Rozdział 4 - Koszula z jego zapachem

36.2K 1.9K 732
                                    

Korekta - √

Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).


***Kornelia 

Wzdrygnęłam się na dreszcze, które przeszły po moim ciele, gdy tylko pojawił się w zasięgu pięciu metrów ode mnie. Patrzył na mnie przestraszony, spokojnie skanując wzrokiem całą moją sylwetkę. 

- Niech pan nie pyta, błagam.

Chciałam się odwrócić i odejść do łazienki, aby się jakoś ogarnąć, ale on złapał mnie za ramię i zmusił, abym się do niego odwróciła i spojrzała na niego. Nie chciałam, aby widział mnie taką. Nie chciałam, aby ktokolwiek mnie taką widział, a przez niego coraz więcej ludzi widziało, w jakim stanie jest moja koszulka.

- Chodź ze mną - wskazał ruchem dłoni.

Westchnęłam ciężko i spojrzałam błagalnie na Monikę. Ta tylko na mnie spojrzała i gestem rąk pokazała, abym poszła za nauczycielem. Zgromiłam ją wzrokiem, ale ostatecznie poszłam za nim. Chcąc nie chcąc miało to także swoje plusy, miałam pełny widok na jego szerokie plecy i bezkarnie mogłam patrzeć na pracę jego mięśni. Mimowolnie mój wzrok zjechał na jego tyłek, który prezentował się całkiem, całkiem. Co ja gadam?! Poczułam jak przyjemne dreszcze przechodzą po moim ciele. Kornelia, do jasnej cholery, ogarnij się, błagam.

Razem z nauczycielem weszłam do jego klasy. Otworzył drzwi i puścił mnie przodem. Najbardziej dziwiło mnie to, że uśmiechał się dziwnie. Mam nadzieję, że to nie jest jakiś zboczeniec czy coś. Nie chcę być sam na sam w klasie ze zboczonym nauczycielem.

Zamknął za nami drzwi, ale nie na klucz, więc odetchnęłam z ulgą. Mężczyzna podszedł do kantorka, zostawiając mnie samą. Po chwili wrócił. W rękach trzymał kawałek szmatki, wodę i jeszcze błękitny materiał. Podszedł do mnie, położył to wszystko na ławce i spojrzał mi w oczy. Był wysoki. Moje oczy znajdowały się na wysokości jego ust, więc musiałam delikatnie zadrzeć głowę, aby spojrzeć w jego piękne, niebieskie oczy.

- Rozbieraj się - powiedział władczo i pewnie.

Przez chwilę nie mogłam przyswoić słów, które mi powiedział. Moje oczy musiały być wielkie, jak spodki filiżanki. Stałam jak słup soli i po prostu się na niego gapiłam.

- Co proszę? - spytałam cichym, zachrypniętym głosem.

Wiedziałam! To jakiś gwałciciel, zboczeniec!

W jednej chwili obleciał mnie zimny pot strachu.

- Musisz ściągnąć koszulę, żebym mógł umyć ci plecy, nie? Przecież będziesz miała całe lepkie i jeżeli tego nie umyjemy, to zabarwi wszystko, co na siebie założysz.

Teraz jego słowa dały mi do myślenie. Miał rację. Miał cholerną rację!

- Wolałabym zrobić to sama w łazience.

- Nie wymyjesz dobrze pleców. Rozbieraj się - powtórzył.

Przełknęłam głośno ślinę. Mój rozum krzyczał, żebym uciekała, zostawiła go i już chodziła w tej koszuli lub nawet poszła do domu, ale jakoś moja dusza i serce mówiły mi, że mogę to zrobić, że on nie zrobi mi krzywdy. Nie wiem dlaczego, ale posłuchałam tych drugich. Ze mną jest coraz gorzej, zdecydowanie.

Pomału odwróciłam się do niego plecami. Moje policzki na pewno były czerwone i cieszyłam się, że nie widział mojej twarz. Chwyciłam za końcówki koszuli i ją zdjęłam. Dopiero teraz mogłam się przyjrzeć, że całe plecy były czerwone od soku. Super. Przecież to się nie spierze tak łatwo. Rzuciłam koszulę na ławkę i spokojnie czekałam na ruch nauczyciela.

Nauczyciel i licealistkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz