Rozdział 8 - Wizyta u rodziców

33.8K 1.9K 402
                                    

Korekta - √

Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).


***Carlos

Nie mogłem dłużej wytrzymać w tym przeklętym domu! Od pożaru minął już tydzień, a ja nie ruszyłem się nawet o krok z domu. Brała mnie już nerwica. Zdążyłem posprzątać cały dom, podwórze, nawet piwnicę i garaż. Robiłem wszystko, aby zająć czymś myśli, ale wszystko tak czy siak wracało do brązowowłosej piękności. 

Wstałem. Skierowałem swoje kroki w stronę garażu. Ryk silnika, droga i szybka jazda. Mijałem poszczególne budynki, które pomału zaczynały pojawiać się coraz rzadziej, aż wreszcie całkowicie zniknęły. W ich miejsce pojawił się las. Wielki, gęsty las. Znalazłem odpowiedni wjazd. Jeszcze chwila i zza wielkich drzew wyłoniła się ogromna willa, a obok niej nieco mniejszy domek - mój rodzinny dom.

Zaparkowałem przed moim rodzinnym domem. Z daleka kilka wilków skłoniło mi się w pół, a ja im odpowiedziałem jedynie kiwnięciem głowy. Tyle razy im mówiłem, aby tego nie robili, to oni na upartego. Bez pukania wszedłem do środka. Na dzień dobry poczułem przyjemny zapach ziemniaków i pieczonego mięsa. Ściągnąłem buty i pomału zacząłem kierować się w stronę cudownego zapachu.

Stojąc w progu kuchni zapukałem w ścianę, gdyż nie było drzwi. Fioletowe włosy zafalowały i już po chwili zobaczyłem przed sobą fiołkowe oczy. Kobieta stanęła na palcach i uścisnęła mnie mocno, krzycząc przy tym moje imię. Była bardzo szczęśliwa na mój widok.

- Cześć, mamo - uśmiechnąłem się i także ją przytuliłem.

- Jak dobrze cię widzieć, długo nas nie odwiedzałeś.

Mama wróciła do robienia obiadu, a ja usiadłem przy stole.

- A wiesz... szkoła. Sprawdziany, kartkówki i te sprawy - odpowiedziałem wymijająco.

- No proszę, proszę, kto to nas odwiedził - usłyszałem za sobą męski głos.

Od razu poderwałem się do góry i spojrzałem w oczy mojego ojca. Ten wyprostował się dumnie. Skubany, wiedział, że tego nie lubię, bo byłem od niego niższy. Podszedłem do niego i złączyliśmy się w męskim uścisku.

- Carlos.

- Tato.

Razem skierowaliśmy się w stronę stołu.

- Wy to jesteście niemożliwi. Formalni, jakbyście mieli kije w dupie. A może by tak trochę cieplej? - zagadnęła mama jak zawsze bezpośrednia i wygadana. Za to ją kochałem najbardziej.

- Kochany ojczulku, jak tam u ciebie słychać, hę?

- W porządku, mój ty synununiu - odpowiedział przesłodzonym głosem mój tata.

Mama przekręciła oczami, a my zaczęliśmy się głośno śmiać. Gdy się uspokoiliśmy, dostaliśmy talerze z obiadem, do tego kawę.

- A gdzie nasz dzik? - zagadnąłem pomiędzy kolejnymi kęsami.

- A gdzie ma być? Na obozie, jak zawsze - odpowiedziała obojętnie mama, chociaż zdawałem sobie sprawę, że w środku denerwuje się. Zawsze tak było, udawała twardą, a wewnątrz trzęsła się ze strachu, szczególnie, jeżeli chodziło o jej dziecko...

- Może wreszcie znajdzie mate - rzuciłem z nadzieją.

- Przydałoby się. Trochę powagi jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a szczególnie takiemu zwierzęciu - burknął mój ojciec, a mama zachichotała pod nosem.

Nauczyciel i licealistkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz