut kiedy przestał płakać i pociągał jedynie noskiem.

-Wybacz mi Nat, proszę. - zacząłem. - Kocham cię najmocniej na świece, jesteś dla mnie najcenniejszym skarbem, dla ciebie zrobiłbym wszystko. - pocałowałem go ponownie we włosy. - Nie płacz, proszę. Ja po prostu się o ciebie boję... i to nie dlatego, że jesteś nic niewartą kaleką. Skarbie jesteś najcudowniejszy na świecie, silny, piękny, kochany, opiekuńczy, waleczny, uparty, wrażliwy, mądry, wesoły, odpowiedzialny, samodzielny, uroczy ale na pewno nie nic niewart. - mówiłem z uśmiechem na ustach. Nat pociągał nosem i wtulił się mocniej we mnie ponownie zaciskając palce na materiale mojego ubrania. - Podnieś swoją cudowną twarzyczkę, proszę. - niepewnie wykonał moje polecenie. Obiema dłońmi złapałem jego twarz i starłem ślady po łzach.

-Przepraszam... - szepnął cichutko.

-Nie masz za co przepraszać. Za to ja mam. Nie powinienem na ciebie krzyczeć. - cmoknąłem go w usta. - Dzisiaj wiele się wydarzyło. - zacząłem. - Połóżmy się spać i porozmawiamy jutro rano, okey?

-Dobrze. - odpowiedział. Zdjąłem z siebie jego ręce i wstałem.

-Podać ci coś do ubrania? - zapytałem z uśmiechem mimo, że nie mógł tego zobaczyć. Kiwnął lekko głową. Podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej czerwoną bluzkę i krótkie spodenki. - Proszę. - podałem mu ubranie do ręki. Nat położył je obok siebie i zaczął ściągać bluzkę. - Pomóc? - zapytałem widząc jak się męczy. Nie czekając na odpowiedz podszedłem do Nata, uklęknąłem przy krawędzi łóżka i ściągnąłem z niego odzież. Żeby nie zmarzł najszybciej jak się dało nałożyłem na niego piżamkę. Następnie rozpiąłem zamek jego spodni. - Biodra do góry. - poleciłem. Chłopak wypełnił moje polecenie. Zdjąłem jego spodnie i tu pojawił się problem.

-Widziałeś mnie już nago. - przypomniał mi ze słabym uśmiechem. Spaliłem raka przyznając mu rację. Chwyciłem gumkę od czarnych bokserek i ściągnąłem jedyny materiał okrywający intymne miejsce chłopaka. Otrząsnąłem się szybko i ubrałem na niego spodenki. Spojrzałem na lekko czerwoną twarz Natana. Podniosłem się z klęczek. - L-logan?

-Tak? - zapytałem zaniepokojony.

-Będziesz spał ze mną?

-Z chęcią ale tylko wtedy gdy ty będziesz chciał. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Położył się na materacu i poklepał ręką miejsce obok. Najszybciej jak się dało zdjąłem swoje ciuchy i wskoczyłem na łóżko. Ułożyliśmy się tak, abym ja był większą łyżeczką, a białowłosy tą mniejszą.

-Kocham cię i przepraszam za to co wcześniej powiedziałem. - szepnął przyciskając swoje plecy do mojej, gołej klatki piersiowej.

-Ja ciebie też, a teraz śpij porozmawiamy jutro. - pocałowałem go za uchem.

*

Wstałem wcześnie i zszedłem na dół. Najciszej jak się dało przygotowałem śniadanie. Na tacy ułożyłem kanapki w kształcie serduszek  z sałatą, serem i szynką, do wysokich szklanek wlałem sok pomarańczowy. Po namyśle stwierdziłem, że to jest za mało jak na romantyczne śniadanie. Znalazłem kilka owoców i stworzyłem z nich sałatkę.

-Mało romantyczny jestem. - powiedziałem do siebie. Chwyciłem tace w obie ręce i skierowałem się na górę. Cudem uniknąłem wywrócenia się kiedy zahaczyłem nogą o kant schodów. Kiedy dotarłem do pokoju Natana, postawiłem śniadanie na podłodze i usiadłem na rogu materaca. - Wstajemy kochanie. - złożyłem delikatny pocałunek.

-Logan? - szepnął. Zaspany usiadł i przetarł oczka jak mały kotek.

-Zrobiłem nam śniadanko. - zabrałem tace i położyłem ją na jego kolanach.

-Och. - zdziwił się. Złapałem jego rękę i ucałowałem jej wierzch.

-Sok. - nakierowałem go na szklanki. - Sałatka owocowa i kanapki. Może niezbyt to romantyczne... 

-Logan to jest cudowne. Dziękuję. - zaśmiał się. - Chodź tu do mnie. - polecił. Przybliżyłem się do niego, a kiedy Nat mnie wyczuł obok siebie złożył pocałunek na moich ustach. - Smacznego.

-Smacznego. - zaśmiałem się. Białowłosy zabrał jedną z kanapek i uśmiechnął się szeroko kiedy poczuł jaki ma kształt. Zaczęliśmy jeść w ciszy, która nie była nieprzyjemna.

* * *

Wypiłem ostatnie krople ze szklanki i westchnąłem.

-Przepraszam za wczoraj. - szepnąłem. Logan zdjął tace z moich kolan i postawił ją na podłodze. Czułem jak siada naprzeciwko mnie i łapie za dłonie. - Nie powinienem się mieszać...

-Przestań. - przerwał mi. - To ja powinienem przepraszać, nie miałem prawa na ciebie krzyczeć. Nasza kłótnia to moja wina. 

-Ja też brałem w niej udział. - przypomniał mi. - Ja też powinienem przeprosić... nie powinienem tak na ciebie krzyczeć. - niepewnie go pocałowałem. On złapał mnie za kark i przyciągnął bliżej siebie obejmując moje biodra. Wplotłem palce w jego włosy i pociągnąłem za nie. Jęknąłem kiedy przygryzła moją wargę. Otworzyłem usta, a jego język wdarł się do środka. Nie zorientowałem się kiedy leżałem na łóżku, a Logan siedział okrakiem na moich biodrach. Przerwał pocałunek.

-Nie chcę cię tam zabierać, jednak jeszcze bardziej nie chcę cię zostawiać... dlatego pójdziesz ze mną. - powiedział mi na ucho. Podniosłem się gwałtownie i przytuliłem go.

-Jej! - pisnąłem. - Tylko musisz zadzwonić do mojej nauczycielki.

-Okey? - zgodził się niepewnie. Spod poduszki wyjąłem telefon i podałem mu go. Słyszałem jak Logan bawi się urządzeniem po chwili wybierając numer pani Peper.

-Słucham?

-Dzień dobry z tej strony Louis, poznaliśmy się... - zaczął.

-Ach tak! Pamiętam cię! Chłopaka Nata! -zaśmiała się.

-Tak, tak. Dzwonię w takiej sprawie...

-No oczywiście, że nie musi przyjść do szkoły! - przerwała. - Zabierz go gdzieś! Jest ładna pogoda, idealna na randkę w parku. - zaśmiała się.

-E.... dobrze.

-Miłej randki życzę! - rozłączyła się.

-Świetna babka, tylko trochę dziwna jak na nauczyciela. - powiedział chowając telefon pod poduszkę i całując mnie. - Randka w parku? Chyba całkiem niezły pomysł...

Zobacz echo moich słówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz