Rozdział 8 - DNA

9.5K 316 1
                                    

Jedyne co mogę powiedzieć to: NIENAWIDZĘ PONIEDZIAŁKÓW! Kto w ogóle wymyślił coś takiego?!
To jest straszne, gdy kończy się weekend a zaczyna tydzień roboczy. W szczególności to tragedia dla osób takich jak ja, czyli tak zwanych leniów.
Teraz siedzę w pracy jak codzień i czekam na wybawienie czyli przerwę która nie wiadomo ile będzie trwać ze względu na spotkanie z Malikiem, na które jestem umówiona. Jednak mogę stwierdzić że z jednej męki nazwanej pracą, będę musiała przejść do drugiej czyli spotkanie z klientem. Chwila. Nie. Jak to brzmi? Jeszcze wyjdzie że jestem zboczona. Nevermind.
Więc teraz siedzę w kawiarni w której jest kilka osób. Obserwując ich, czuję że czegoś mi brakuje. Lecz nie mam pojęcia czego.
Soph siedzi na zapleczu od paru minut rozmawiając przez telefon. Jestem pewna że po drugiej stronie linii jest Harry. Chyba wzięła sobie moje słowa do serca. Jestem jedynie ciekawa co z tego wyjdzie.
Rozmyślania przerwała mi Sophie.
-Mam się z nim spotkać- oznajmiła prosto z mostu.
-Gdzie?- zapytałam przenosząc wzrok na nią.
-Tutaj, ma być za 5 minut, bo jest w pobliżu.
-Ok, jak coś to masz mnie wołać. Jeśli zobaczę że coś jest nie tak, nie zawacham się podejść i przywalić mu- stwierdziłam. Każdy wie kto mnie zna, że nie żartuję.
-Dzięki- powiedziała przytulając mnie, co odwzajemniłam. Po chwili usłyszałam dzwonek który informuje o tym że przyszedł nowy klient. Gwałtownie odwróciłam głowę w tamtą stronę. Zobaczyłam wysokiego chłopaka, na oko w moim wieku, z ciemnymi lokami.
-Sophie, już czas- wyszeptałam, widząc w jej oczach zagubienie. Wydostała się z moich objęć i ruszyła w stronę lokatego. Ja za to usiadłam za blatem, wyciągając książkę mojego ulubionego autora - Dana Browna Kod Leonarda da Vinci. Przerzuciłam strony do zaznaczonego miejsca i zaczęłam czytać. Co chwilę zerkałam w stronę stolika przy którym moja przyjaciółka rozmawiała z Harrym. Słysząc dzwonek nad drzwiami, zamknęłam książkę zaznaczając gdzie skończyłam i wstałam z krzesła. To sobie poczytałam.
Gdy tylko zobaczyłam postać zbliżającą się do mnie, od razu rozpoznałam osobnika. Zayn. Jeszcze jego tu brakowało. Kiedy był już po drugiej stronie blatu, jak z automatu spytałam co podać.
-A przywitać się to nie łaska?- zapytał.
-Cześć, to co podać?- zapytałam obojętnie.
-Kawę mrożoną- zaczęłam przygotowywać napój kiedy Zayn zaczął się rozglądać, gdy jego wzrok natrafił na lokatego. Już zaczął się kierować w ich stronę, jednak złapałam go za nadgarstek i odwróciłam w swoją stronę.
-Nawet się nie waż- powiedziałam przymrużając oczy. On tylko popatrzył na mnie pytająco, na co puściłam jego nadgarstek.
-Jeśli im przerwiesz to mogę cię zapewnić że własna matka cię nie pozna- stwierdziłam, po czym udałam się przygotować kawę. Popatrzyłam na zegar. Mam jeszcze 2 godziny do spotkania z nim. Za chwilę będę musiała wyjść. Podałam mu gotowy napój i zaczęliśmy rozmawiać. Ponownie spojrzałam na zegar. Muszę już wyjść. Pożegnałam się z mulatem i podeszłam do stolika gdzie Soph siedziała z Harrym.
-Przepraszam że wam przeszkadzam, ale muszę wyjść- oznajmiłam i wyszłam z lokalu. Od razu skierowałam się do mieszkania aby się ogarnąć.
Szybko weszłam do swojego pokoju i ruszyłam do szafy z której wyciągnęłam luźny popielaty sweter, który moment później był na mnie. Popatrzyłam na zegarek, 15:30. Powinnam zdąrzyć. Wyszłam z mieszkania, zakluczając drzwi wejściowe i skierowałam się pod Big Ben.
Po około 20 minutach już siedziałam na miejscu, popijając moje ulubione Caramel Frapuccino. Cały czas rozmyślałam nad tą chorą sytuacją. Sophie i Harry. Ja i Malik. To dziwne, zwłaszcza że Harry dopiero teraz postanowił odezwać się do mojej przyjaciółki.
Dodatkowo musiałam poznać Zayna. Nigdy mi się nie zdarzyło być tak otwartą osobą wobec kogoś obcego. Ale było minęło, trzeba żyć dalej.
Moje częste rozmyślania przerwał głos zza moich pleców.
-Przepraszam za spóźnienie. Niestety na kor...- przerwał, w momencie w którym się do niego odwróciłam. Przez jego twarz przeszła fala emocji, od zaskoczenia do radości? Chyba muszę pójść do lekarza. Coś ze mną jest nie tak.
-Będziesz tak stał i się na mnie patrzył czy może usiądziesz i pogadamy o obrazie?- zapytałam, kiedy dalej stał i patrzył się na mnie jak sroka w gnat.
-A tak- ups, chyba się zmieszał.
-Więc przejdźmy do rzeczy, co ti ma być dokładnie, jaka technika, tematyka i tak dalej?
-Szczerze, to nie mam pomysłu. Masz wolną rękę co do wszystkiego.- oznajmił, czym mnie zdziwił -Pieniądze oddam za materiały, dodatkowo zapłacę za całokształt.
-Dobrze, ocenisz wartość po wykonanej robocie- stwierdziłam.
Po tym zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim. Ulubione rzeczy, pasje i inne błahostki. W końcu zrobiło się ciemno, więc zaczęłam się zbierać.
-Poczekaj, odwiozę cię- oznajmił uśmiechając się lekko.
-Nie trzeba, to 20 minu drogi pieszo- jednak on nalegał, więc żebym miała święty spokój, przystałam na jego propozycję.

DNA/RNA (seria DNA, Zayn Malik fanfiction) ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz