Rozdział 14 - Pozytywka

31.3K 1.8K 187
                                    

Korekta - √

Jeżeli znajdziecie jakiś błąd - proszę, napiszcie obok ;).


***Kornelia

Byłam już zmęczona czytaniem książki. Minęły dwie godziny, a ja leżałam na łóżku w jednej pozycji. Spodobała mi się książka, ale byłam już zmęczona. Wstałam, aby ją odłożyć. Odkładając, zauważyłam na półce ozdobne pudełeczko. Wyglądało naprawdę bardzo ładnie i przykuwało uwagę. Wzięłam je do ręki. Nie było duże, akuratnie idealnie mieściło się w mojej ręce. Było koloru srebrnego ze złotymi dodatkami i białymi diamencikami. Na wieczku narysowany był wyjący wilk. To było naprawdę ładne pudełeczko.

Odblokowałam je i otworzyłam. Przez chwilę ze środka wydobywała się cichutka melodyjka, ale potem zaczęła się zmieniać... jakby psuł się mechanizm. Nie powiem, było to straszne, aż mi ciarki przeszły po plecach. Niespodziewanie z pozytywki zaczęło wydobywać się światło. Krzyknęłam i wyrzuciłam to ustrojstwo. Upadło na ziemię, ale się nie zamknęło. Ze światła wydobyła się jakaś poświata. Sparaliżowana strachem i pchana ciekawością po prostu patrzyłam na to, co się dzieje. Przezroczysta chmurka zaczęła wirować po całym pokoju, zatoczyła kilka kółek dookoła mnie, aż poczułam na policzku czyjś chłodny dotyk. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Przed sobą ujrzałam twarz. Twarz kobiety. Bardzo pięknej kobiety, ale niestety... bez kolorów. Spojrzała na mnie czule i uśmiechnęła się delikatnie. Przełknęłam ślinę.

- Nadałabyś się - odrzekła spokojnym, aksamitnym głosem. - Ale na świecie jest już ktoś potężniejszy od ciebie.

Klepnęła mnie delikatnie w policzek i pofrunęła nie wiadomo gdzie. Upadłam na ziemię, ciągle patrząc w miejsce, gdzie widziałam ją ostatnio.

***Carlos

- Carlos... Carlos. Carlos, do cholery! - ocknąłem się i spojrzałem na ojca. Byliśmy w sali narady, gdzie znajdowały jeszcze trzy inne Alfy, między innymi mój wujek, Sam.

- Wybacz, możesz powtórzyć? - spojrzałem na wysokiego mężczyznę, który bacznie mi się przyglądał.

- Co się dzieje? - wyparował nagle.

- A co ma się dziać? Nic. Kontynuuj.

- Carlos, jesteś moim synem od dwudziestu sześciu lat, widzę, że coś cię zadręcza.

- Nie, po prostu... Miałem dziwne wrażenie, że coś dzieje się z Kornelią, moją mate.

- To co ty tutaj jeszcze robisz?!

- To tylko przeczucie, nic poza tym - uspokoiłem ojca.

- Carlos, wilki mają instynkt. Jeżeli czujesz, że coś dzieje się z twoją mate, to jest duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie jest! Dlatego zbieraj manatki i leć do niej jak najszybciej!

Nie potrzebowałem niczego więcej. Wybiegłem z sali i ruszyłem do samochodu. Wyjechałem z piskiem opon i po kilkunastu minutach byłem już pod domem. Nie wiedziałem żadnych śladów włamania, ale wolałem się upewnić. Szybko otworzyłem drzwi i wparowałem do środka. Nic. Udałem się za zapachem, który prowadził do mojego pokoju. Wszedłem do środka. Kornelia siedziała na ziemi, wyraźnie przestraszona i oszołomiona, a obok niej leżała pozytywka.

Otwarta pozytywka.

Kurwa!

Nie przejmowałem się jednak pozytywką i szybko doskoczyłem do Kornelii, wziąłem ją na ręce i wyprowadziłem z tego pokoju. Usiadłem w salonie na kanapie, a ją posadziłem na swoich kolanach. Oddychała głęboko, najwidoczniej starała się uspokoić po tym, co ją spotkało. No właśnie. Co ją spotkało, do cholery?!

Nauczyciel i licealistkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz