Rozdział 25 - DNA

6.6K 229 27
                                    

Następnego dnia, obudziłam się pełna energii. Nie wiem co ze mną nie tak, że wszyscy po alkoholu mają kaca oprócz mnie. Wstałam z wygodnego łóżka i skierowałam się do kuchni aby zrobić kawę dla naszych alkoholiczek. Nalewając płyn do kubka, usłyszałam że ktoś dobija się do mojego telefonu. Odstawiłam dzbanek i odebrałam.
-Halo?- powiedziałam zirytowana, nawet nie dadzą mi spokoju rano, o ile godzinę 11:00 można nazwać rankiem. No dobra, dla mnie to jeszcze noc bo jest wielkim śpiochem.
-Hej kruszyno- od razu cała złość mi przeszła, gdy usłyszałam znajomy lekko zachrypnięty głos mojego chłopaka.
-Hej, jak wasz wieczór?- zapytałam uśmiechnięta.
-Padliśmy o 11:00 , a u was?- wiedziałam, szkoda że się z nim o to nie założyłam. A to podobno kobiety mają słabą głowę.
-O 3:00. Przyjechałbyś do mnie? Potrzebuję wziąć swoje rzeczy, a nie mam jak ich zawieźć- powiedziedziałam, popijając kawę. W tej samej chwili do kuchni weszły nasze pijaczki.
-Ok, będę za góra pół godziny- stwierdził, na co się rozłączyłam. Muszę sobie kupić w końcu samochód, bo jak na razie moje prawo jazdy się marnuje.
-Mam dla was kawę- oznajmiłam głośniej aby bardziej pocierpiały. Tak, jestem wredna.
-Ciszej, proszę- wyszeptała El, na co się zaśmiałam. Wszystkie trzy popatrzyły na mnie morderczym wzrokiem co odwzajemniłam szerokim uśmiechem. Podałam im butelki wody i tabletki na ból głowy, po czym skierowałam się do sypialni aby się przygotować się do wyjścia. Ubrałam się w szarą bluzkę z wycięciami pod pachami, jasne poprzecierane jeansy i czarne workery. Włosy uczesałam w luźnego koka, a makijażu nie robiłam bo mam lenia. Zaczęłam wkładać do walizek swoje ubrania i bieliznę. Potem zaczęłam układać w pudłach książki, których było zaledwie dwanaście co jest mało z moją biblioteczką w Polsce, pamiątki, płyty i inne pierdoły. Gdy wszystko już zrobiłam, zaczęłam wszystko znosić do przedpokoju, po czym padłam jak długa na sofę. Kilka sekund później usłyszałam dzwonek do drzwi więcz wielkim ociąganiem i bólem kręgosłupa poszłam do drzwi.
-Więc mam rozumieć że się do mnie wprowadzasz?- zapytał Zayn, gdy był już wewnątrz mieszkania.
-A czego nie rozumiesz w słowach "muszę wziąć swoje rzeczy"?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie, na co ten wywrócił oczami. Skierowałam się do kuchni gdzie na stole leżały dziewczyny.
-Wstawać!- krzyknęłam, na co te o mało nie spadły z krzeseł.-Jadę do domu, jak coś to jedzenie macie w lodówce- oznajmiłam, na co one popatrzyły na mnie jak na ufo. -Co?
-Ale ty jesteś w domu- powiedziała Sophia, na co uśmiechnęłam się lekko.
-Już nie, przeprowadzam się. To pa!- rzuciłam na odchodne i wzięłam dwa kartony. Już miałam iść, gdy przede mną wyrósł Malik.
-Daj, pomogę ci- oznajmił na co powiedziałam krótkie "nie". Ten nie chcąc się kłócić, wziął bez pytania pudła które trzymałam i wyszedł z mieszkania. Westchnęłam zirytowana i wzięłam walizkę wychodząc z mieszkania. Po chwili byłam już przy samochodzie Malika,a on sam pakował pudła do bagażnika. Wsadziłam tam również walizkę i zamknęłam bagażnik. Kierowałam się do samochodu, gdy poczułam ręce oplatujące moją talię. Odwróciłam się twarzą do niego, a on na nic nie czekając, wpił się w moje usta. Poczułam jak cały świat zawirował a na nim tylko ja i on. Przyciągnął mnie do siebie, a ja założyłam ręce na jego kark, wplatając palce w jego ciemne miękkie włosy. Językiem musnęłam jego wargę, na co on odpowiedział lekkim rozchyleniem ust, aby nasze języki spotkały się w środku drogi i walczyły ze sobą. Gdy zabrakło nam powietrza, oderwaliśmy się od siebie, stykając nasze czoła i patrząc prosto w oczy.
-Dziewczyno, co ty ze mną robisz. Oszalałem na twoim punkcie już kilka miesięcy temu, a ty nadal robisz coś przez co szaleję jeszcze bardziej- wyszeptał. Po tych słowach poczułam ciepło w policzkach.-Kocham gdy się rumienisz- stwierdził, a ja pewnie wyglądam gorzej niż dojrzały burak przez bladą skórę. Odwróciłam się od niego, kierując się na miejsce pasażera. Kilkanaście sekund później siedziałam w aucie a koło mnie Zayn. Przez całą drogę myślałam: czy to nie za wcześnie? Przecież jesteśmy ze sobą cztery miesiące, a to podobno mało. Ale niczego nie jestem pewna, przez to że to mój pierwszy związek. Nawet nie zauważyłam jak dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłam z samochodu i otwarłam bagażnik biorąc walizkę. Czekałam aż Malik otworzy drzwi, bo jak na razie nie mam swoich kluczy. Po chwili byliśmy już w środku. Gdyby ktoś by mi powiedział że będę mieć chłopaka i to muzyka, wyśmiałabym tą osobę.
-Chłopacy przyjadą do nas. Mam nadzieję że nie masz nic przeciwko?- spojrzał na mnie pytająco, na co pokazałam mu język.
-Jeśli pomożesz mi się rozpakować to nie- stwierdziłam, kierując się do swojego pokoju.
-Gdzie idziesz?
-No do pokoju, a gdzie by indziej?- zapytałam nie rozumiejąc go. Malik skierował się do swojej sypialni, kładąc pudła. Podążyłam za nim, nie wiedząc co powiedzieć.
-Zayn, ja nie...- nie dokończyłam bo mi przerwał.
-Ronnie, spokojnie. Będziesz spała gdzie chcesz ale rzeczy zostaw tu.- powiedział na co wtuliłam się w niego. On odwzajemnił uścisk, całując mnie w czubek głowy. Nigdy przy nikim się tak nie czułam jak przy Maliku. Co ta miłość robi z ludźmi. Zawsze myślałam że faceci to świnie, przez to co mój ojciec robił. Teraz jednak gdy sama mam chłopaka, mogę powiedzieć że się myliłam. Na samo wspomienie ojca cały mój dobry nastrój pękł jak bańka, co nie uszło uwadze Zaynowi. -Kruszynko, co się stało?- odsunął mnie od siebie tak żeby patrzeć mi w oczy. Ja jednak krążyłam wzrokiem wszędzie byle by nie spojrzeć w rzekę kawy w jego oczach.
-Nic- wymamrotałam, zastanawiając się czy powiedzieć mu to co mnie gnębi. Wątpię żeby nie obyło się bez łez, mówiąc mu to co miało miejsce w mojej przeszłości.
-Ej, porozmawiaj ze mną. Musimy rozmawiać, nawet o tych najgorszych rzeczach.- oznajmił na co skinęłam lekko głową i usiadłam na łóżku. Nie wiedziałam jak zacząć, czułam się zagubiona. Zayn jakby wyczuwając wszystkie emocje usiadł naprzeciwko mnie, splatając nasze palce.
-Moja mama- wzięłam głęboki oddech -Moja mama zaczęła wyjeżdżać za granicę gdy miałam dwanaście lat. Przez pierwsze dwa lata jej nieobecności było świetnie. Dopóki ojciec nie zaczął pić. Zaczęło się od kilku piw, potem wziął się za wódkę. Gdy był pijany, nie panował nad sobą. Wszystko co było źle według niego, ja dostawałam w twarz. Potem mnie za to przepraszał, jednak na co mi przeprosiny skoro się nie poprawił?- nie zauważyłam gdy łzy zaczęły lecieć mi po policzkach. Zayn ścisnął moją rękę, dając mi znać że jest ze mną. -Raz wpadł w taką furię, że potem musiałam nakładać na twarz grubą warstwę podkładu żeby nikt nie zauważył. Nie wytrzymywałam tego psychicznie, zaczęłam palić i...- nie dokończyłam, bojąc się jak zareaguje Zayn. Popatrzyłam na swoje nadgarstki, nie wiedząc co zrobić. Zayn drugą ręką przekrzywił moją rękę w swoją stronę, a jego wzrok złapał blizny na nadgarstku. Jego palce muskały stare ślady po żyletce, jednak po chwili palce zastąpił ustami.
Przeszły mnie przyjemne dreszcze, a na rękach pojawiała się gęsia skórka gdy jego wargi dotykały mojej skóry.
-Już nikt cię nie skrzywdzi kruszynko. Przysięgam.- oznajmił, gdy oderwał się od moich nadgarstków, patrząc w oczy. Wytarł dłońmi łzy które spływały po moich policzkach. -Możesz mi coś obiecać?
Przytaknęłam, na co kontynuował -Nigdy tego sobie nie rób. Nie rób tego mi. Nie nam.- skinęłam głową, na co ten lekko się uśmiechnął i musnął moje usta.
-Chodź, miałeś mi pomóc w rozpakowaniu się- stwierdziłam, na co ten się zaśmiał. Wstałam z łóżka, ciągnąc Zayna za sobą.
-Jeśli mam być szczery to wolę żebyś mnie tak ciągnęła do łóżka- powiedział, łobuzersko się uśmiechając, przez co spaliłam buraka. Po chwili byliśmy już w garderobie, gdzie jedna część była zapełniona męskimi ubraniami a druga pusta.
Zaczęliśmy układać moje ubrania do poszczególnych półek. Ciuchy na wieszakach, buty na półkach.
-Chciałbym cię wtym widzieć w najbliższym czasie- na słowa Malika, odwróciłam się w jego stronę, a to co zobaczyłam zawsztydziło mnie do takiego stopnia że kolejny raz przypominałam pomidora. W dłoni trzymał komplet mojej koronkowej bielizny. Cholera.
-Wiesz co, ja dokończę to układać. Idź zrób coś do jedzenia- powiedziałam na co ten się zaśmiał i wyszedł z garderoby. Przez kolejną godzinę układałam pozostałe rzeczy. Potem zeszłam na dół, czując przyjemny zapach pochodzący z kuchni. Przy okazji usłyszałam jak mój ukochany śpiewa cholernie romantyczną piosenkę.

You and I
We don't wanna be like them
We can make it 'till the end
Nothing can come between
You and I
Not even the Gods above
Can seperate the two of us
No, nothing can come between
You and I
Oh You and I

Podeszłam do niego, przytulając od tyłu. Pocałowałam go w ramię, tuląc do siebie.
-Piękne- wyszeptałam, na co ten odwrócił się w moją stronę, cmokając w usta.
-Siadaj, zaraz będzie gotowe- oznajmił, na skinęłam głową i usiadłam do stołu.

Siedzimy całą paczką przed telewizorem, czekając na jak się okazało mecz. Oczywiście to by było dziwne, gdyby chłopacy nie wzięli swoich dziewczyn. Do tego dołączyła Anka, jednak jej narzeczony nie mógł się wyrwać z pracy. Skierowałyśmy się do mojej sypialni, gdyż chciała pogadać ze mną na osobności.
-Trzymaj- powiedziała, podając mi kopertę.
-Co to jest?
-No jak to co? Zaproszenie na ślub!- podziękowałam i razem wróciłyśmy do salonu. Usiadłam na kolanach Nialla, wiedząc że nie będzie miał nic przeciwko. Traktujemy się jak rozdzeństwo, więc nie ma zagrożenia że któreś z nas się w sobie zakocha. Przytuliłam się do niego, na co on odwzajemnił uścisk.
-Horan, kiedy sobie znajdziesz dziewczynę?- wyszeptałam, na co on się zaśmiał. Nie wiem co ja powiedziałam takiego zabawnego. Nieważne.
-Kiedyś spotkam odpowiednią, jednak teraz moją jedyną miłością jest jedzenie- odszeptał, na co uśmiechnęłam się lekko. Zawsze tak mówi, a potem nikt nic nie będzie wiedział.
-Wiesz że możesz zawsze na mnie liczyć?
-Wiem ale teraz zaczyna się bać o własne życie- oznajmił, na co zmarszczyłam brwi z niezroumienia.
-Dlaczego?
-Bo Zayn się na mnie patrzy jakbym mu rodzinę gazetą zajebał- stwierdził, na co wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem, a Niall za mną. Gdy się już uspokoiłam, wysłałam Malikowi całusa w powietrzu i usiadłam koło Ani.

Podczas pierwszych 15 minut meczu, razem z Anką komentowałyśmy po polsku przystojniaków z Borussi Dortmund, a przede wszystkim Lewandowskiego.
-Boże, jaki tyłek!- krzyknęłam, przybliżając twarz bardziej do plazmy.
-Tyłek ma świetny ale klata! Dwa słowa: ja pierdolę!- stwierdziła Anka, na co się zaśmiałam. Popatrzyłam na naszych towarzyszy, którzy patrzyli na nasz jak na ufo, za to Malik patrzył ciekawskim wzrokiem.
-No co?
-Nic, jestem ciekawy o czym wy tak dyskutujecie- oznamił na co pokazałam mu język, śmiejąc się.
-Gadamy o tym pięknym tyłeczku Lewandowskiego- powiedziałam, na co ten wstał wychodząc na taras. Po chwili ruszyłam za nim. Zobaczyłam że pali szluga, więc wzięłam jednego z parapetu i wyszłam do niego. Odpaliłam go, zaciągając się dymem.
-Nie pal- usłyszałam od chłopaka, stojącego obok mnie.
-Tobie też mogę to samo powiedzieć- odpowiedziałam, zerkając na niego kątem oka. -Dlaczego wyszłeś?
-Bo nie chcę słuchać jak gadasz o tyłku jakiegoś faceta. W ogóle nie chcę słyszeć czegoś takiego- oznajmił, na co się uśmiechnęłam.
-Jesteś zazdrosny. Ale wiesz co?- podeszłam do niego, tak abym mogła mu wyszeptać do ucha. -Twój tyłek jest najlepszy na świecie- po czym klepnęłam go dupę i weszłam do domu.
______________________
Mamnadziejęże spodoba wamsięnowyrozdział.
piszciekomentarzei oddawajcie głosy :)

WYJĄTKOWOwtymtygodniuadokładniejwniedzielępojawisiękolejnyrozdział, jako''odszkodowanie''zatakdługieczekanie.

Olka :)xx

DNA/RNA (seria DNA, Zayn Malik fanfiction) ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz