Epilog

32.6K 1.8K 149
                                    



Kornelia przeciągnęła się na łóżku. Spojrzała na bok i zobaczyła śpiącego Carlosa. Spojrzała dół i pogłaskała swój wielki brzuch. Uśmiechnęła się pod nosem do swojej małej dziewczynki. Już zdecydowała, że będzie się nazywała Oliwia, ale Carlos powiedział, że musi mieć angielskie imię. Ostatecznie Kornelia zgodziła się jedynie na to, aby jej imię pisało się przez „V". Czyli Olivia. I oboje byli szczęśliwi.

- Dzień dobry, jak się miewasz, królewno? - Carlos pogłaskał jej brzuch.

Luna zaśmiała się z jego gestu.

- Bardzo dobrze. Ale...

- Cicho! Nie mówiłem do ciebie, tylko do mojej małe księżniczki - warknął Carlos, przykładając ucho do brzucha. - Co mówisz? Że mamusia chce mnie tobie zabrać? Ale co ja zrobię? Należę do mamusi - odsunął się od brzucha i przysunął się do moich ust.

Pocałowałam go.

- Tylko mój - wypowiedziałam pomiędzy pocałunkami.

Jak codziennie Kornelia została zniesiona ze schodów. Na początku wierciła się i nie chciała, ale Carlos był bardzo natarczywy i nie dał się spławić w tej kwestii. A teraz jest już w siódmym miesiącu. I od siedmiu miesięcy daje się znosić.

- Jak myślisz, kim będzie nasza córeczka?

- Betą - odpowiedział natychmiast Carlos, a ona spojrzała na niego marszcząc brwi.

- Skąd masz tą pewność?

- Bo wiem. Wilkołaki moją ojcowskie przeczucie. Mój ojciec też wiedział, że będę Alfą.

- Super.

- A dlaczego ty nie widzisz kim będzie nasza córka? Przecież jesteś wyrocznią.

- Tak, ale patrząc na nią po prostu widzę dziewczynkę. Przecież nie ma na czole napisane „jestem Betą". Błagam cię.

- Masz rację - zaśmiał się krótko.

I czas znów się zatrzymał. Tym razem widziała, jak jej córka przemienia się w wilka i... spotyka wampira. I tutaj niespodzianka.

Nabrała gwałtownie powietrza.

- Słońce, nic ci nie jest?!

- Co? Nie. Po prostu... widziałam Olivię.

- Co widziałaś?

- Jak zmienia się w wilka i... znajduje swojego mate.

- Naprawdę?! Kto to? Jakiś potężny wilkołak?

- Wampir.

- Nie jest źle. Jeżeli będzie szczęśliwa, to nie mam nic przeciwko.

- Tylko... wiesz co? Ten chłopak był podobny do... Mai.

- Maja jest wampirem i ponoć znalazła swojego mate, dlatego nie było jej na naszym weselu. Myślisz, że jej syn i nasza córka?

- Ja nie myślę...

- A przydało by się - przerwał je i się zaśmiał. Klepnęła go w głowę.

- Chodziło mi, że ja to wiem. Są sobie przeznaczeni.

- No przecież wiem, wiem. Śmiałem się.

Weszli do kuchni, gdzie powoli zjedli śniadanie, a następnie przenieśli się do salonu. Usiedli na jednaj z kanap i jak zwykle rozpoczęła się rozmowa z watahą. Coś przykuło uwagę Kornelii. To było dziwne światło. Uśmiechnęła się szeroko.

- Hejka! Już wróciłaś?! - krzyknęła.

Wszyscy spojrzeli na nią, a po chwili w salonie pojawiła się osiemnastolatka.

- Jak to jest, że ledwo wejdę do domy, nawet mnie nie zobaczysz, nie usłyszysz, a już wiesz, że to ja? Nie rozumiem tego.

Kornelia zaśmiała się.

- To proste. Twoja aura jest tak jasna, że widać ją z daleka.

Dziewczyna zaśmiałam się i zniknęła w kuchni.

- Skończyły ci się zapasy, to przyszłaś tutaj? - krzyknął do niej Carlos. Z kuchni było można usłyszeć śmiech.

- A żebyś wiedział, braciszku!

Alfa pokiwał przecząco głową i przytulił do siebie Kornelię. Jednak ta się nie dała.

- Liana, Sam i Samantha idą.

- Matko, co im dzisiaj jest?! Jakaś schadzka rodzinna, czy co?

Kornelia zachichotała, a po chwili było można usłyszeć głos dwunastolatki. Luna uśmiechnęła się na jej widok. Uwielbiałam tą małą dziewczynkę, która już nie była taka mała jak kiedyś.

Samantha od razu usiadła obok cioci i zaczęła mówić.

- Ciocia, a wiesz, że u nas w szkole będzie wymiana zza granicy?

- Serio?

- No. Może jakiś fajny chłopak przyjedzie - Sam warknął.

Aura Samanthy była... różowa! To był naprawdę intensywny róż, jakiego jeszcze Kornelia nie widziała. Zdawał się być z dnia na dzień coraz żywszy. Aury Sama i Liany były czerwone.

Uśmiechnęła się na widok tej pięknej palety barw. Mogła już nawet zobaczyć aurę swojego małego skarbku, który nosiła pod sercem. Miała kolor żółty. Jak słońce.

Oparłam się i wzięła wdech. Wszystko ułożyło się cudownie.

Była szczęśliwa.


__________________________________

A więc tym akcentem kończymy tą książkę i lecimy do ostatniej powieści z serii o wilkołakach Wooder.


Nauczyciel i licealistkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz